Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby za karierą Tadeusza Baranowskiego (rocznik 1945, absolwent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych) stały dwa wampiry, którym zapewnił nieśmiertelność. Bo jeśli komuś udało się przez kilkadziesiąt lat wytrwać na stanowisku komiksiarza (u nas zawód wysokiego ryzyka); jeśli ten ktoś zaczynał w PRL i kontynuuje działalność w III RP – to znaczy, że jest pod opieką sił nadprzyrodzonych.
Tekst z archiwum "Rz"
Tanie dranie Oto oni: Burb, mały, krąglutki, czasem przypomina pająka, to znów (od tyłu) – kota. Szlurp zaś ma coś z Szalonego Kapelusznika i ośmiornicy. Baranowski sprawił, że te dwa rodzime wampiórki doszlusowały do legendarnych duetów nieudaczników, komicznych poprzez kontrastowy wygląd i permanentnego pecha. Flip i Flap, Tanie Dranie (Duży i Malutki z Kabaretu Starszych Panów), Asterix i Obelix, wreszcie – Burp i Szlurp. Wszyscy są fajtłapami, nie przypominają z wyglądu amantów. Wampirom dodatkowo dokucza wiek, nawet jak na ich gatunek matuzalemowy. Ich przygody napędza potrzeba dostarczenia organizmom dawki hemoglobiny. O dobrej jakości krew w czasach degradacji naturalnego środowiska wcale nie łatwo. Więc Burp i Szlurp próbują niezdrowych potraw – płynów ustrojowych alkoholika, humanoida, staruszki... Przez tę ostatnią lądują w szpitalu, gdzie, na szczęście, robią im transfuzję.
Na służbie u Tintina Zeszyt „Bezdomne wampiry" to krwawa antologia. Ale niezbyt spójna w charakterze. Cztery pierwsze „klasyki" z lat 80. wydały mi się zbyt infantylne, żeby śmieszyły dorosłych, a zbyt wyrafinowane, aby rozbawiły dzieciarnię. Ta część tomu rozgrywa się w realiach odmiennych od naszej ówczesnej, socjalistycznej bajki. Był po temu powód. Pod koniec lat 80. Baranowski starał się dostosować do potrzeb zachodniego odbiorcy. Dostał życiową szansę: Grzegorz Rosiński, osadzony na rynku frankofońskim, zaprosił go do Brukseli, by kolorował jego „Thorgala" – popularną komiksową serię fantasy o wychowywanym wśród Wikingów „gwiezdnym dziecku" . Ale artysta od wampirów (oraz profesorka Nerwosolka, smoka Diplodoka, tudzież Kudłaczka i Bąbelka) nie potrafił odnaleźć się w roli trybika komiksowej machiny. W końcu wrócił do Polski.
Gest Thorgala Współczesne awantury upiorów są super. Teraz adresatem staje się czytelnik dojrzały, z cienkim poczuciem humoru, oblatany w masowej kulturze, choć niekoniecznie jej przychylny. Tak jak Baranowski, który krytycznym okiem patrzy na kapitalistyczny zryw rodaków. Jednak absolutnym hitem wśród wampirzych opowieści jest rozliczenie z popkulturową szmirą. Oto upiory znękane niekorzystnymi warunkami bytowymi udają się przed oblicze Wysokiej Izby Wampirów. Tamże zostają poddani ostrej krytyce i na odczepnego dostają po czarodziejskim pierścieniu. Magiczna biżuteria po przekręceniu spełnia życzenie Burpa i Szlurpa – a marzy się im – komiksowa kariera. I oto dwa wampiry przeobrażają się w... Thorgala i jego ukochaną Aaricię! Ale oryginały nie dopuszczają konkurencji, stają z nimi do walki. Kopiom nie pozostaje nic innego, jak znów obrotem pierścieni zamienić się – nie, nie w wampiry – w komary. Kolejne próby osadzenia się w nowym kapitalistycznym świecie także dają na tyle niepomyślne rezultaty, że wracają do gnijącego grobowca. Zanim jednak zagrzebią się tam na wieki, pojawiają się w wielkiej cmentarnej scenie. Zapraszam na benefis Burpa i Szlurpa. Panie i panowie, bezdomne wampiry dają głos!