Autor tego thrillera jest znanym brytyjskim komikiem. Zaczynał na scenach studenckich, potem trafił do telewizji – pomógł w tym kabaretowy kumpel Rowan Atkinson, czyli popularny Jaś Fasola, z którym występował w serialu „Black Adder” (Czarna Żmija).
Później przyszła rola Bertiego Woostera, pyszałkowatego arystokraty w ekranizacji klasycznej powieści P. G. Woodehouse’a. Polskim widzom Laurie znany jest jako doktor House, trochę cyniczny i niesubordynowany lekarz od wyjątkowo trudnych przypadków, którym stara się zaradzić w jednej z amerykańskich klinik.
Teksty, które pisał z łatwością do rozrywkowych programów, musiały go przekonać, że równie łatwo będzie zrobić coś większego. Na przykład książkę. No a żeby się trochę wyróżnić, to taką solidniejszą, z jakimś globalnym problemem. Thriller o handlu śmiercionośną bronią, wielkich pieniądzach, międzynarodowych szwindlach. Prawdziwa męska przygoda, zwłaszcza jeśli dorzuci się do tego kilka pięknych kobiet, które wymagają ratunku.
I mogło się udać, bo Laurie intrygę swego „Sprzedawcy broni” zawiązał całkiem sprawnie, fachowych szczegółów dotyczących helikopterów, rakiet i broni nie poskąpił, sypnął pieniędzmi, włączył w odpowiednim momencie sprzedajnych Amerykanów i Anglików. Wszystkim zaś kazał wozić się po świecie od Pragi po Casablancę. Gdyby tylko nie upierał się, że musi to być śmieszne… W efekcie wyszedł mu thriller, w którym znacznie więcej jest grepsów niż trupów, kuchenne noże ostrzejsze są od ripost, a bomby śmiechu to w większości niewypały.
Laurie dziękuje swemu literackiemu agentowi za „zachęty do dalszej pracy”. Myślę, że kiepsko mu się ów człowiek przysłużył, powinien bowiem już w połowie manuskryptu złapać autora za rękę i wykrzyknąć „stop!”. Niestety, jaki agent literacki, tacy agenci wywiadów…