Absurd moralitetu

"Dzieciństwo Jezusa" to najbardziej tajemnicza powieść J.M. Coetzeego – pisze Jacek Cieślak

Aktualizacja: 11.03.2013 18:10 Publikacja: 11.03.2013 18:02

John Maxwell Coetzee

John Maxwell Coetzee

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Światowa premiera nowej powieści

noblisty 21 marca.

Zapewne ostrzono sobie apetyty na sensacyjne fantazje w rodzaju obrazoburczego „Kuszenia Chrystusa" czy „Szatańskich wersetów", ale 73-letni

Coetzee

woli filozofować w formie przypowieści.

Zobacz na Empik.rp.pl

Prowadzona w czasie teraźniejszym narracja robi wrażenie bezpośredniej transmisji z przyszłości obezwładniającej jak sen. Toczy się powoli, jest oszczędna, ale dobitna niczym słowa Biblii. Opowiada losy Davida, pięcioletniego chłopca, który ze starszym o 40 lat opiekunem Simonem ląduje w tajemniczym hiszpańskojęzycznym kraju.

Czytelnik pragnący wpisać tę historię w kontekst Jezusa może mozolnie szukać podobieństw między Davidem i najsłynniejszym potomkiem rodu Dawidowego. Albo świętym Józefem i Simonem, choć ten wcale święty nie jest. Można się pokusić o przeprowadzenie analogii między Maryją a Ines, która podejmuje się opieki nad Davidem. W najdziwniejszych z możliwych okolicznościach, kiedy Simon przybywa do niej jak Archanioł Gabriel i zwiastuje, że jest matką dziecka, którego nie widziała wcześniej na oczy.

Uczucie dziwności towarzyszy nam od pierwszych kart 300-stronicowej historii. Jej przewrotność polega na tym, że gdy znajdujemy się w centrum sekciarskiego apokryfu, oczyszcza nas śmiech z parodii alternatywnych historii Jezusa. Bywa też na odwrót, gdy zdajemy sobie sprawę, że tajemnica stawia nas w sytuacji totalnej bezradności. Kafkowska groteska zmienia się w beckettowski absurd.

Jest też trzeci klucz literacki do powieści i do postaci Davida: to cytowany w wielu partiach „Don Kichot" Cervantesa – w formie przysposobionej dla dzieci, z ilustracjami. Davida intryguje postać rycerza z La Manchy, który żył w świecie własnej wyobraźni, kompletnie nierozumiany przez innych, a wręcz uznawany za wariata. Podobny jest los chłopca.

Z początku nie zdajemy sobie sprawy z jego odmienności. Został wysłany przez nieznaną matkę w tajemniczą podróż wraz z listem, który zaginął podczas rejsu, czego świadkiem był tylko Simon. W aurze dziwnego hiszpańskojęzycznego państwa, gdzie wszyscy są życzliwi, ale jest to życzliwość szczególna. Nie idzie za nią żaden odruch serca, tylko daleko posunięty dystans, uniemożliwiający nawiązanie mocniejszych międzyludzkich relacji.

Simon jako jedyny zachował w pamięci obraz innego życia i nie chce poddać się praniu mózgu: chce czuć. Ale tu kwitnie kultura singli. Postmałżeńska. Postrodzinna.

Doki, gdzie jako tragarz zatrudnia się Simon, przyciągają mężczyzn, którzy nie pomyśleli, że worki z ziarnem łatwiej byłoby można przenosić z pomocą dźwigu. I nie tylko w portowych scenach kryje się kolejna sceptyczna myśl, że niemożliwa jest, a wręcz niepotrzebna, żadna zmiana. Oto próbka dialogu: „Gdyby tak zamontować tutaj dźwig, można by dokonywać rozładunku dziesięć razy szybciej. – Pewnie tak – zgadza się brygadzista. – Ale po jakie licho? Jaki sens miałoby robienie rzeczy dziesięć razy szybciej".

W wolnej chwili mieszkańcy dziwnego kraju chodzą do domu kultury na lekcje filozofii i omawiają status ontologiczny... krzesła albo stołu. Każdy z nas dostałby w takim świecie szału, jednak tu dominuje stoickie podejście do życia. Nawet gdy Simon odkrywa, że w spichrzu tysiące gryzoni niszczą zbiory, wszyscy zachowują się obojętnie. Bo, mówiąc stylem przypowieści, tam, gdzie jest zboże, muszą być szczury. Nie zmieni się logiki życia. Lepiej nie walczyć z wiatrakami, ale zachować pozory stabilizacji i zadowolenia.

Mając w pamięci milczący styl bycia noblisty na zeszłorocznej Malcie w Poznaniu, można pomyśleć, że nigdy wcześniej nie opowiedział o swoim widzeniu świata bardziej szczerze, dystansując się wobec wszelkich utopii, dzisiejszego wyścigu szczurów, a generalnie – wobec syzyfowego losu człowieka.

Coetzee nie daje nam poczucia pewności, czy nasza interpretacja ludzkich zachowań i świata jest słuszna. Kolejne rozdziały wystawiają wszystkie domysły na ciężką próbę. Można zadawać fundamentalne pytanie: czy Simon słusznie zobaczył w Ines matkę Davida? A zapytajcie lepiej siebie, zdaje się sugerować noblista, czy podjęliście słuszne życiowe decyzje, na przykład gdy byliście zakochani?

Najboleśniej odczuwa się w książce problemy komunikacyjne. Język mający służyć porozumieniu wyraża jedynie ludzką samotność. Dlatego David demonstracyjnie odrzuca kod, który starają się mu narzucić dorośli. Przekonuje, że 888 jest większe niż 889, a na stwierdzenie, że jest inaczej, odpowiada: „Skąd wiesz? Przecież nigdy tam nie byłeś". Dumnie podważa prawdy niewzruszonego od tysiącleci porządku cywilizacji, ale jako buntownik jest też bliski śmieszności.

Z moralitetu robi się więc groteskowa błazenada, w której sam Coetzee porusza się tyle pewnie, co po omacku. Jakby chciał powiedzieć, że jest tylko to, co jest, a i tak nie wiemy, co to. Dlatego wierzymy i wątpimy na zmianę. I nigdy nie osiągniemy raju, nie zrealizujemy żadnej utopii. Możemy się tylko z tego śmiać. A i to w gorzki sposób. A najlepiej milczeć. Jak Coetzee. A jeśli już mówić – to zadawać pytania. Bo każda odpowiedź świadczy, że grzeszymy pychą i życie nas za nią ukarze.

Światowa premiera nowej powieści

noblisty 21 marca.

Pozostało 99% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski