Po „Hydrioli" i „Wrzątkunie" Sieńczyk opublikował kolejny komiks-niekomiks o tytule trącącym tradycją: „Przygody na bezludnej wyspie". Komu temat kojarzy się z Robisonem Crusoe, niech natychmiast o tym zapomni. O wiele bliższe klimaty odnajdziemy w „Rękopisie znalezionym w Saragossie" Potockiego, w fantastyczno-filozoficznych powieściach Lema, Buzzatiego, Topora; u Bunuela, w filmach Kondratiuka („Hydrozagadka") i Piwowskiego („Rejs"). To pobratymcy, lecz nie inspiratorzy. Sieńczyk jest osobny. Ma 40 lat, studiował na warszawskiej ASP; wypłynął w świetle „Lampy" , gdzie co miesiąc publikuje ilustrowaną opowiastkę.
„Przygody..." mają szkatułkową konstrukcję – ale każda historia zakręca w nieoczekiwanym kierunku. To pastisze bulwarowych rewelacji. Kretyńskie komunikaty sklecone niezdarną, napuszoną polszczyzną. Bohaterowie porozumiewają się nowomową naszej epoki – językiem wykoślawionym gramatycznie, niezbornym składniowo, ze zwrotami przeszczepionymi z mediów, z wypowiedzi polityków i prominentów. Banał zyskuje tu wzniosłość, intymne obrzydlistwa zostają wyniesione na piedestał, majaki i ułudy są podnoszone do rangi nadprzyrodzonych zjawisk.
Oto stara kobieta pochowana bez stanika, która objawia się wnuczce we śnie. Poważny problem, prowokujący gawędziarza do podzielenia się rewelacją o zamiataniu kurzu. Czynność nudna, ale poszła jak z płatka, gdy mężczyzna wyobraził sobie, że paproszki śpiewają. O czym? Właśnie o niewiastach pochowanych bez staników. Opowieść kończy morał: „warto jest sprzątać codziennie nawet tak z grubsza, bo gdy się całkiem zapuści mieszkanie, wówczas praca jest bardzo przykra. Poza tym gospodarzom jest wstyd, gdy ktoś przyjdzie w odwiedziny do brudnego domu". Jak z dydaktycznych wierszyków Stanisława Jachowicza – rada z gatunku „zaszyj dziurkę, póki mała... "
Figury z repertuaru Sieńczyka są realistyczne i nierealne zarazem. Choć anatomicznie poprawnie, wydają się nieproporcjonalne, złożone z niedopasowanych członków. Do tego twarze z szablonu, pozbawione wyrazu, z tępymi spojrzeniami. Wszyscy zdają się znajomi, jednocześnie niegdysiejsi, archaiczni, nadgryzieni przez mole.
Sieńczyk wyciągnął ich z naiwnych jarmarcznych obrazków, z poradników sprzed dziesiątków lat, z ludowych wycinanek. Zda się, animuje sylwetki pociągając za sznurki. Jak marionetki.