Literatura rusza na polskie szosy

„Siódemka” jest jak pastisz prozy Andrzeja Stasiuka, tylko wszystko jest tu brzydsze, a bohaterowie bardziej pijani.

Publikacja: 06.04.2015 21:01

Ziemowit Szczerek

Ziemowit Szczerek

Foto: tvn24

Ziemowit Szczerek z przytupem wkroczył na literacką scenę książką „Przyjdzie Mordor i nas zje" w 2013 r. Sportretował w niej wiecznie odurzonych polskich podróżników przemierzających bezdroża Ukrainy w poszukiwaniu dawnej wielkości naszego narodu.

Szczerek wniósł tą książką świeżość do naszej literatury i zakłócił śmiertelnie poważną atmosferę w polskim reportażu.

Osiągnięciem autora było skuteczne przeniesienie gatunku amerykańskiego „gonzo" na grunt polski. „Gonzo" w odróżnieniu od klasycznego reportażu nie próbuje udawać obiektywizmu, lecz żywi się skrajnie subiektywną relacją. Pisana jest z punktu widzenia narratora, który nie tylko obserwuje zdarzenia, ale też bierze w nich bezpośredni udział. Mistrzostwo w „gonzo" osiągnął Hunter S. Thompson, autor głośnego „Lęku i odrazy w Las Vegas".

Drugim ważnym elementem „gonzo" są substancje psychoaktywne. Oczywiście literatura polega na tym, że można wszystko zmyślić i nie trzeba brać narkotyków czy prowadzić auta po pijanemu tak jak bohaterowie „Mordoru" czy właśnie „Siódemki". Chociaż kto wie?

Nowa książka 36-letniego Szczerka odchodzi nieco od reportażu „gonzo" w stronę powieści, choć te granice są bardzo rozmyte. Skacowany narrator, który sam do siebie mówi per Paweł, prowadząc rankiem samochód z Krakowa do Warszawy tytułową drogą E7, dostrzega butelkę napoju pod siedzeniem pasażera. Gdy próbuje ugasić pragnienie, szybko się orientuje, że jest to napój w tak zwanej wersji turbo, czyli z dodatkiem wódki. Tak zaczyna się polska odyseja, w której Paweł napotka m.in. sobowtóra wiedźmina Geralta ze skrzyneczką pełną „eliksirów", hipsterów-terrorystów sabotujących szpetne polskie rezydencje i „zbójcerzy" z samozwańczego bractwa rycerskiego.

U Szczerka wiele jest kpiny i satyry zarówno na prowincjonalną, jak i na miejską Polskę, która swoją mieszczańskość tylko udaje. Sam narrator też jest cząstką Polski B. Wyrósł z niej i pomimo szyderstw ją lubi. Mija przydrożne „pustaczane budy", tandetne pseudosarmackie zajazdy i puentuje: „To było polskie do bólu, powinno być sprzedawane na pocztówkach z napisem Polska zamiast jakichś tam Łazienek czy Wilanowów".

W porównaniu ze świetnym debiutem Szczerka w „Siódemce" więcej jest publicystycznej gadaniny. Autor powtarza doskonale znane tezy na temat polskości czy estetyki Polski B. Co prawda można tę książkę czytać jako potransformacyjną diagnozę naszej mentalności, ale też twierdzenie, że w Polsce bywa brzydko i siermiężnie, nie jest szczególnie odkrywcze.

Jednocześnie gdzieś na tej krajowej „Siódemce" Szczerek wyprzedził Dorotę Masłowską w językowej brawurze. Mnoży zabawne neologizmy, błyskotliwe skojarzenia i surrealistyczne opisy. Dlatego „Siódemka" potwierdza talent autora, a jednocześnie stanowi ostrzeżenie przed gadulstwem i mieliznami oczywistych diagnoz.

Literatura
Kto wygra drugą turę wyborów: „Kandydat” Jakuba Żulczyka
Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego