Takie piękne masakry

Jarosław Marek Rymkiewicz realizuje w swoich esejach najważniejsze powołanie intelektualisty: stawia Polakom zasadnicze pytania i próbuje obalać stereotypy

Publikacja: 05.11.2010 18:20

Takie piękne masakry

Foto: Rzeczpospolita

Kiedy następne pokolenia polonistów będą opisywać początek XXI wieku. dojdą do zaskakujących wniosków. Żyjemy w czasach, gdy enfant terrible (czyli dosłownie okropnym dzieckiem) polskiej literatury jest 75-letni poeta i eseista, który jako bodaj jedyny współczesny twórca ma też ambicję obalenia teorii uważanych za fundamentalne dla naszej kultury. Chce zmiany paradygmatu i dekonstrukcji mitów, ale proponuje również wyrazistą alternatywę. To temu właśnie celowi służą kontrowersyjne wypowiedzi Jarosława Marka Rymkiewicz w mediach oraz jego kolejne książki eseistyczne. Jest to tym bardziej zaskakujące, że mówimy o literackim idolu konserwatywnej prawicy. A jednak to poeta z Milanówka jest dziś najodważniejszym i najbardziej prowokacyjnym współczesnym polskim autorem. Na jego tle młodsi o pół wieku pisarze to cyniczni konformiści.

Nie trzeba się od razu z Rymkiewiczem zgadzać, by docenić jego literacki talent i intelektualną klasę, zresztą ma on zdecydowanych przeciwników nawet wśród ludzi o pozornie podobnych poglądach (co wyszło na jaw po publikacji „Kinderszenen”). Ale jak bardzo byłby kontrowersyjny i irytujący, nie zmieni to faktu, że mówimy o wielkim poecie i najciekawszym bodaj współczesnym polskim eseiście. Czego dowodzi także wydany właśnie „Samuel Zborowski”, jego trzecia wybitna książka od 2007 roku, kiedy to ukazało się „Wieszanie”! Wraz ze wspomnianymi wyżej „Kinderszenen” te eseje tworzą trylogię historyczną, której celem jest nowe odczytanie dziejów Polski. A ukrytym przesłaniem dyskusja na temat tego. jacy jesteśmy.

Rymkiewicz pisał eseje już wcześniej. Od końca lat 60. wydał kilkanaście książek poświęconych przede wszystkim wielkim XIX-wiecznym romantykom (Mickiewiczowi, Słowackiemu, Fredrze). Jego dawne teksty były jednak bliskie literatury, w nowych skupia się na tych momentach w historii naszego kraju, które mogą pokazać Polaków w sposób zaskakujący dla nich samych. Na czym polega metoda Rymkiewicza. można doskonale pokazać na przykładzie „Samuela Zborowskiego”.

[srodtytul]Wolności i przywileje szlachetnie urodzonych [/srodtytul]

Tytułowy bohater książki, XVI-wieczny magnat, to postać nieco dziś zapomniana, co zapewne wynika również z tego, że uznano go za zdrajcę. Zborowski należał jednak do ulubionych postaci twórców polskiego romantyzmu. Jeden z najlepszych dramatów w swoim dorobku poświęcił mu Juliusz Słowacki, zresztą autor „Kordiana” uważał się za jego spadkobiercę, następcę w łańcuchu wielkich buntowniczych duchów.

Negatywnym bohaterem swojej sztuki uczynił natomiast Jana Zamoyskiego (czy też Zamojskiego, jak chce Rymkiewicz). I w tej kwestii XIX-wieczny romantyk oraz współczesny eseista są zgodni, bo hetman wielki koronny dla obu jest czarnym charakterem tamtej epoki. O jakiej epoce jednak mówimy? O czasach największego w historii rozkwitu Rzeczypospolitej szlacheckiej, zwanych też złotym wiekiem, kiedy nasz kraj był gospodarczą, polityczną i militarną potęgą. Czemu towarzyszył również rozkwit nauki (np. Mikołaj Kopernik) i kultury (np. Jan Kochanowski). Wedle przyjętej powszechnie interpretacji były to również czasy niezwykłej, jak na ówczesną Europę, tolerancji religijnej. Rzeczpospolita, do której prądy reformacyjne też dotarły, nazywana jest „państwem bez stosów”, jako że nie było w owym czasie poważnych konfliktów między różnymi wyznaniami, które w innych krajach kończyły się w tamtych czasach regularnymi wojnami.

Wyjątkowy był także ustrój XVI-wiecznej Rzeczypospolitej. Gdy w Europie tworzyły się zręby królewskiego absolutyzmu, który ukształtował polityczne oblicze kontynentu na następne stulecia, w Polsce rozkwitała demokracja szlachecka. Nie bez wpływu na ten proces było wygaśnięcie panującej rodziny Jagiellonów, której ostatnim przedstawicielem był zmarły w 1572 roku Zygmunt August. Kolejni królowie Rzeczypospolitej, aż do czasu rozbiorów, byli władcami elekcyjnymi, wybieranymi przez naród szlachecki. By mogli otrzymać tron, musieli respektować wszystkie wolności i przywileje szlachetnie urodzonych. Co, jak uważa większość historyków (i większość Polaków), doprowadziło kwitnące państwo do anarchii, a później upadku.

[srodtytul] Niech drzwi otworzą [/srodtytul]

Co to ma jednak wspólnego z Samuelem Zborowskim? Otóż bardzo wiele. Bohater książki Rymkiewicza należał bowiem do jednego z najpotężniejszych rodów XVI-wiecznej Rzeczypospolitej, skoligaconego ze wszystkimi, którzy w tamtych czasach coś znaczyli. To Zborowskim, w dużej mierze, tron zawdzięczali pierwsi władcy elekcyjni: Henryk Walezy i Stefan Batory. A mimo to Samuel skończył jako banita oskarżony o zdradę. Dlaczego? Wszystko zaczęło się od niefortunnego rzutu czekanem, gdzieś na Wawelu, który był w owym czasie rezydencją polskich królów. Źródła z tamtych czasów są niesłychanie skąpe, nie ma nawet pewności, czy rzucał sam Samuel Zborowski czy ktoś z jego orszaku. Nie jest też jasne, czy to był wypadek, zabójstwo w afekcie czy zaplanowane z zimną krwią morderstwo. Jedno jest niewątpliwe, całe zdarzenie zakończyło się śmiercią kasztelana przemyskiego Andrzeja Wapowskiego, który stał się przypadkową ofiarą ataku na Jana Tęczyńskiego, jedną z najpotężniejszych person epoki.

Zborowski chciał pomścić zniewagę, której, w swojej opinii, padł ofiarą. Rzecz działa się bowiem podczas pierwszego turnieju rycerskiego na cześć Henryka Walezego urządzonego na Wawelu. Samuel ogłosił wtedy, że dla chwały króla gotów jest się potykać z kimś równym mu urodzeniem. Wyzwanie podjął sługa Tęczyńskiego niejaki Janusz Kroata (czyli prawdopodobnie Chorwat), który był człowiekiem z gminu. Urażony magnat odmówił stawania z nim do walki i do pojedynku wysłał człowieka ze swojego orszaku. Wtedy czekan pojawia się po raz pierwszy. Chorwat zrzuca z siodła przeciwnika i chce go dobić na oczach wszystkich. Samuel Zborowski, wściekły z powodu tego haniebnego zachowania, dobywa broni i próbuje dopaść Kroatę. Tamten ucieka. Ciąg dalszy następuje, gdy Tęczyński nie chce podjąć wyzwania i stanąć na ubitej ziemi. Zborowski jest zdania, że cała intryga miała na celu upokorzenie go, a za wszystkim miałyby się kryć przyczyny polityczne (jak przypuszcza Rymkiewicz).

