Reklama

Maciej Sieńczyk opublikował Przygody na bezludnej wyspie

„Przygody na bezludnej wyspie”, trzeci autorski tom Macieja Sieńczyka, to szufladkowa narracja w oparach absurdu

Publikacja: 08.05.2012 12:28

Maciej Sieńczyk opublikował Przygody na bezludnej wyspie

Foto: ROL

Po „Hydrioli" i „Wrzątkunie" Sieńczyk opublikował kolejny komiks-niekomiks o tytule trącącym tradycją: „Przygody na bezludnej wyspie". Komu temat kojarzy się z Robisonem Crusoe, niech natychmiast o tym zapomni. O wiele bliższe klimaty odnajdziemy w „Rękopisie znalezionym w Saragossie" Potockiego, w fantastyczno-filozoficznych powieściach Lema, Buzzatiego, Topora; u Bunuela, w filmach Kondratiuka („Hydrozagadka") i Piwowskiego („Rejs"). To pobratymcy, lecz nie inspiratorzy. Sieńczyk jest osobny. Ma 40 lat, studiował na warszawskiej ASP; wypłynął w świetle „Lampy" , gdzie co miesiąc publikuje ilustrowaną opowiastkę.

„Przygody..." mają szkatułkową konstrukcję – ale każda historia zakręca w nieoczekiwanym kierunku. To pastisze bulwarowych rewelacji. Kretyńskie komunikaty sklecone niezdarną, napuszoną polszczyzną. Bohaterowie porozumiewają się nowomową naszej epoki – językiem wykoślawionym gramatycznie, niezbornym składniowo, ze zwrotami przeszczepionymi z mediów, z wypowiedzi polityków i prominentów. Banał zyskuje tu wzniosłość, intymne obrzydlistwa zostają wyniesione na piedestał, majaki i ułudy są podnoszone do rangi nadprzyrodzonych zjawisk.

Oto stara kobieta pochowana bez stanika, która objawia się wnuczce we śnie. Poważny problem, prowokujący gawędziarza do podzielenia się rewelacją o zamiataniu kurzu. Czynność nudna, ale poszła jak z płatka, gdy mężczyzna wyobraził sobie, że paproszki śpiewają. O czym? Właśnie o niewiastach pochowanych bez staników. Opowieść kończy morał: „warto jest sprzątać codziennie nawet tak z grubsza, bo gdy się całkiem zapuści mieszkanie, wówczas praca jest bardzo przykra. Poza tym gospodarzom jest wstyd, gdy ktoś przyjdzie w odwiedziny do brudnego domu". Jak z dydaktycznych wierszyków Stanisława Jachowicza – rada z gatunku „zaszyj dziurkę, póki mała... "

Figury z repertuaru Sieńczyka są realistyczne i nierealne zarazem. Choć anatomicznie poprawnie, wydają się nieproporcjonalne, złożone z niedopasowanych członków. Do tego twarze z szablonu, pozbawione wyrazu, z tępymi spojrzeniami. Wszyscy zdają się znajomi, jednocześnie niegdysiejsi, archaiczni, nadgryzieni przez mole.

Sieńczyk wyciągnął ich z naiwnych jarmarcznych obrazków, z poradników sprzed dziesiątków lat, z ludowych wycinanek. Zda się, animuje sylwetki pociągając za sznurki. Jak marionetki.

Reklama
Reklama

Opisuje je kreska cienka, gdzieniegdzie zagęszczona, imitująca światłocień. Kolory zgaszone (choć znakomicie zharmonizowane), położone płasko, plakatowo. Do tego teksty pisane zwartymi, gęstymi blokami, czcionką kojarzącą się z dawnym „pismem technicznym". Zresztą, artystę fascynuje inżynieria oraz wynalazki z soc-epoki. Innowacje absurdalne, kosztowne, na pozór spełniające jakieś zadania, w istocie będące zaprzeczeniem sensu – jak konstrukcja do latania poruszana siłą siłami telekinezy, produkowanymi przez małą Asię, ze wspomaganiem silnika z motoroweru „Komar".

Kiedy czytam/oglądam książkę Sieńczyka, przypomina mi się kabaret polski okresu schyłkowej komuny, bazujący na bzdurze i wykorzystujący absurdy codzienności. Powiększone, przeskalowane, niby traciły związki z rzeczywistością. Nie mniej, każdy inteligent wiedział, do czego (kogo?) piją skecze z udziałem Kolegi Kierownika, Młodej Lekarki czy Pani Pelagii. Jasne, satyra na ustrój.

Co ma do tego Sieńczyk, skoro polityka to nie jego branża? Otóż ma. Głupota (oraz inne powszechne przywary) nie odeszły w przeszłość z minionym ustrojem. Przeciwnie, intelektualne popkulturowe rozleniwienie przyczyniło się do wzrostu krzywej. Krzywej koślawej.

Maciej Sieńczyk – tekst i ilustracje

Przygody na bezludnej wyspie

Wyd. Lampa i Iskra Boża,

Reklama
Reklama

Po „Hydrioli" i „Wrzątkunie" Sieńczyk opublikował kolejny komiks-niekomiks o tytule trącącym tradycją: „Przygody na bezludnej wyspie". Komu temat kojarzy się z Robisonem Crusoe, niech natychmiast o tym zapomni. O wiele bliższe klimaty odnajdziemy w „Rękopisie znalezionym w Saragossie" Potockiego, w fantastyczno-filozoficznych powieściach Lema, Buzzatiego, Topora; u Bunuela, w filmach Kondratiuka („Hydrozagadka") i Piwowskiego („Rejs"). To pobratymcy, lecz nie inspiratorzy. Sieńczyk jest osobny. Ma 40 lat, studiował na warszawskiej ASP; wypłynął w świetle „Lampy" , gdzie co miesiąc publikuje ilustrowaną opowiastkę.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Reklama
Literatura
Jedyna taka trylogia o Polsce XX w.
Literatura
Kalka z języka niemieckiego w komiksie o Kaczorze Donaldzie zirytowała polskich fanów
Literatura
Neapol widziany od kulis: nie tylko Ferrante, Saviano i Maradona
Literatura
Wybitna poetka Urszula Kozioł nie żyje. Napisała: „przemija życie jak noc: w okamgnieniu.”
Literatura
Dług za buty do koszykówki. O latach 90. i transformacji bez nostalgii
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama