Trudno o autora bardziej kompetentnego. Świetnie pisze, a ponieważ obok polskiej płynie w nim także węgierska krew, potrafi wytłumaczyć nam fenomen kraju, do którego nieodmiennie – i z nie do końca jasnych powodów – czujemy tyle sympatii. Powtarzamy frazę o bratankach do bitki i wypitki, ale wiedzę o Madziarach posiadamy – delikatnie mówiąc – skąpą. Bardzo osobista opowieść Vargi pomoże wreszcie tę sytuację zmienić.
Jednocześnie autor podsuwa nam lustro, w którym powinniśmy się przejrzeć. Bowiem tak jak Węgry jesteśmy społeczeństwem postkomunistycznym i zmagamy się z takimi samymi zagrożeniami. Z jednej strony z globalizmem eliminującym wszystko, co własne i oryginalne, z drugiej zaś – z narodową tradycją, z której zaklętego kręgu nie potrafimy się wyzwolić.
Nostalgia jest fundamentem węgierskiej tożsamości. Madziarzy tęsknią za wielkością, która często była złudna
Książkę tę można potraktować jak kartę dań – każdy rozdział to nazwa lokalnej specjalności. Tyle że Varga upichcił te potrawy po swojemu, inspiracji szukając u postaci znanych z historii czy polityki. W ten sposób rozprawił się z narodowymi mitami i współczesnymi nerwicami. Otrzymujemy więc paprykarz z Kadara (komunistycznego dyktatora z lat 1956 – 1988), pieczeń z Horthyego (admirała i regenta w latach 1920 – 1944) czy leczo z Gurcsanya i Orbana (socjalistyczny premier i konserwatysta, były szef rządu). Zaś tytułowy gulasz z turula to zupa, w której skończył legendarny – i niewystępujący w przyrodzie – ptak na pierwszy rzut oka przypominający orła. Skrzydlaty symbol kraju.
Pisze Varga, że nostalgia jest fundamentem, na którym buduje się węgierską tożsamość. Madziarzy tęsknią za wielkością, która często okazywała się złudna. Ale na nieuleczalnym smutku nie da się przecież zbudować tożsamości innej niż nieszczęśliwa. Słowa te stanowią punkt wyjścia do rozważań nad osobliwą skłonnością Węgrów do rozpamiętywania klęsk.