Najsłynniejszą, ale i najtrudniejszą, prozę Josepha Conrada spolszczył Michał Kłobukowski. W jego przekładzie „Lord Jim” ukazał się po raz pierwszy w 2001 r. Rok później anglista otrzymał za to tłumaczenie nagrodę „Literatury na Świecie”. Niedawno Kłobukowski dokonał korekt detali marynistycznych i opowieść o człowieku, który chce dowieść własnej wartości w sytuacji krytycznej, wydana została w jubileuszowej serii krakowskiej oficyny.
– Przekład Anieli Zagórskiej z 1933 r. uważam za chybiony – powiedział „Rz” Kłobukowski. – Tłumaczenie było momentami niedokładne. Od biedy dałoby się to wybaczyć, gdyby wszelkie niedostatki rekompensowała uroda języka. Niestety, i na tym polu tłumaczka zawiodła.
– Pani Zagórska miała niewątpliwy talent do partii opisowych, ale gubiła się w kwestiach filozoficznych – twierdzi prof. Zdzisław Najder, biograf Conrada. – Gdy napotykała powtarzającą się frazę – w „Lordzie Jimie” powraca np. zwrot „under a cloud”, czyli dosłownie „pod chmurą” – za każdym razem przekładała ją inaczej. Uważała, że tak będzie ładniej. Nie przyszło jej do głowy, że Conrad celowo stosował ten zabieg.
Do tej pory z zadaniem przełożenia „Lorda Jima” na polski zmierzyło się czterech translatorów. Obok wymienionych byli to Emila Węsławska, autorka tłumaczenia z 1904 r., i Michał Filipczuk, który powieść spolszczył w 2003 r. To właśnie pracę tego ostatniego najwyżej ceni Zdzisław Najder.
– Michał Filipczuk wydobył całe filozoficzne bogactwo książki, która, nawiasem mówiąc, była ostatnią lekturą Józefa Piłsudskiego – uważa literaturoznawca. – „Lorda Jima” znaleziono na stoliku w pokoju, w którym Marszałek umarł. Piłsudski mógł powieść przeczytać w oryginale, ale dostał od zaprzyjaźnionej Zagórskiej jej niedawno wydane tłumaczenie.