1 lipca minęło 20 lat od rozwiązania Układu Warszawskiego. Książka Jerzego M. Nowaka ukazuje, jak groźny był to sojusz nie tylko dla wrogów, ale i jego członków.
Socjalistyczny sojusz polityczno-wojskowy przez 35 lat spędzał sen z powiek kapitalistycznemu Zachodowi. NATO podejrzewało, że dowodzący Układem Warszawskim Sowieci pod byle pretekstem zaatakują ideologicznego wroga. Im ZSRR był słabszy, tym prawdopodobieństwo ataku rosło, bo tylko uderzenie z zaskoczenia mogło dać słabnącemu mocarstwu przewagę nad USA. Polska, tak jak inne kraje satelickie, na rozkaz Moskwy miała ruszyć do szturmu. Przywódcy PRL i dowódcy Ludowego Wojska Polskiego wiedzieli, że w przypadku wojny dojdzie do nuklearnego uderzenia NATO na terytorium Polski, aby powstrzymać przesuwającą się na Zachód ofensywę radziecką.
Ambasador Jerzy M. Nowak, który w czasach PRL był m.in. pełnomocnikiem ds. Układu Warszawskiego w MSZ, od środka obserwował, jak funkcjonuje socjalistyczna machina wojenna. Jego zdaniem, jeśli miała służyć do obrony, to głównie „internacjonalistycznej jedności państw wspólnoty socjalistycznej". Charakter sojuszu świadczył o tym, że był on przygotowywany do agresji. Autor „Od hegemonii do agonii" stara się odpowiedzieć na pytanie, co polskie władze zrobiły, aby zmniejszyć samobójczą zależność Polski od ZSRR. Bo tzw. polska specyfika w Układzie Warszawskim, czyli pewien stopień niezależności, była fikcją. Pokazała to zresztą „bratnia pomoc" LWP w Czechosłowacji.
Przywoływane w książce dokumenty i relacje świadków tworzą fascynujący obraz sojuszu opartego na dyktacie ZSRR, konformizmie państw satelickich, intrygach i zakłamaniu. Wcześniej czy później musiało to doprowadzić do rozpadu. Ale Układ Warszawski nie był domkiem z kart. Potężna radziecka armia była do końca niebezpieczna.
I tym groźniejsza, że dowodzona przez nieobliczalny system.