Shaun Tan to człowiek sukcesu. Czterdziestolatek, który od debiutu w 1992 roku zaliczył 45 międzynarodowych nagród za komiksy i ilustracje plus Oscara za animację (2011). Dziecko emigranta z Chin i Australijki, pomimo kariery – wyobcowany. Przyznaje, że jest pracoholikiem i że przeszedł depresję. Paradoksalnie, jego sztuka „chwyciła" właśnie dzięki temu, że odzwierciedliła frustracje i strachy.
Od czasu rewelacyjnego „Przybysza" czekam na każdą nową książkę Tana. Tego roku pojawiły się aż dwie – „Regulamin na lato" i „Zgubione, znalezione", zbiór trzech opowiastek.
Nazwać dokonania Shauna Tana komiksami oznacza wprowadzić czytelnika w błąd. Australijczyk pisze niby-bajki, quasi-reportaże, pseudopowieści. Jednak ich strona literacko-fabularna mieści się na... stronie. Ich lektura trwałaby kilka minut, gdyby nie wizualne walory. Od przepięknych, dopracowanych w każdym detalu książek nie można się oderwać. Są magiczne, magnetyczne, metaforyczne. Ich malarski powab idzie w parze z fascynującą wyobraźnią autora, który z dziecięcą niefrasobliwością łączy realia z cudami-niewidami.
Te książki nie są jednak przeznaczone (tylko) dla małolatów. Tan, podobnie jak jego najwybitniejsi poprzednicy (La Fontaine, Carroll, Swift, Grimm, Andersen), w baśniowej formie ukrywa poważne treści, problemy, bolączki. Zwraca się do wszystkich mu podobnych wrażliwców, których przerasta konieczność „dawania sobie rady" według zasad obowiązujących w pragmatycznym i cynicznym świecie.