Szacunek do książek

Operator DTP w dużym wydawnictwie i introligator z małego osiedlowego zakładu mają wiele wspólnego – pracują z papierem i drukiem. Zawód introligatora odchodzi, niestety, do lamusa, natomiast dla operatorów DTP jest coraz więcej pracy – bo od niedawna należy do nich także przygotowywanie techniczne książek elektronicznych.

Publikacja: 25.11.2012 18:00

Mirosław Zio?łkowski

Mirosław Zio?łkowski

Foto: Przekrój, Paweł Skraba Paweł Skraba

Red

Retro

Mirosław Ziółkowski

tajników introligatorstwa nauczył się w wojsku. Dziś jest to dla niego zajęcie dodatkowe. Swój warsztat urządził w piwnicy bloku jednego z grudziądzkich osiedli. Czasy, kiedy mógł utrzymać się z usług swojego warsztatu, dawno minęły.

Kiedy rozpoczął pan działalność introligatorską?

W dobrych czasach dla rzemiosła, czyli w połowie lat 90. Wtedy jeszcze trafiały się też prace zecerskie. Ale głównie oprawiałem prace magisterskie, dyplomy. Miałem zlecenia ze szkół na dzienniki ocen i duże zamówienia z wojska.

To właśnie w wojsku nauczył się pan rzemiosła...

Początkowo przyglądałem się pracy introligatora, który miał warsztat w jednostce, a potem zacząłem pomagać. Po odbyciu służby uczyłem się jeszcze sam w domu. Kiedy poczułem się pewnie w tym, co robię, zakupiłem potrzebny sprzęt i otworzyłem działalność.

Pamięta pan swoje najciekawsze zlecenie?

Oczywiście. Były dowódca przyniósł do oprawy książkę z 1905 r. w dwóch tomach. To była najstarsza książka, z jaką pracowałem. Niemieckie erotyki ze sprośnymi ilustracjami i fotografiami. Ratowałem tę książkę, jak potrafiłem najlepiej, bo była cała w strzępach. Później, po latach, klient dowiedział się, że w Niemczech to był biały kruk i że gdyby woluminy nie były ruszane, miałyby większą wartość. To była dla mnie ważna nauka.

A jak dzisiaj idzie interes?

Nie najlepiej. Już dawno nie utrzymuję się z zakładu introligatorskiego. Mam wrażenie, że w dobie komputeryzacji ludzie przestali się interesować książkami. Gutenberg to się chyba w grobie przewraca. Na co dzień jestem zatrudniony jako urzędnik w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Ale z książkami pracuję, gdy tylko mam okazję. Zlecenia wykonuję już teraz głównie dla znajomych. Mam też stałego klienta od wielu lat. To 90-letni dziś właściciel zbioru ponad 5 tys. książek. Wraca do mnie regularnie ze swoimi skarbami. Ten człowiek szanuje książki jak ludzi, a może nawet bardziej.

Gdzie się uczyć, żeby zostać introligatorem?

Najlepiej w warsztacie. Samemu się człowiek na pewno nie nauczy. Ale nie wiem, czy to ma sens. Książki dla młodych coraz mniej znaczą.

Futuro

Joanna Piotrowska

od ośmiu lat pracuje jako operator DTP w wydawnictwie Nasza Księgarnia. Lubi to – zawsze chciała zajmować się książkami.

Jak zostałaś operatorem DTP?

Skończyłam studia poligraficzne na Politechnice Warszawskiej ze specjalnością procesy wydawnicze. Była to jedna z trzech specjalności, jaką mogłam wybrać, a że zawsze kochałam książki i lubiłam czytać, pomyślałam, że chciałabym w jakiś sposób przyczyniać się do ich powstawania. Studia dały mi solidne podstawy teoretyczne, a praktyczne umiejętności, czyli znajomość programów graficznych, zdobyłam dopiero w wydawnictwie Nasza Księgarnia, ucząc się od doświadczonych koleżanek.

Na czym dokładnie polega twoja praca?

Zajmuję się składem książek oraz materiałów reklamowych – ulotek, kalendarzy, plakatów itp. Nadaję tekstowi jego ostateczny wygląd – dobieram fonty, projektuję układ strony, pilnuję, aby ciekawie się wszystko komponowało i było zgodne z ogólnie przyjętymi zasadami składu komputerowego.

Lubisz to, co robisz?

Tym, co robię, zajmuję się już ponad osiem lat. I chociaż robię niby wciąż to samo, to jednak za każdym razem tworzę coś nowego. Ogromną frajdę daje mi świadomość, że dzięki mojej pracy czytelnik otrzymuje książkę w takiej, a nie innej postaci. Fajne jest także to, że jeszcze przed innymi czytelnikami mogę poznać treść książek.

Siedzenie przed ekranem komputera może się znudzić...

To kilkugodzinne siedzenie przy biurku jest najtrudniejsze, a praca operatora jest przecież pracą biurową, przed monitorem, wymaga dużego skupienia i koncentracji, co po kilku godzinach staje się bardzo męczące, nie tylko dla oczu, ale i kręgosłupa. Chyba nie znam operatora, który by się nie skarżył na te niedogodności.

Czym różni się praca nad książką papierową a e-bookiem?

W pracy nad książką przywiązuje się dużo większą wagę do estetyki – wyglądu stron, układu tekstu, proporcji. Trzeba stworzyć oprawę graficzną, dobrać papier, czyli elementy, które przy produkcji e-booków nie mają znaczenia. W e-bookach liczy się tylko treść, praca zajmuje dużo mniej czasu, a i wybór fontów jest bardzo ograniczony. Istotne jest dla mnie to, że książki można dotknąć, można ją powąchać, popodkreślać ciekawe fragmenty i zwyczajnie ją komuś pożyczyć.

Retro

Mirosław Ziółkowski

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: „Wyjarzmiona” jak zbiorowy pozew za pańszczyznę
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Kinga Wyrzykowska o „Porządnych ludziach”
Literatura
„Żądło” Murraya: prawdziwa Irlandia z Polakiem mechanikiem, czarnym charakterem
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Mateusz Grzeszczuk o „Światach lękowych” i nie tylko
Literatura
Zmarły Mario Vargas Llosa był piewcą wolności. Putina nazywał krwawym dyktatorem
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku