Korespondencja: Ruskie pierogi w Paryżu

Kazimierz Brandys? Nie wiem, czy którąś z jego głośnych powojennych powieści przeczytałem do końca. Nie pamiętam. Choć jego „Miasto niepokonane”, cykl „Między wojnami” należały w moim okresie gimnazjalno-licealnym i akademickim (końca lat 40., początku 50.) do książek bodajże najgłośniejszych w Polsce. Niemal lekturowych.

Publikacja: 04.04.2008 12:53

Korespondencja: Ruskie pierogi w Paryżu

Foto: Rzeczpospolita

Red

Co mnie w nich raziło? Pewnie to takie wprost służalcze zaangażowanie po stronie komunistycznej władzy. I nurzanie w błocie wszelkich patriotycznych usiłowań. Ale tacy oni byli, heroldowie komunizmu – Brandys, Ważyk, Lewin i paru innych jeszcze. Potem wydał „Obywateli” i to było już jak młotkiem po głowie. Czy musiał? Nie musiał. Chciał być w pierwszym szeregu. Literacko torował drogę komunistycznej władzy.

Zdaje mi się, że zacząłem czytać go nie tylko z uwagą, ale i z lekturową przyjemnością dopiero dużo później – gdzieś od „Listów do pani Z.” chyba. I już od tamtego czasu do końca jego pisarskiego życia z uwagą coraz większą. Znaliśmy się w kraju osobiście, ale ograniczało się to zwykle do uwag o pogodzie czy do zdawkowych komentarzy politycznych przy spotkaniach w stołówce literackiej na Krakowskim Przedmieściu. Powoli zbliżyliśmy się do siebie, kiedy ja byłem już emigrantem (to znaczy w pierwszej połowie lat 70.), on zaś wyjeżdżał na Zachód, wracał do kraju, znowu wyjeżdżał, i w końcu na Zachodzie pozostał. Wybieram jeden z listów z jego okresu przedemigracyjnego.

K. Brandys, c/o J. Goslawska Nowy Jork, 17 stycznia 198243-15, 46th Stret, apt. F-4,Long Island City, N. Y. 111 04. USA

Drogi Panie Włodzimierzu,Wie Pan już zapewne, że jestem na zachodniej półkuli. Przyjechaliśmy do Nowego Jorku 4 grudnia z W-wy, żeby przesiedzieć zimę u przyjaciół i przez parę miesięcy pożyć jak „biali ludzie” (to powiedzenie jednej ślicznej pani w warszawskim Klubie Literackim).

A tu: 13 grudnia! Rąbnęło to nas mocno w głowę, dotychczas trudno mi się z tego podnieść. Z całej redakcji ZAPIS-u tylko Barańczak i ja przebywamy na wolności, bo obaj w USA. Reszta w obozach, gdzieś w Białołęce czy Iławie, prócz Andrzejewskiego, który do redakcji należał tylko formalnie. Trudno mi myśleć o bliskich ludziach w Warszawie. Trzy dni temu aresztowano mego brata, wczoraj na szczęście był już w domu, być może dzięki interwencji francuskich osobistości politycznych (z panią Mitterrand włącznie), którą to interwencję rozpętałem za pośrednictwem Kota Jeleńskiego i z wielką jego pomocą.

Nie sądzę, aby rządy generalskie potrwały długo. Ale co po nich nastąpi, nie mam pojęcia. Jeśli obejmie władzę nowa ekipa cywilna z Olszowskim na czele, to nie ma po co wracać. Myślę jednak, że wkroczyliśmy w okres przyśpieszenia historycznego i wypadki potoczą się szybciej niż dotąd. Niejedno jeszcze zobaczymy.

Biegam tu teraz wokół zorganizowania sobie jakiegoś tymczasowego bytu, bo przyjechałem jak turysta, z kapitałem nader skromnym. Na razie zostajemy w Stanach, w Nowym Jorku. Potem może Francja. Ale to jeszcze nic pewnego. Wczoraj wysłałem Giedroyciowi maszynopis II tomu „Miesięcy” 1980 – 81, z częścią berlińską, która się kończy moim listem do Pana. Zakończeniem tomu jest nasz odlot z Warszawy do Nowego Jorku. Gdyby zechciał Pan ten II tom wykorzystać w rozgłośni jako całość albo montaż fragmentów, ucieszyłbym się bardzo. Zapasowego egzemplarza niestety nie mam, przywiozłem na grzbiecie pod koszulą tylko ten jeden, który ma Giedroyc. Ale chyba bez trudu zrobiliby xero dla Pana.

Telefonowała tu do mnie p. Wojtasik z nowojorskiej WE, powołując się na rozmowę z Panem i proponując mi cykl tekstów do wygłoszenia na aktualne tematy i dając mi swobodę wyboru formy. Propozycję przyjąłem, gdyż byłby to bodziec dla mnie do podjęcia pracy na nowo – może skleci mi się z tego w przyszłości jakaś książeczka. Zastrzegłem sobie tylko pewien czas, bo obecnie muszę się kręcić jak mucha w rosole, żeby załatwić materialne sprawy, i zabiera mi to całe dni od rana do wieczora.

Proszę mi napisać co u Państwa? Jak morale i praca, jakie myśli i wróżby. Parę słów od Pana będzie dla mnie rzeczą ważną. Po tym, co się stało w Polsce, czuję się trochę jak po końcu świata.

Ściskam Pana serdecznie, dla obojga Państwa wiele najlepszych pozdrowień, również od mojej żony.

K. Brandys

Nie pamiętam już, czy Kazimierz Brandys z nieodłączną żoną Marysią wracał jeszcze do kraju. Jego u mnie listy są nieuporządkowane i nieposegregowane. Nasza współpraca „tekstowa” kwitła już jednak od początku lat 70. Jeśli publikowałem go pod nazwiskiem, to zawsze udawałem, że to, co od niego biorę, biorę po publikacji w „Kulturze” paryskiej; reżim warszawski z publikacjami w „Kulturze” paryskiej jakoś się zdołał pogodzić. Potem, gdy magistrat paryski udostępnił mu maleńkie mieszkanko, nie musiałem już zachowywać tych wybiegów, osiadł bowiem w Paryżu na stałe.

Publikowałem w Radiu Wolna Europa właściwie wszystko, co w tamtym czasie napisał. Kolejne tomy „Miesięcy” w odcinku audycji „Na czerwonym indeksie”. Jeśli ktoś pomyśli, czytając mój komentarz do jego listu, że ta nasza współpraca była „taka bardziej interesowna”, to śpieszę zaraz z uwagą: nigdy nie umiałem ludziom pamiętać pełnej zakrętów drogi przez „obszar komunizmu”. Cieszyło mnie, jeżeli ta droga się wyprostowała. I mogę publikować dowody tego „wyprostowania” i odejścia z tamtych stron. Przypatrywałem mu się: jaki on naprawdę był. Czy taki jak wtedy, gdy pisywał po wojnie triumfalne hymny na cześć komunizmu w swym „trzecioksięgu”, czy taki jak wtedy, gdy pisał „Miesiące”, decydując się na emigrację.

Spotykaliśmy się podczas moich dość częstych przyjazdów do Paryża, bo córka tam studiowała na Sorbonie. Odwiedzałem ich w mieszkaniu na starym mieście, pani Maria częstowała znakomitymi ruskimi albo polskimi pierogami. Gadaliśmy i gadaliśmy. I włóczyliśmy się po Paryżu, który on, jako tam już zadomowiony, znał lepiej niż ja. Przypatrywałem mu się z coraz większą uwagą. Czy go jednak rozgryzłem? Nie wiem, ale myślę, że wiedział, że zmarnował kilka swoich książek w okresie młodzieńczego zaczadzenia. I cierpiał z tego powodu.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski