Autor ponad 100 tomów przełożonych na blisko 30 języków, łącznie z urdu. Najpłodniejszy i najpoczytniejszy polski pisarz przedwojenny w kraju i na świecie, chemik, podróżnik, zapalony myśliwy, z pochodzenia Tatar, piszący pierwsze książki po rosyjsku polski patriota, wreszcie nieprzejednany wróg bolszewizmu i autor światowego bestsellera „Lenin”. I to ostatnie zadecydowało, że Ferdynand Ossendowski, nietuzinkowa postać historii polskiej literatury, został całkowicie wyrugowany ze świadomości Polaków w okresie PRL.
Efektem skuteczności tej akcji jest dziś niemal całkowity brak dzieł Ossendowskiego w bibliotekach, nie mówiąc o księgarniach, bo obecnie częściej się wznawia tego autora w językach obcych, jak choćby po mongolsku przed rokiem. Ten paradoks został przedstawiony w dokumencie emitowanym kilka dni temu w TVP 1. Była to kolejna część cyklu Roberta Kaczmarka pt. „Errata do biografii”. I tym razem autorzy serii zajęli się przywracaniem Polakom nieznanych czy w tym wypadku wyrwanych kart z historii polskiej literatury. Co najważniejsze, twórcy „Erraty...” pokazali, że nawet dziś można znaleźć w Polsce ludzi, którym zależy na zniekształcaniu pamięci o pisarzu.
Dokument otwiera scena z warsztatu, gdzie w huku i iskrach szlifierz pracuje nad kształtem pamiątkowej tablicy. To tablica na część autora demaskatorskiego pamfletu „Lenin”, którego rocznica śmierci miała zostać uhonorowana przez władze warszawskiej dzielnicy Ochota. Tu bowiem, przy ul. Grójeckiej 27 pod numerem 9, Ossendowski spędził lata wojny. Tablica nie zawisła jednak na czas z powodu awantury, o czym pisała „Rzeczpospolita” w czerwcu 2006 roku. Jej źródło stanowiła treść pechowej tablicy, przeciwko której zaprotestowała na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej dr Beata Dorosz, mieszkanka budynku i literaturoznawca. Nie chodziło jednak o błędy związane z twórczością literacką. Problem leżał w ostatnim słowie wizytówki, jaką opatrzono postać Ossendowskiego – „pisarz, podróżnik, antykomunista”. Niewygodne dla większości mieszkańców kamienicy słowo „antykomunista” zostało pod ich presją zeszlifowane.
Koleje losu Ossendowskiego, który dorastał w Petersburgu, wielokrotnie przeinaczano, zwłaszcza jeśli chodzi o wątek jego wyjazdu do Mongolii. Sam pisał o tym wydarzeniu tymi słowy: „Przed nawałnicą bolszewicką musiałem uchodzić z Petersburga na Syberję jeszcze w r. 1918. Do stycznia r. 1920 przebywałem na Syberji, gdzie rządy bolszewickie zastąpił rząd adm. Kołczaka, zgubionego przez wpływy monarchistów i przez nieudolnych ministrów – czytamy w pierwszym rozdziale bestsellera „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”. – Na początku r. 1920 los rzucił mię do Krasnojarska, miasta położonego u brzegu wielkiej i pięknej rzeki Jenisej, której źródła rodzą się w górach Urianchaju, a ujście ginie w Oceanie Lodowatym. Z kilku Polakami układaliśmy plan ucieczki do Urianchaju i dalej – do Mongolji, Chin, Europy... lecz wypadki zmieniły nasze zamiary. Znajomi moi zostali aresztowani i umarli na tyfus plamisty w więzieniu, a grupa katów bolszewickich przybyła po mnie i, wypadkowo nie zastawszy mnie w domu, uczyniła na mnie zasadzkę” – kontynuuje pisarz opowieść o początkach tej równie niesamowitej, co niebezpiecznej przygody. Nie dotarł on jednak do Europy, lecz do Japonii, o czym według Witolda S. Michałowskiego – biografa pisarza – świadczy papier listowy statku, którym płynął, oraz