Ptak inaczej malowany

Tę piękną powieść powinni przeczytać wszyscy ci, którzy po „Strachu” cierpią na Holokaustowstręt

Aktualizacja: 31.01.2014 16:04 Publikacja: 16.02.2008 01:46

Ptak inaczej malowany

Foto: Rzeczpospolita

Przypominamy recenzję z 2008 r.

Gdy zobaczyłem tę 500-stronicową książkę z rysunkiem tańczącej śmierci na okładce obok poczciwego, znanego od zawsze logo Naszej Księgarni – jęknąłem. Oto wydawnictwo, które kojarzy się z Kubusiem Puchatkiem i Muminkami, cudownymi lekturami czasów dzieciństwa i młodości, wydaje powieść o Holokauście. Do tego powieść, której narratorem autor – australijski pisarz – uczynił Śmierć.

Zobacz na Empik.rp.pl

„Markus Zusak – przeczytałem cytowaną przez wydawcę entuzjastyczną opinię »USA Today« – nie przeżył II wojny światowej ani Zagłady, a mimo to jego »Złodziejka książek« zasługuje na miejsce obok „Dziennika” Anny Frank oraz »Nocy« Elie Wiesela. Ma szansę stać się pozycją klasyczną”.

Nie daj Boże – pomyślałem, od dłuższego już czasu przytłoczony wizją postulowanych odrębnych zajęć szkolnych z przedmiotu wiedza o Holokauście i ocenzurowania listy uczniowskich lektur pod kątem ich dzisiejszej poprawności politycznej. Z tą ostatnią propozycją, nawet jak na obecną Rzeczpospolitą kuriozalną, wystąpiła wiceprezes łódzkiego Związku Nauczycielstwa Polskiego Jadwiga Tomaszewska. Na pierwszy ogień pójść powinny – jej zdaniem – „Lalka” i „Chłopi” sławnych w świecie żydożerców Prusa i Reymonta.

„Trzeba zweryfikować listę lektur pod względem treści antysemickich. Te książki, które je zawierają, przesunąć do kanonu lektur uzupełniających” – mówi pani Tomaszewska. Osoba podła czy tylko głupia? – zastanawiałem się, oczami wyobraźni widząc już pociętego cenzorskimi nożycami „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza, którego nie uratowałaby postać Jankiela, przeważyłoby bowiem zapewne nieszczęsne „dziecko od Żydów kłute igiełkami”.

Do „Złodziejki książek” podchodziłem więc jak do jeża, mocno krytycznie przyjmując złożone przez autora już na wstępie zapewnienie, że „to nie jest skomplikowana historia. Składa się z:

- Dziewczynki

- Pewnej liczby słów

- Akordeonisty

- Niemieckich fanatyków

- Żydowskiego boksera

- Licznych kradzieży”.

 

 

Na pozór w powieści tej wszystko jest ściśle określone: czas, miejsce akcji, bohaterowie, sytuacje, w jakich się znajdują, kontekst historyczno-polityczny. Rzecz zaczyna się w styczniu 1939 r., kończy w październiku 1943 roku. Do miasteczka Molching, za przedmieściami Monachium przybywa dziewięcioletnia Liesel Meminger. Wraz z bratem ma być oddana na wychowanie rodzinie zastępczej. Do państwa Hubermannów, bo tak się nazywają jej przybrani mama i tata, dociera jednak sama. Młodszy brat umiera w drodze.

Powieść zaczyna się tragicznie, tak też się kończy, gdy w trakcie bombardowania Monachium giną właściwie wszystkie bliskie Liesel osoby. Pod gruzami tego miasta spocznie świat tej niezwykłej, wrażliwej dziewczynki. Ona sama przeżyje, z czegoś na kształt epilogu dowiemy się, że dożyła sędziwego wieku – w Australii, doczekała się dzieci i wnuków. I to jej historia – domyślamy się – posłuży trzydziestoletniemu Markusowi Zusakowi za kanwę „Złodziejki książek”. Powieści, która stała się światowym bestsellerem. A i w Polsce, mam tę nadzieję, trafi do rąk tysięcy czytelników. Nie tylko młodych, niezależnie od faktu, kto jest wydawcą tej książki.

Zaryzykuję nawet twierdzenie, że powieść Zusaka powinni przeczytać przede wszystkim ci, którzy po „Strachu” cierpią na Holokaustowstręt. „Złodziejka książek” dowodzi bowiem tego, że niekoniecznie trzeba z wyciągniętym palcem szukać coraz to nowych winnych, oskarżać narody, państwa, ba, nawet systemy polityczne. Nieprzypadkowo autor przyznaje się, że nie potrafi emocjonalnie poradzić sobie ze zbrodniami Stalina. Hitlera – owszem, zracjonalizował je sobie, o ile w ogóle jesteśmy w stanie objąć je kategoriami rozumu. Ale co można zrobić ze Stalinem, „który pod hasłem drugiej rewolucji mordował swój własny naród”? Tę akurat autorską wątpliwość potraktujmy jako naiwne wyznanie człowieka niekoniecznie dobrze znającego europejskie realia lat 40. zeszłego wieku. Ta odrobina dystansu wobec wizji historii Markusa Zusaka przyda się nam w lekturze „Złodziejki książek”, i to od samego początku, kiedy dowiadujemy się, że Liesel trafia do rodziny zastępczej dlatego, że jej prawdziwi rodzice byli komunistami.