Chodzi o to, że obie rodziny wspierały podczas elekcji innych kandydatów. Po Maksymilianie Habsburgu, pierwszym potężnym władcy Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, którego wspierali Tęczyńscy, spodziewano się bowiem, że ograniczy szlacheckie wolności, w tym wolność wyznania. Zborowscy, którzy byli kalwinami, pomogli więc doprowadzić do wyboru słabszego politycznie (i niedysponującego armią) Francuza Walezego. Mimo że był wyzywany kilkakrotnie Andrzej Tęczyński odmawiał pojedynkowania się z Samuelem Zborowskim; kiedy się w końcu zgodził, również nie miał chyba zamiaru dotrzymać słowa. To dlatego doszło do starcia magnackich orszaków, podczas którego rzucono czekanem, co skończyło się śmiertelną raną kasztelana przemyskiego (żył jeszcze dwa dni). Zborowski, zobaczywszy, co się stało, ucieka. A Tęczyński zabiera rannego na zakrwawionej szubie z soboli na królewskie pokoje. Na Wawelu zaczyna się wtedy zamieszanie, a z ust Henryka Walezego pada kluczowe dla wywodu Rymkiewicza zdanie. „Niech drzwi otworzą i niech się teraz stanie, co stać się powinno” – powiada ponoć władca. Relacjonujący tę sytuację arcybiskup Solikowski oraz inni przychylni królowi kronikarze twierdzą, że takie słowa nie padły, że ci, którzy je powtarzają, to ludzie złośliwi, którzy rzucają „potwarz”. Dlaczego? Bo odebrano je powszechnie jako zachętę do rzezi innowierców.

Henryk Walezy był świadkiem (a być może i uczestnikiem) nocy św. Bartłomieja, gdy katolicy wymordowali tysiące hugenotów i – jak twierdzi Rymkiewicz – „jego paryskie doświadczenia mówiły mu, że taka duża rzeź to jest coś, co się opłaca, bo ułatwia rządzenie”. Dlaczego zatem do wojny religijnej nie doszło? Nie dlatego, że jesteśmy od Francuzów czy Niemców łagodniejsi. Ale z tego powodu, że naród szlachecki nade wszystko cenił sobie wolność i nie zgadzał się na rezygnację z najmniejszej choćby jej cząstki (w tym w zakresie wyznania). Nieżywy pies nie gryzie

Można tego dowieść również na przykładzie dalszych losów Samuela Zborowskiego, który skazany na banicję (ale nie na utratę szlachectwa, co było karą najdotkliwszą, gorszą niż wyrok śmierci) wyjeżdża do Siedmiogrodu. Walczy u boku tamtejszego księcia Stefana Batorego, skutecznie wspiera go też w staraniach o polski tron. Razem z nowym władcą wraca do kraju, późniejsze wiadomości o nim są skąpe. Wiadomo że został kozackim hetmanem, uczestniczył w wojnie z Rosją i prowadził wielki handlowy interes na międzynarodową skalę. Dobrze znane są za to ostatnie dni jego życia. Ponieważ król nie odwołał wyroku banicji, zostaje na jego polecenie ujęty przez ludzi Zamoyskiego, gdy polując z sokołami odwiedza siostrzenicę. Później zaś zostaje ścięty na Wawelu.

Dlaczego Samuel Zborowski nie chronił się przed królewskimi ludźmi? Nie wierzył, że Stefan Batory i hetman Zamoyski posuną się do takiego pogwałcenia szlacheckiej wolności. Zresztą oburzenie przeciwko wyrokowi, a zwłaszcza torturom, jakim poddano magnata, było wśród szlachetnie urodzonych powszechne. Uznano go za dowód królewskiej tyranii. Zborowski padł jednak ofiarą intrygi, o którą Jarosław Marek Rymkiewicz oskarża Jana Zamoyskiego. Ponieważ hetman był skoligacony z Batorymi, miał dążyć do ustanowienia dynastii i budowy monarchii absolutnej. To on miał powiedzieć królowi, że Zborowscy chcą go zabić. Jak było w istocie, nie bardzo wiadomo. Pewne jest, że władca o spisku słyszał, zarządził egzekucję i skomentował ją słowami „Canis mortuus non mordet” („Nieżywy pies nie gryzie”).