japoński znaczek przyklejony do okładki jednego z jego dzienników. Podejrzewa się, że właśnie tam przekazał swój raport o propagandzie bolszewickiej i sytuacji polityczno-ekonomicznej w centralnej Azji sporządzany na zlecenie rządu polskiego, w którego posiadanie weszli też Japończycy i Amerykanie. Zamieszany był też w aferę przekazania Edgarowi Sissonowi, oficerowi amerykańskiego wywiadu, teczki z korespondencją przedstawicieli partii bolszewickiej z niemieckim sztabem generalnym. Całe swoje życie Ossendowski poświęcił walce z zarazą mentalną, jaką w jego głębokim przekonaniu była bolszewia. I czy pisał książkę „Lenin”, w której na długo przed Orwellem diagnozuje rewolucję komunistyczną i jej wodza, czy opracowywał projekt broni chemicznej, zawsze miało to związek z jego konsekwentną i wyraźną antykomunistyczną postawą, która jednak – zdaniem wspomnianej dr Dorosz – nie była na tyle oczywista, by określeniem „antykomunista” opatrywać jego sylwetkę. By propagować wiedzę na temat zbrodniczego systemu, Ossendowski wykorzystywał wszystkie swoje kontakty, nawet wywiadowcze, choć wbrew utartym pogłoskom nie odnaleziono żadnych dowodów jego współpracy z obcym wywiadem. W Japonii spotkał się też z L.
S. Pallenem, amerykańskim wydawcą żydowskiego pochodzenia, który znając świetnie zapotrzebowanie rynku na sensację i egzotykę, namówił Ossendowskiego do zrelacjonowania jego konnej podróży przez Azję Centralną. Tak właśnie zrodził się hit wydawniczy „Beasts, Men and Gods”, którego premiera miała miejsce w Nowym Jorku w 1922 roku (po polsku tom „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” ukazał się w 1923 r.) i który przekonał Ossendowskiego, by profesjonalnie zająć się pisarstwem. Pallen miał nosa, bo sensacyjną książkę sprzedano na pniu i osiągnęła blisko milionowy nakład, a wkrótce została przetłumaczona na prawie 20 języków. Co ciekawe, książka ta weszła do światowego kanonu kultury popularnej za sprawą słynnego włoskiego rysownika i scenarzysty Hugo Prata, który jeden z odcinków swej komiksowej serii o kapitanie Corto Maltese („Corto Maltese na Syberii” z 1974 r.) stworzył właśnie pod wpływem lektury „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”. Za sprawą tego tomu oraz demaskatorskiego i pionierskiego na tamte czasy „Lenina” z 1930 roku Ossendowski był najbardziej rozpoznawalnym polskim przedwojennym pisarzem na świecie. Ani tej wiedzy, ani innych informacji o literaturze Ossendowskiego nie sposób dziś uzyskać nawet na studiach polonistycznych. Jego literatura nie doczekała się poważnych opracowań naukowych, nie figuruje w wielu podręcznikach i słownikach, a jego filmowy wręcz życiorys „polskiego Indiany Jonesa” czy „syberyjskiego Lawrence’a” dotychczas nie stał się kanwą żadnego scenariusza fabularnego. A jedną z najbardziej enigmatycznych, ale i rozpalających wyobraźnię stron owego życiorysu jest jego współpraca z Romanem Fiodorowiczem von Ungernem-Sternbergiem – słynnym krwawym baronem, mongolskim chanem i dowódcą azjatyckiej dywizji konnej, która na Syberii w początkach lat 20. prowadziła walkę z bolszewikami, legendarnym posiadaczem gigantycznego skarbu szacowanego na 2 mld dolarów, którego miejsce ukrycia miał ponoć znać Ossendowski. Pewne jest, że był on na Syberii doradcą barona, który, darząc go wielkim szacunkiem, tytułował go „profesorem” (jako profesor i ekspert od spraw ekonomicznych znany był też wcześniej w sztabie admirała Kołczaka).