 

 

Powiedzieć trzeba sobie zresztą wyraźnie: to nie jest powieść historyczna. A czy oddaje historyczną sprawiedliwość? To książka tyleż o ludzkiej brutalności, ile o człowieczym pięknie. Pięknie skrywanym często pod jakże mylącym wyglądem. Przybrana matka Liesel – Rosa Hubermannowa jest kobietą brzydką, kłótliwą, wulgarną, ale dziewczynka momentalnie przekonuje się, że ta niezachęcająca skorupa kryje wielkie serce i że Rosa jest dobrą, wręcz idealną kobietą – matką, żoną na ciężkie czasy. A jej mąż, Hans to już bezdyskusyjne dobro wcielone. Jeśli dodamy do tego przesympatycznego przyjaciela Liesel – Rudego, a także kilka drugorzędnych, niemal równie pozytywnych postaci, to wypadałoby zaśpiewać znaną z „Dudka” piosenkę o „dobrych Niemcach”. Niemcach, którym – można wynieść takie przekonanie po przeczytaniu „Złodziejki książek” – w ogarniętej wojną III Rzeszy żyje się straszliwie ciężko, a wszystkim nieszczęściom winny jest Führer, którego w skrytości ducha nienawidzą, ale że strach się bać, milczą.

Powiadam, łatwo wytknąć Markusowi Zusackowi błędy, naciągnięcia, niekonsekwencje, ale czy ktoś o zdrowych zmysłach może zaprzeczyć, że oprócz fanatycznych zwolenników Hitlera w III Rzeszy żyli też zwykli ludzie, niekiedy może i tak dobrzy, jak Hans Hubermann, malarz pokojowy, akordeonista, weteran I wojny. To właśnie w okopach wcześniejszej wojny zaprzyjaźnił się z Erikiem Vandenburgiem, żołnierzem żydowskiego pochodzenia. Tamten zginął, a jego śmierć w pewien sposób pomogła przeżyć Hansowi.

Po wojnie obiecał żonie zmarłego kolegi, że gdyby kiedykolwiek czegoś potrzebowała... No i po latach ktoś go zapyta, czy dotrzymuje obietnic, a w listopadzie 1940 roku do jego mieszkania, a ściśle mówiąc – piwnicy wprowadzi się Maks Vandenburg.

„Kiedy Żyd wchodzi nad ranem do twego domu – pisze Markus Zusack – w samym mateczniku ruchu nazistowskiego, masz prawo czuć dyskomfort, i to na wielu poziomach. Strach, niedowierzanie, paranoja. Każdy z tych czynników gra swoją rolę i każdy sprawia, że spodziewasz się najgorszych konsekwencji. ”

 

 

Maks, mimo całej niesprzyjającej mu sytuacji i zagrożenia śmiercią, bo w końcu nie uniknie obozu w pobliskim Dachau, przeżyje wojnę. Zatem przyjąć można, że ofiara Hubermannów nie była daremna. W tej powieści nie to jest jednak najważniejsze. Prowadząca narrację Śmierć wyznaje, że stale zdarza jej się „nie doceniać ludzkiej rasy albo ją przeceniać. Najgorzej ze sprawiedliwą oceną. (...) jakim sposobem te same rzeczy mogą się wydawać równie obrzydliwe i równie wspaniałe, dlaczego te same opowieści bywają równie wstrętne i równie cudowne”.

Opowieść Martina Zusacka należy do tych ostatnich. Tyle że porównanie jej do „Dziennika” Anny Frank jest absurdalne. Mamy tu do czynienia z fikcją literacką na bardzo wysokim poziomie . A przy tym z powieścią o czytelnych, dobrych intencjach. Jeśli miałbym „Złodziejkę” porównywać do innych dzieł ukazujących czas Holokaustu, wskazałbym raczej na „Malowanego ptaka” Jerzego Kosińskiego. Tu też mamy dziecięcego bohatera, podobne opresje, w jakich się znajduje, dramatyczny splot wydarzeń zwiastujący tragedię, która jest nie do uniknięcia i w końcu jakieś, jak na te okoliczności nie najgorsze, rozwiązanie. Różnica jest jedna, za to zasadnicza. W intencjach właśnie. W „Malowanym ptaku” ewidentnie złych. Z pewnością nie poleciłbym „Złodziejki książek” do czytania dzieciom – w trosce o ich sny. Nie miałbym jednak nic przeciwko temu, żeby znalazła się wśród lektur uzupełniających dla młodzieży i doczekała omówienia na lekcji literatury. Nie „Wiedzy o Holokauście”.

Markus Zusak „Złodziejka książek”. Przeł. Hanna Baltyn. Nasza Księgarnia, Warszawa 2008

Przypominamy recenzję z 2008 r.

Gdy zobaczyłem tę 500-stronicową książkę z rysunkiem tańczącej śmierci na okładce obok poczciwego, znanego od zawsze logo Naszej Księgarni – jęknąłem. Oto wydawnictwo, które kojarzy się z Kubusiem Puchatkiem i Muminkami, cudownymi lekturami czasów dzieciństwa i młodości, wydaje powieść o Holokauście. Do tego powieść, której narratorem autor – australijski pisarz – uczynił Śmierć.

Pozostało 95% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski