„Czy poeci w ogólności, a ja w szczególności nadajemy się do tak zobowiązujących wyróżnień? – mówiła poetka, odbierając w 1995 roku doktorat honoris causa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Prawie każda poezja, a moja na pewno, czerpie siły ze źródeł niezbyt krystalicznych, z pomyłek życiowych, wątpliwości, głupstw najprzeróżniejszych, z wiedzy gromadzonej chaotycznie i niedającej się uporządkować". Anna Bikont i Joanna Szczęsna rozpisały te kilka zdań Szymborskiej na 500-stronicową książkę. To rodzaj dziennika pokładowego z wyprawy poszukującej odpowiedzi na zagadkę, jaka jest autorka „Ludzi na moście".
Szymborska przez lata była dla biografów wyzwaniem. Nie lubiła rozmawiać o swojej poezji, ukrywała warsztat. Prośby o podanie okoliczności powstania wierszy, inspiracje, odautorskie interpretacje rzadko doczekiwały się odpowiedzi. Jeszcze gorzej było, kiedy rozmowa schodziła na życie prywatne. „Zwierzenie się publiczne to jest jakieś gubienie swej własnej duszy. Coś trzeba zachować dla siebie" – deklarowała.
Zanim dostała Nagrodę Nobla, czyli przez pierwsze 73 lata życia, udzieliła 10 wywiadów, przeważnie krótkich, którymi nie mógł się pożywić biograf. Nie pamiętała dat, faktów, rodzinnych powiązań. Oburzała się, kiedy tropiono biograficzne ślady w jej wierszach, choć sama uwielbiała biografie, niedyskrecje z życia prywatnego, które nawet największe postaci ściągały z piedestału.
Była poetką dyskrecji i taka też jest jej biografia. Autorki nie naruszają prywatności swej bohaterki, zresztą w jednym z wywiadów na pytanie, dla kogo napisały „Pamiątkowe rupiecie", prostodusznie odpowiedziały: „dla Wisławy Szymborskiej".