Poza opisaniem głównego wątku losów Samuela Zborowskiego znajdziemy w nowej książce Rymkiewicza intrygujący portret epoki, rozważania na temat polszczyzny, polskiej kultury, Nietzschego, Heraklita, cen wina, powszechności egzekucji w XVI-wiecznej Polsce i lipy Jana Kochanowskiego (która okazuje się jaworem). Pisarz, który tym razem ma mało materiału historycznego, tworzy rodzaj patchworku, co sprawia że czasem bardzo daleko odbiega od głównego wątku. Nie ma jednak wątpliwości, co chce w „Samuelu Zborowskim” powiedzieć.

[srodtytul] Jednocześnie kulturalni i dzicy [/srodtytul]

Rymkiewicz uderza w mit polskiej tolerancji czasów złotego wieku, który jest dla niego jeszcze jedną historyczną bajką dla grzecznych dzieci, próbą gombrowiczowskiego upupiania dawnych Polaków. Podaje przykłady niszczenia kościołów i zbrodni na tle religijnym przeczące powszechnemu przekonaniu o panującym wtedy w Rzeczypospolitej pokoju. Twierdzi też, co zweryfikować jest niezwykle trudno, że rzeź była o krok. Poza tym utrzymuje, że szlachecka demokracja na granicy anarchii była najlepszą rzeczą jaka Polakom mogła się przydarzyć, bo nikt nie krępował wtedy ich ducha. Alternatywę: wolność albo porządek uważa za fałszywą, przyczyn upadku Rzeczypospolitej szlacheckiej upatruje raczej w tym, że nie potrafiliśmy wtedy wyłonić polskiej dynastii, a elekcyjni władcy pochodzący z zagranicy bardziej przejmowali się interesami własnymi niż kraju. Rymkiewicz za fałszywą w odniesieniu uważa jeszcze inną alternatywę. Twierdzi mianowicie, że choć XVI-wieczna szlachta była bardziej cywilizowana i wykształcona niż współcześni Polacy, wcale nie znaczy to, że była pozbawiona krwiożerczych instynktów. Powszechne były wtedy egzekucje, a karę śmierci wykonywano za byle kradzież. Polscy szlachcice byli jednocześnie kulturalni i dzicy.

Nie ze wszystkim, co pisze Rymkiewicz, można się zgodzić. Większość argumentów pisarza można interpretować dokładnie na odwrót. Bo skoro Henryk Walezy namawiał do rzezi, a w końcu do niej nie doszło, to może po prostu francuski władca nie rozumiał swoich polskich poddanych? Podobnie z demokracją szlachecką, której negatywne skutki są dobrze znane i w końcu, w jakimś stopniu, doprowadziły państwo do upadku. Rzecz jednak w tym, że Rymkiewicz podsuwa nam raczej tezy do dyskusji, niż przedstawia prawdy objawione. Robił tak również w poprzednich książkach. W „Wieszaniu” dowodził, że ofiary samosądów czasu insurekcji kościuszkowskiej dobrze się Polsce przysłużyły, bo dobrze jest ukarać dotkliwie zdrajców. W „Kinderszenen” mieliśmy z kolei opowieść o pięknej masakrze powstania warszawskiego, którego ofiary pomogły Polakom stworzyć wspólnotę i ocalić tożsamość. Sądząc po reakcjach publicystów, większość nie dała się pisarzowi przekonać. Jedno jest wszak pewne: pokazując wydarzenia od innej strony, obalając mity i stereotypy, które każą nam wierzyć w przyrodzoną łagodność Polaków bądź bezrefleksyjnie każą nam uważać za narodowe wady cechy, w innych warunkach uznawane za zalety, wypełnia Jarosław Marek Rymkiewicz podstawową powinność intelektualisty. Stawia nam pytania o sprawy zasadnicze i zachęca do refleksji nad samymi sobą, sprzeciwiając się obiegowym opiniom.

Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego
Literatura
Percival Everett „dopisał się” do książki Marka Twaina i zdobył Nagrodę Pullitzera