Oczywiście. I adresy, i nazwiska... Główna ulica nazywała się Kościuszki, prowadziła do placu 3 Maja, który teraz nazywa się Lenina. Mój Pińsk przypominał trochę miniaturę Łodzi, takiej, jaką znamy z „Ziemi obiecanej“. A zatem miasto silnych kontrastów: obok wspaniałych posiadłości Radziwiłłów były też siedziby zamożnej burżuazji, choćby belgijskiej rodziny Lurie, właścicieli fabryki zapałek i dykty. Przepych sąsiadował jednak z ogromną biedą. Jak powiedziałem, domy w mieście były przeważnie drewniane. Parterowe lub najwyżej piętrowe, kryte gontem. Przy każdym domku był ogródek, a w nim drzewa owocowe: śliwy, morele, jabłonie. Jesienią Pińsk pachniał konfiturami, które gospodynie szykowały na zimę. Włóczyłem się tam razem z innymi dziećmi, zaglądałem w różne zakamarki. Z upodobaniem czepialiśmy się dorożek, dorożkarze opędzali się batem. Śledziliśmy też hycli. Mieli ciągnięte przez chabety drewniane wozy, a na nich stały klatki zabezpieczone siatką. Zawód to był marny, zarabiali grosze. W miarę zapełniania się klatek rósł jazgot, ujadanie słychać było na całej ulicy. Takie uliczne widowisko było wielką atrakcją, silnym przeżyciem.
Niedawno dostałem w prezencie album współczesnego fotoreportera Olega Babińca. Sfotografował dzisiejszy Pińsk i między innymi dom, w którym mieszkałem razem z rodzicami. Stoi przy ulicy Suworowa, która przed wojną nazywała się Pereca, wcześniej zaś – Błotna. Był nietynkowany, kryty dachówką, zajmowaliśmy tam pierwsze piętro. Gdy Białoruś odzyskała niepodległość, tamtejsi nacjonaliści zaczęli niszczyć ślady polskości. Zabrali się i do burzenia mojego domu, w końcu w 1991 r. zostały tylko mury. Wtedy polskie koło na Białorusi zaczęło starania o ocalenie tego miejsca. Pisali do Mińska i poskutkowało. Domu nie tylko nie zniszczyli, ale nawet otynkowali i pokryli nowym dachem.
Na zdjęciach widać, że wokół wyrosły blokowiska.
Tak. Wszędzie postawiono nowe dzielnice. Z przedwojennego Pińska ostało się naprawdę niewiele. Kiedyś było to ośrodek ekspansji chrześcijańskiej na Wschód. W XVII w. Radziwilłowie ufundowali wspaniałą kolegiatę jezuicką i seminarium. Kościół częściowo zburzyli czerwonoarmiści w 1939 r., opisuję to w „Imperium“. Dzieło zniszczenia dokończono po wojnie. Rozebrano resztę budowli, a na jej miejsce postawiono pomnik Lenina. Pozostawiono tylko klasztor, mieści się tam muzeum. W kościele Karola Boromeusza, gdzie byłem chrzczony, Sowieci urządzili skład paliw. Świątynia jednak stoi do dziś. Przetrwał też kościół franciszkański, gdzie z kolei znajdował się sztab Floty Czarnomorskiej.
Czarnomorskiej?
Pińsk jest połączony siecią wód ze wszystkimi morzami, wszystkimi oceanami. Pina wpada do Jasiody, ta do Prypeci, Prypeć do Dniepru. Dniepr płynie do Morza Czarnego. Jeżeli w Pińsku wsiądzie się w łódkę, można dopłynąć na koniec świata.