Męska przyjaźń

Korespondencja Coetzeego i Austera to prawdziwa sensacja literacka - pisze Jacek Cieślak.

Aktualizacja: 24.03.2014 18:15 Publikacja: 24.03.2014 17:48

Paul Auster (z lewej) i J.M. Coetzee w Portugalii w 2008 roku, gdzie poznali się, gdy pracowali w ju

Paul Auster (z lewej) i J.M. Coetzee w Portugalii w 2008 roku, gdzie poznali się, gdy pracowali w jury na festiwalu filmowym

Foto: AFP

To, że Paul Auster, autor „Dymu", „Brooklyn Boogie" i „Lulu na moście", pisze listy, było wysoce prawdopodobne. Ale Coetzee? Znając choć odrobinę charakter noblisty, można by pomyśleć, że Auster nie oszczędza papieru, a w odpowiedzi otrzymuje puste koperty, symbol milczenia, tak lubianego przez Coetzeego.

O tym, że jedyną formą jego wypowiedzi są autorskie książki, może pomyśleć każdy, kto był świadkiem pobytu noblisty na Malta Festival w Poznaniu. Na konferencji prasowej dziennikarze i literaturoznawcy łamali sobie głowy, jak wydusić z pisarza chociaż jedno słowo. Ten zaś milczał długo lub ograniczał się do „tak", „nie" lub „nie sądzę". Także podczas bardziej prywatnych spotkań Coetzee karmił się raczej cudzym słowem. Austerowi więc za to, że zachęcił Coetzeego do sążnistych wypowiedzi, należy się co najmniej Nobel.

Panowie znają się od 2008 r., a choć mieszkają na innych kontynentach, spotykają się przy każdej okazji jako goście festiwali, czemu sprzyja przyjaźń małżonek. Pośród wielu historii i anegdot, m.in. o sporcie czy Samuelu Becketcie, najważniejsze jest bodaj wspomnienie Coetzeego o jego podróży do Ameryki i partii szachów.

To doświadczenie tłumaczy jego dystans do ludzi, świata, a przede wszystkim wielkich emocji: zwłaszcza własnych. Coetzee płynął do Ameryki jak bohater książki Franza Kafki, a przypowieść wpisuje się w klimat kafkowskich opowieści o absurdalności egzystencji.

Na statku brał udział w turnieju szachowym, a finał z utalentowanym rówieśnikiem przedłużał się tak bardzo, że zostali sami, bo wszyscy zeszli na ląd podziwiać Statuę Wolności. W końcu, po wielu godzinach, przeanalizowawszy sytuację na szachownicy, obaj gracze zdecydowali się na remis, który nie dawał później spokoju Coetzeemu i zepsuł nie tylko wymarzony od dawna pobyt w Nowym Jorku, ale też pierwsze dni w Ameryce. Powracał obsesyjnie myślami do gry, analizując możliwość dalszych posunięć. Jak się okazało – mógł wygrać! Myśl o tym wpędzała go w białą gorączkę.

„Wspomnienie ataku tej koszmarnej emocjonalnej nadaktywności sprzed niemal pół wieku sprawiło, że już nigdy nie chciałem być zwycięzcą, pokonać jakkolwiek przeciwnika i znaleźć się na szczycie. Nigdy nie zagrałem już w szachy. (...) Ocena mojej gry jest sprawą prywatną między mną a tym, co, jak sądzę, nazwałbym moim sumieniem".

Coetzee trafia celnie we współczesną obsesję konkurencyjności, która od dzieciństwa czyni nasze życie piekłem i wyścigiem szczurów. On zaleca stosowanie japońskiej zasady: wstydliwa jest nie tylko porażka, ale i przyczynianie się do niej. Być może więc Coetzee milczy, bo boi się popisów w świecie słowa.

Wielkim tematem książki jest przyjaźń, wywołana w korespondencji stwierdzeniem Coetzeego, że o miłości napisano miliardy stron, a jej skromna, ale mniej kłopotliwa koleżanka – przyjaźń – nie doczekała się wielu hymnów pochwalnych. Coetzee erudycyjnie, cytując również Arystotelesa, porządkuje różne formy przyjaźni, podkreślając jej ciekawe przypadki. Zauważa, że mężczyźni przyjaźnią się, nie rozmawiając o tym, co do siebie czują.

Stwierdzenie to staje się oczywiście okazją do komplementowania małomówności, Auster wspomina zaś ironicznie o swoim przyjacielu, z którym spędza czas, przerywając ciszę jedynie burknięciami albo skrótami niezrozumiałymi dla innych.

Pisarze zgadzają się, że przyjaźń mężczyzny z kobietą jest niemożliwa, „gdyż atmosfera jest gęsta od podejrzeń". Auster dodaje wyjątek, który dotyczy okresu dzieciństwa. Brak różnicy między przyjaźnią a miłością wynika z braku kontekstu seksualnego.

Wszystkim panom pisarze polecają zasadę: „Nie wybieraj na żonę kobiety, której nie wybrałbyś na przyjaciela, gdyby była mężczyzną". Puentą wątku jest maksyma przywołana przez Austera: „mężczyzna idzie z kobietą do łóżka, by móc z nią porozmawiać".

Fascynujący jest wątek fikcji, lecz nie literackiej, tylko finansowej. Auster przekonuje: „Pieniądze są największą fikcją. Czym są, jeśli nie bezwartościowym kawałkiem papieru? Jeśli papier nabrał wartości, to dlatego, że ogromna liczba ludzi postanowiła mu ją nadać. System opiera się na wierze. Nie na prawdzie czy rzeczywistości, ale na zbiorowym wyznaniu wiary".

Coetzee odwołuje się do platońskiej wizji jaskini, w której ludzie oglądają na ścianie cienie, czyli odbicie prawdziwej rzeczywistości. Takim cieniem jest wielka bańka finansowa, która pękła na naszych oczach podczas ostatniego kryzysu. Wniosek z lektury listów jest następujący: pisarze nie bujają z głową w chmurach, co zdarza się bankowcom i politykom.

Znaczące jest wspomnienie Austera z jubileuszowej edycji festiwalu w Cannes, a zwłaszcza z przyjęcia, na którym zgromadzono największe osobistości świata filmu – w tym Andrzeja Wajdę i Romana Polańskiego. „Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek wcześniej stał w pomieszczeniu tak tętniącym energią" – zauważa Amerykanin. Dla współczesnych strategów i specjalistów od zarządzania „zasobami ludzkimi" powinna to być kluczowa wskazówka: kultura ma moc zdrowej gospodarki.

To, że Paul Auster, autor „Dymu", „Brooklyn Boogie" i „Lulu na moście", pisze listy, było wysoce prawdopodobne. Ale Coetzee? Znając choć odrobinę charakter noblisty, można by pomyśleć, że Auster nie oszczędza papieru, a w odpowiedzi otrzymuje puste koperty, symbol milczenia, tak lubianego przez Coetzeego.

O tym, że jedyną formą jego wypowiedzi są autorskie książki, może pomyśleć każdy, kto był świadkiem pobytu noblisty na Malta Festival w Poznaniu. Na konferencji prasowej dziennikarze i literaturoznawcy łamali sobie głowy, jak wydusić z pisarza chociaż jedno słowo. Ten zaś milczał długo lub ograniczał się do „tak", „nie" lub „nie sądzę". Także podczas bardziej prywatnych spotkań Coetzee karmił się raczej cudzym słowem. Austerowi więc za to, że zachęcił Coetzeego do sążnistych wypowiedzi, należy się co najmniej Nobel.

Pozostało 84% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski