Ofensywa e-booków

W ostatnich latach bardzo zmieniła się definicja nie tylko książki elektronicznej, ale i właściwie publikacji jako takiej.

Publikacja: 03.12.2011 00:01

Ofensywa e-booków

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Wydaje się, że najwyraźniej zmiany te widać w obrębie prasy, gdzie poszczególne tytuły coraz częściej tracą swój wyłącznie drukowany charakter. Dzisiaj rzeczą najzupełniej naturalną jest funkcjonowanie serwisu online, który nie tylko promuje tytuł drukowany i poszerza jego treści, ale wręcz żyje całkowicie własnym indywidualnym życiem, korzystając z dobrego wypromowanego już adresu WWW. Przenośne urządzenia, czyli tablety, o ile faktycznie upowszechnią się w stopniu takim jak komórki, będą natomiast na równi oferować dostęp do telewizji, radia i serwisów internetowych.

Oczywiście, tendencje te dotyczą bardziej prasy niż książek. Gdzie liczy się czas, wszystkie drogi prowadzące do zaspokojenia głodu informacji i jej uatrakcyjnienia są dobre. Książka beletrystyczna z natury nie potrzebuje poszerzania o dodatkowe treści, aktualizacje. A co z publikacjami fachowymi, naukowymi, edukacyjnymi, ofertą dla dzieci i młodzieży. Czy tu nie jest podobnie jak w przypadku prasy?

Można wyodrębnić kilka kluczowych problemów, przed jakimi stoją dzisiaj tradycyjni wydawcy książkowi. Pierwszy dotyczy decyzji strategicznej, jak i kiedy przejść na publikacje elektroniczne. Wiadomo już, że PDF to z całą pewnością nie e-book, a przynajmniej jest to jego schyłkowa forma  przeznaczona do zapisu pozycji kierowanej do druku, a nie na ekran. Dziś klasyczny e-book to utwór zapisany w formacie ePub, znacznie lepszym, jeżeli chodzi o plastyczność tekstu i towarzyszących mu elementów, dający się odczytywać na różnych urządzeniach mobilnych,  w tym klasycznych czytnikach, które wskutek ekspansji tabletów nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa (dowodem znakomita sprzedaż czytnika Nook z kolorowym ekranem, który firmuje amerykańska księgarska sieć Barnes & Noble).

Inny format to Mobipocket, w którym swoje e-książki zapisuje sklep Amazon (w 2005 roku przejął firmę Mobipocket). Obecnie Amazon.com oferuje 760 tys. tytułów na swój bestsellerowy czytnik Kindle (w tym Kindle 2), chociaż pamiętać należy, że wiele z tych pozycji umieszczonych zostało przez tzw. self-publisherów, czyli autorów będących zarazem swoimi wydawcami. Nie zmienia to jednak faktu, że dziś Amazon Kindle Store to świetny przykład funkcjonowania nowego rynku wydawniczego.

Szacuje się, że w 2010 roku sprzedaż klasycznych e-booków (czyli nie treści online, do których sprzedawany jest dostęp przez wydawców profesjonalnych) zamknęła się kwotą 9 mln zł.

Powiedzmy to jednak jasno,  analizy dotyczą rynku literatury sprzedawanej legalnie. Równolegle, chociaż nieporównanie szybciej (niestety), rozwija się rynek piracki, którego głównym graczem jest serwis Chomikuj.pl,  czyli popularny Chomik. Zasada jego funkcjonowania jest dość prosta: serwis, nazywany przez jego twórców wirtualnym dyskiem, za opłatą abonamentową daje dostęp do dysków twardych internautów, umożliwiając wymianę plikami z e-książkami, audiobookami, muzyką oraz filmami.

Chomikuj to tylko jeden z dziesiątków tego typu serwisów w Internecie, przykład rynku muzycznego pokazuje jednocześnie, że producenci treści nie są w stanie skutecznie chronić własności intelektualnej.

W tej sytuacji coraz bardziej prawdopodobne wydaje się być udostępnianie zasobów bibliotek w formie abonamentowej, podobnie jak to ma miejsce w przypadku telewizji kablowych. W dłuższym okresie kluczem do sukcesu wydają się być dwa elementy: czytnik e-booków za złotówkę (jak dziś telefon komórkowy) oraz dostęp do treści w formie abonamentu (szerokopasmowy) dostarczanego zapewne przez firmy telekomunikacyjne lub providerów Internetu.

Oczywiście, w świecie kultury cyfrowej nie będzie miejsca dla tradycyjnych księgarń czy salonów Empik, gdyż książka w pliku nie wymaga ekspozycji, nie zajmuje półek, a konsumentowi można zaoferować nieskończenie szeroką ofertę. Jak pokazują badania, w handlu elektronicznym podważona została zasada Pareto, w myśl której 80 proc. przychodów generuje 20 proc. produktów. Okazuje się, że można osiągnąć bardzo wysokie przychody, oferując produkty niszowe, o ile nie ponosimy kosztów ich ekspozycji (zasada długiego ogona).

W dyskusjach, jakie odbywały się w latach 2009 – 2011 wśród wydawców, dominowały zagadnienia dotyczące formatów zabezpieczania plików, a także dostępu do e-treści. Z gwałtownym sprzeciwem znacznej części środowiska wydawców spotkał się pomysł elektronicznego egzemplarza obowiązkowego, który miałyby otrzymywać uprawnione biblioteki. Wydawcy wskazują na realną groźbę utraty kontroli nad treścią. Z kolei zabezpieczenia nie są akceptowane przez klientów, gdyż ograniczają im prawo do swobodnego korzystania z cyfrowej treści. Konflikt pomiędzy oczekiwaniami konsumenta a prawami autorskimi wydawcy z pewnością zostanie rozwiązany wraz z pojawieniem się treści dostępnych w formie cyfrowych abonamentów, na razie jednak wydawcy oczekują od dystrybutorów treści gwarancji zabezpieczeń.

Przełomowym dla dystrybucji e-treści może okazać się projekt Google Editions zapowiadany przez giganta na rynku wyszukiwania treści internetowych, który oferować będzie prawdopodobnie największą część całego dostępnego czasopiśmiennictwa.

Pozostaje jednak otwarty chyba najistotniejszy w tym wszystkim problem samego czytelnictwa wśród młodych, w pokoleniu wychowanym przed monitorem, nazywanym born digital. A także co z samą informacją  profesjonalnie przygotowaną, wymagającą nakładów inwestycyjnych, zatrudniania fachowców, utrzymywania redakcji, nierzadko placówek zagranicznych. Fachowa informacja, w tym projekty wydawnicze, staje do nierównej walki z tysiącami blogów, serwisów przygotowywanych przez amatorów, a także agregatorów treści  takich przedsięwzięć, jak np. Google News, które dostarczają kilkuwersowe linki z informacją. Odsyłają one wprawdzie do macierzystego źródła (nadawcy), ale w praktyce ponad 80 proc. użytkowników Internetu zadowala się samym leadem,  kilkuwersowym skrótem, w którym zawarta jest istota informacji.

Przeraża wizja świata nie tylko bez tradycyjnych książek i bez gazet, bez nich pewnie moglibyśmy się obyć, ale świata bez rzetelnej, profesjonalnie przygotowanej informacji. A bez informacji zamyka się przestrzeń społecznej debaty, bez informacji nie tylko trudno uprawiać politykę, bez informacji trudno wyobrazić sobie demokrację.

Tradycyjne czytelnictwo polegające na linearnym procesie przyswajania tekstu zastępowane jest przez pobieżne śledzenie linków. Badania czytelnictwa Biblioteki Narodowej od lat wskazują, że czytelnicy należą dziś do mniejszości. W 2010 roku 32 proc. badanych osób przyznało się do sporadycznego kontaktu z książką, czyli lekturą od jednej do sześciu pozycji w roku, natomiast jedynie 12 proc. utrzymuje kontakt intensywny (siedem i więcej).

Badania czytelnictwa, a i doświadczenia rynkowe wydawców są alarmujące. Młodzi konsumenci najczęściej nie czytają w ogóle, a jeżeli już, to głównie na ekranie i najchętniej za darmo. Szybki dostęp do ogromnych zasobów Internetu sprawia, że odbiorca coraz rzadziej gotowy jest płacić za udostępniane mu treści.

Młodzi ludzie nie kupują gazet. Młodzi ludzie nie szukają nawet w Internecie innych informacji niż sport, muzyka, elektronika, rozrywka. Dalej reklamodawcy uciekają od mediów papierowych, coraz mniejsze budżety przeznaczane są na reklamę w prasie. Bo po pierwsze, zmniejszają się nakłady, a więc zasięg reklamy, po drugie, ważniejsze, pojawiają się alternatywne kanały, jak m.in. kampanie w Google'u, reklamy na Facebooku czy YouTubie, żeby wymienić tylko te najbardziej popularne. Bez zasilenia z reklam gazety nie są w stanie przetrwać, stąd coraz częściej są zamykane. Warto tu przywołać opinię amerykańskiego analityka Nicholasa Carra: –Jak stworzyć wysokiej jakości treść w świecie, w którym reklamodawcy chcą płacić za kliknięcie, a konsumenci nie chcą płacić nic? To niemożliwe!?  Aby się ratować, właściciele mediów tną koszty. Cięcia dotyczą przede wszystkim najbardziej kosztownych redakcji, czyli etatów dziennikarskich. Likwiduje się placówki zagraniczne, zwalnia fachowców, bo fachowej wiedzy szuka coraz mniej odbiorców. Gazety coraz więcej uwagi poświęcają rozrywce czy lokalnym ploteczkom oraz tropieniu sensacji, bo sensacyjny news może pozwolić nie tylko zwiększyć nakład, ale i zwiększyć oglądalność strony internetowej nadawcy. Deprecjacji ulega ranga zawodu dziennikarza. Setki tysięcy dziennikarzy amatorów, blogerów, podważa sens opłacania profesjonalistów.

Zagrożone jest też czytelnictwo, nie tylko gazet, ale i książek. Młody człowiek korzysta z treści w sposób wyrywkowy, szuka cytatów, nie całości.

Wydaje się, że najwyraźniej zmiany te widać w obrębie prasy, gdzie poszczególne tytuły coraz częściej tracą swój wyłącznie drukowany charakter. Dzisiaj rzeczą najzupełniej naturalną jest funkcjonowanie serwisu online, który nie tylko promuje tytuł drukowany i poszerza jego treści, ale wręcz żyje całkowicie własnym indywidualnym życiem, korzystając z dobrego wypromowanego już adresu WWW. Przenośne urządzenia, czyli tablety, o ile faktycznie upowszechnią się w stopniu takim jak komórki, będą natomiast na równi oferować dostęp do telewizji, radia i serwisów internetowych.

Oczywiście, tendencje te dotyczą bardziej prasy niż książek. Gdzie liczy się czas, wszystkie drogi prowadzące do zaspokojenia głodu informacji i jej uatrakcyjnienia są dobre. Książka beletrystyczna z natury nie potrzebuje poszerzania o dodatkowe treści, aktualizacje. A co z publikacjami fachowymi, naukowymi, edukacyjnymi, ofertą dla dzieci i młodzieży. Czy tu nie jest podobnie jak w przypadku prasy?

Można wyodrębnić kilka kluczowych problemów, przed jakimi stoją dzisiaj tradycyjni wydawcy książkowi. Pierwszy dotyczy decyzji strategicznej, jak i kiedy przejść na publikacje elektroniczne. Wiadomo już, że PDF to z całą pewnością nie e-book, a przynajmniej jest to jego schyłkowa forma  przeznaczona do zapisu pozycji kierowanej do druku, a nie na ekran. Dziś klasyczny e-book to utwór zapisany w formacie ePub, znacznie lepszym, jeżeli chodzi o plastyczność tekstu i towarzyszących mu elementów, dający się odczytywać na różnych urządzeniach mobilnych,  w tym klasycznych czytnikach, które wskutek ekspansji tabletów nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa (dowodem znakomita sprzedaż czytnika Nook z kolorowym ekranem, który firmuje amerykańska księgarska sieć Barnes & Noble).

Inny format to Mobipocket, w którym swoje e-książki zapisuje sklep Amazon (w 2005 roku przejął firmę Mobipocket). Obecnie Amazon.com oferuje 760 tys. tytułów na swój bestsellerowy czytnik Kindle (w tym Kindle 2), chociaż pamiętać należy, że wiele z tych pozycji umieszczonych zostało przez tzw. self-publisherów, czyli autorów będących zarazem swoimi wydawcami. Nie zmienia to jednak faktu, że dziś Amazon Kindle Store to świetny przykład funkcjonowania nowego rynku wydawniczego.

Szacuje się, że w 2010 roku sprzedaż klasycznych e-booków (czyli nie treści online, do których sprzedawany jest dostęp przez wydawców profesjonalnych) zamknęła się kwotą 9 mln zł.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski