Co mnie w nich raziło? Pewnie to takie wprost służalcze zaangażowanie po stronie komunistycznej władzy. I nurzanie w błocie wszelkich patriotycznych usiłowań. Ale tacy oni byli, heroldowie komunizmu – Brandys, Ważyk, Lewin i paru innych jeszcze. Potem wydał „Obywateli” i to było już jak młotkiem po głowie. Czy musiał? Nie musiał. Chciał być w pierwszym szeregu. Literacko torował drogę komunistycznej władzy.
Zdaje mi się, że zacząłem czytać go nie tylko z uwagą, ale i z lekturową przyjemnością dopiero dużo później – gdzieś od „Listów do pani Z.” chyba. I już od tamtego czasu do końca jego pisarskiego życia z uwagą coraz większą. Znaliśmy się w kraju osobiście, ale ograniczało się to zwykle do uwag o pogodzie czy do zdawkowych komentarzy politycznych przy spotkaniach w stołówce literackiej na Krakowskim Przedmieściu. Powoli zbliżyliśmy się do siebie, kiedy ja byłem już emigrantem (to znaczy w pierwszej połowie lat 70.), on zaś wyjeżdżał na Zachód, wracał do kraju, znowu wyjeżdżał, i w końcu na Zachodzie pozostał. Wybieram jeden z listów z jego okresu przedemigracyjnego.
K. Brandys, c/o J. Goslawska Nowy Jork, 17 stycznia 198243-15, 46th Stret, apt. F-4,Long Island City, N. Y. 111 04. USA
Drogi Panie Włodzimierzu,Wie Pan już zapewne, że jestem na zachodniej półkuli. Przyjechaliśmy do Nowego Jorku 4 grudnia z W-wy, żeby przesiedzieć zimę u przyjaciół i przez parę miesięcy pożyć jak „biali ludzie” (to powiedzenie jednej ślicznej pani w warszawskim Klubie Literackim).
A tu: 13 grudnia! Rąbnęło to nas mocno w głowę, dotychczas trudno mi się z tego podnieść. Z całej redakcji ZAPIS-u tylko Barańczak i ja przebywamy na wolności, bo obaj w USA. Reszta w obozach, gdzieś w Białołęce czy Iławie, prócz Andrzejewskiego, który do redakcji należał tylko formalnie. Trudno mi myśleć o bliskich ludziach w Warszawie. Trzy dni temu aresztowano mego brata, wczoraj na szczęście był już w domu, być może dzięki interwencji francuskich osobistości politycznych (z panią Mitterrand włącznie), którą to interwencję rozpętałem za pośrednictwem Kota Jeleńskiego i z wielką jego pomocą.