Reklama
Rozwiń

Szczęśliwy azyl w kobiecych ramionach

"Dziewczyna i Murzyn" to oparta na faktach umoralniająca opowieść o związku Belgijki i uchodźcy z Togo – pisze Monika Małkowska

Publikacja: 16.03.2012 17:05

Szczęśliwy azyl w kobiecych ramionach

Foto: materiały prasowe

Wzruszycie się: ona piękna, młoda, biała – on niewiele starszy, równie atrakcyjny fizycznie, ale... czarny. Dziewczyna i Murzyn. Łączy ich miłość, która napotyka przeszkody natury społeczno[pauza]obyczajowej. Współcześni Romeo i Julia. Nie, nie ma śmierci w finale. Nie ma też happy endu...

Małżeństwo  dla papieru

Judith Vanistendael (ur. 1974) opowiedziała historię prawdziwą. Autobiograficzną. To reakcja na książkę ojca, pisarza i dziennikarza Geerta van Istendaela, który opisał związek córki z uchodźcą, hebanowym księciem (?) z Togo, bojownikiem o prawa człowieka, prześladowanym w afrykańskiej ojczyźnie.

Spotkali się i zakochali w sobie w Brukseli, gdzie Abou znalazł schronienie, niestety, czasowe. Jedno może go uratować przed deportacją: ślub z Belgijką. Dokonuje się to w majestacie prawa i przy aprobacie rodziców Sophie (vel Judith, w komiksie imiona zostały zmienione).

Młodzi mieli okazję dobrze się poznać – mieszkali w rodzinnym domu panny, na najwyższym piętrze, które urządzili wedle własnych upodobań. Żyli na pełnym luzie, Abou nie studiował ani nie pracował, czekając na decyzję o przyznaniu praw emigranckich; Sophie trochę się uczyła, trochę obijała; angażowała społecznie, rozpoznawała sytuację kobiet w Togo. Frustrujący stan zawieszenia – jednak trudno określić to mianem dramatu. W dodatku rodzice dziewczyny nie rzucają się Rejtanem przeciwko jej związkowi z kolorowym uciekinierem. Przeciwnie, zapraszają go pod dach, zdobywają informacje o szansach na status uchodźcy, rozpoznają sytuację w Afryce i w Togo.

Właściwie, to rodzice decydują o ślubie (odwrotnie niż u Szekspira) dla dobra Abou, który wchodzi do familii (arystokratycznej i zasobnej). Co najważniejsze, dostaje pozwolenie na stały pobyt w Belgii.

Gdzie zatem tragedia, rasowe uprzedzenia? Sophie po prostu nie radzi sobie z "demonami" w głowie czarnoskórego małżonka. Odchodzi od niego, lecz nie wnosi rozwodowego pozwu, żeby mu nie zaszkodzić. Nie ma więc rasistowskiego problemu, tylko zwyczajny, ogólnoludzki: niedojrzałość emocjonalna gówniary, którą przerasta sytuacja.

Dedykowane  uchodźcom

Fabułka komiksu Judith Vanistendael prosta i naiwna jak bohaterka. Ale postaci rysowane i charakteryzowane świetnie. Doskonale też wykorzystany "język" obrazków; dopowiadanie słów – sytuacją czy sekwencją kadrów. Dobrym pomysłem było podzielenie tomu na część opowiedzianą z punktu widzenia ojca i wydarzenia oglądane z perspektywy Sophie. Obie partie dopełniają się i wzbogacają.

Natomiast zirytowało mnie sztuczne uwznioślanie konfliktu, zwłaszcza podbicie politycznym podtekstem. Abou to po prostu szczęściarz! Dostał papiery, osiadł w Brukseli, mógł dalej studiować. Dziewczyna też spadła na cztery łapy, wyszła powtórnie za mąż, urodziła córkę, z nieopierzonej pannicy przeobraziła się w powabną kobietę.

Kto był w Brukseli, ten jednak wie, na czym polega problem: w samoistnie powstałym getcie kolorowych. Jak we Francji i w innych krajach z racji historycznych zmuszonych do przyjmowania obywateli z byłych kolonii. To nie rasizm jest przyczyną podziału miasta (tego i innych) na dzielnice białe i kolorowe, lecz wybór i potrzeba przybyszy.

To zupełnie inna sytuacja niż przedstawiona wiele lat temu we wzruszającym filmie Petera Weira "Zielona karta", którą to kartę dostaje ubogi Francuz dzięki fikcyjnemu małżeństwu z zasobną i interesowną Amerykanką.

Znam kilka podobnych historii z życia wziętych. Mało która kończyła się optymistycznie. My, Polacy, mamy własne doświadczenia z trudną emigracją; znamy poczucie bycia obywatelami kategorii B. Jednocześnie sami jesteśmy pełni uprzedzeń. Dlatego mam dystans wobec pompatycznego tonu dedykacji "wszystkim uchodźcom tego świata, którzy szukają ludzkiego oraz godnego życia".

Nie bądźmy tak łatwowierni jak Judith i jej alter ego Sophie. Świat jest, jaki jest, bo ludzka natura paskudna. Niestety.

Wzruszycie się: ona piękna, młoda, biała – on niewiele starszy, równie atrakcyjny fizycznie, ale... czarny. Dziewczyna i Murzyn. Łączy ich miłość, która napotyka przeszkody natury społeczno[pauza]obyczajowej. Współcześni Romeo i Julia. Nie, nie ma śmierci w finale. Nie ma też happy endu...

Małżeństwo  dla papieru

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Literatura
„Bałtyk” Tora Eysteina Øveråsa: tajemnice twórców bałtyckiego kręgu
Literatura
„Świat zagubiony”czyli Polska Ludowa przenosi się w kosmos
Literatura
„Czarodziej śmierci” – nowy kryminał Katarzyny Bondy jak „Breaking Bad” po polsku
Literatura
Jakub Małecki ujawnia szczegóły nowej powieści – „Fabuła wynika z intymności”
Literatura
Ernest Hemingway zabawny i dowcipny. Jest nowy przekład