– Dajcie się ogrzać.
– Wynoś się, skąd przyszłaś!
– Jestem bardzo słaba, zmęczona.
– Jak spuszczę psa, to zaraz dostaniesz wigoru!
Kroki oddalają się. Pies nadal szczeka. Psu można wybaczyć. Jest tylko psem".
Podczas swojej wędrówki Kiersnowska zawędrowała do Woronowa, gdzie znajdował się „wzorcowy" sowiecki dom starców. Uwaga, poniższy opis jest przeznaczony tylko dla czytelników o mocnych nerwach:
„W pustym pokoju coś w rodzaju boksu – pisała Kiersnowska.
– Na brudnej, cienkiej, słomianej podściółce... nie, nie mogę nazwać tych widm ludźmi! Czy to mężczyźni, czy kobiety? Najbardziej przypominali chore małpy z zaniedbanego zwierzyńca. Mieszanina zapachów moczu, pleśni i chorego, starego ciała. Twarze pokryte puchem jak pajęczyna i łyse czaszki. Wszyscy chudzi, bezzębni, z ropiejącymi oczami. Koszmar! Zgarbiony starzec wyciągający drżącą ręką blaszany kubek i prawie bezdźwięcznie mamlający bezzębnymi ustami: – Wody, gorącej wody...".
Piesza podróż po Sowietach nie trwała długo. Zadenuncjowana przez spotkaną we wsi dziewczynę Kiersnowska została aresztowana i znów trafiła w ręce NKWD. Podczas zorganizowanego naprędce procesu skazano ją na karę śmierci ze słynnego 58 artykułu sowieckiego kodeksu karnego. Wyrok został zamieniony na 10 lat łagru i autorka trafiła do syberyjskiego obozu.
Kiersnowska opisuje straszliwe warunki panujące w tym ośrodku masowej zagłady. Wycieńczeni katorżniczą pracą i głodem ludzie konali całymi setkami, nie wywołując nawet wzruszenia ramion u obozowego naczalstwa. Byli tylko kolejnymi cyframi w długich zestawieniach obozowych statystyk. Ludzi, w sowieckim „raju na ziemi", było przecież mnogo. W efekcie zekowie byli traktowani o wiele gorzej niż zwierzęta pociągowe.
Jedną z najbardziej wstrząsających opowieści Kiersnowskiej jest historia Nikołaja Nikołajewicza Kołczanowa, profesora Uniwersytetu Tomskiego. Aresztowany w 1937 r. sowiecki naukowiec został wpakowany do łagru jako groźny kontrrewolucjonista. Po zakończeniu pracy gromadził wokół siebie w baraku współwięźniów i długo opowiadał im o faunie, florze oraz geografii Syberii. Opowieści te były wspaniałe, był w końcu jednym z najwybitniejszych na świecie sybirologów.
Profesor robi stójkę
„Pewnego razu zobaczyłam coś, czego nigdy nie zapomnę – wspominała Kiersnowska. – Dwaj podkuchenni wynieśli bak z odpadkami z kuchni. Za nimi dreptało truchtem z półtora dziesiątka cieni, kiedyś będących ludźmi. Mężczyźni opróżnili bak do rynsztoka i jeden pogroził pięścią grupie dochodiagów, którzy zamarli w pozycji stójki. Tak robi stójkę pies myśliwski. W pierwszym szeregu robił stójkę profesor Kołczanow... Wszyscy ci oszalali z głodu ludzie rzucili się do rynsztoka i przepychając się, zaczęli wygarniać rękami rybią łuskę, pęcherze oraz wnętrzności i wszystko pośpiesznie wpychać sobie do ust. Mam przed oczami finał tego widowiska: stoi na czworakach profesor Kołczanow. Wstrząsają nim torsje... Kiedy skurcze wymiotów ustają, zgarnia z ziemi to, co zwymiotował i znów wpycha do ust...". Oczywiście profesor szybko wylądował w łagrowej kostnicy.
Innym współwięźniem Kiersnowskiej był Witiusza Rybnikow. Były sowiecki pilot wojskowy. Jego samolot został zestrzelony na ziemi niczyjej między frontami. Ciężko ranny Rybnikow wysadził wrak, aby nie dostał się w ręce nieprzyjaciela. Następnie przez tydzień czołgał się zalany krwią i ze złamaną nogą. Wreszcie dotarł do swoich. Zamiast orderu dostał jednak 10 lat łagrów. A zamiast tytułu bohatera Związku Sowieckiego, tytuł zdrajcy ojczyzny. NKWD uznało bowiem, że ten tydzień spędził u Niemców, którzy przeszkolili go i wysłali jako... szpiega.
Tymczasem wojna się skończyła, a do Kiersnowskiej „uśmiechnęło się szczęście". Została pielęgniarką w obozowym szpitalu w Norylsku. To, co się tam działo, przechodzi ludzkie pojęcie, opisy szpitalnej codzienności mrożą krew w żyłach. Konający, wychudzeni ludzie, w tym noworodki. Ofiary samookaleczeń, odmrożeń, epidemii, wypadków przy pracy, a wreszcie brutalności strażników. Bezmiar ludzkiego cierpienia.
„Pacjent był jeszcze dzieckiem, uczniem siódmej klasy litewskiego gimnazjum. Krzyknął: »Niech żyje wolna Litwa!«. Za to skazano go na 10 lat... Był to chłopiec z przyzwoitej rodziny. Dobrze wychowany. Był kompletnie wyschnięty, jego dziecięca skóra stała się przezroczysta. I oczy. Olbrzymie, czarne, z długimi rzęsami. W całej twarzy były tylko te oczy! Próbował się uśmiechać i ledwie słyszalnie szeptał: »Merci«. Powiedział ostatni raz merci i umarł. Asystowałam doktorowi przy sekcji. Żołądek biednego chłopca był jak z koronki. Sam siebie strawił".
Choć średnia życia w łagrach na ogół nie przekraczała kilku miesięcy, Kiersnowskiej się udało. Przetrwała dzięki szczęściu, ale także dzięki nieprawdopodobnemu wręcz hartowi ducha. Nie załamywała się nawet w najgorszych sytuacjach. Wiedziała, że jeżeli straci nadzieję, to znajdzie się na prostej drodze do dołu z wapnem.
Odkładając na półkę jej książkę, trudno nie zadumać się nad losem dziesiątek milionów innych ludzi – Rosjan, Ukraińców, Polaków, Żydów, Niemców, Białorusinów, Gruzinów i przedstawicieli tuzina innych narodowości – którzy na wyspach Archipelagu Gułag pozostali na zawsze.
Jefrosinia Kiersnowska
Ile wart jest człowiek
Świat książki/ /Weltbild 2012