Zbrodnia odurzonych filozofów

Opowieść Nadżiba Mahfuza, nieżyjącego egipskiego noblisty, powstała 40 lat temu. Długo czekała na wydanie. Powód: zakazane praktyki, którym oddają się bohaterowie

Publikacja: 29.08.2008 17:06

Każdego ranka Nadżib Mahfuz czytał gazety w ulubionej kawiarni

Każdego ranka Nadżib Mahfuz czytał gazety w ulubionej kawiarni

Foto: AFP

Dostał Nobla 20 lat temu. Zaszczyt kłopotliwy dla Egiptu, nie po politycznej myśli. Ale „Rozmowami nad Nilem” autor trylogii kairskiej wprawił w konfuzję nawet entuzjastów swej twórczości.

Rzecz dzieje się w… niebycie. Bo tylko na pozór miejscem akcji jest zacumowana na Nilu barka. Ci, którzy się w niej co wieczór spotykają – intelektualna śmietanka Kairu, w tym kobiety wyzwolone – uciekają od rzeczywistości w krainę haszyszu. Tworzą zamknięty krąg, coś na kształt tajnego stowarzyszenia skupionego wokół nargili. Nowi dopuszczani są niechętnie, po akceptacji całego zespołu.

Inne miejsce i epoka, odmienna sytuacja – a mimo to powieść Mahfuza skojarzyła mi się z „Niebezpiecznymi związkami” de Laclosa. W obydwu przypadkach bohaterowie prowadzą ryzykowną grę z uczuciami i zasadami moralnymi. Z tragicznym zakończeniem.

Uczestnicy seansów na barce przypominają bywalców francuskich salonów XVIII stulecia. Zresztą bliższa im kultura Zachodu niż rodzime tradycje. Są dobrze wykształceni, oczytani. Powołują się na Geneta, Becketta, Camusa, Moliera. Mają poczucie wyższości wobec reszty społeczeństwa („nasza barka jest ostatnim schronieniem dla ludzkiej mądrości”) i czują się nietykalni, ponad prawem („normy etyczne, w myśl których uznaje się nas za winnych, są martwe, bo zostały przeniesione z martwej epoki”).Pracują na atrakcyjnych posadach, ale zawód nie stanowi ich głównej pasji. Jedyne zajęcie, któremu oddają się z pełnym zaangażowaniem, to rozprawianie o sztuce, filozofowanie i uprawianie wolnej miłości. Są zblazowani, cyniczni, ironiczni. A przede wszystkim – odurzeni.

Prowadzone w takim stanie dyskusje nie zobowiązują do niczego. Ot, luźne dywagacje o sensie życia. Efektowne maksymy w rodzaju „prawdziwą chorobą jest strach przed życiem, a nie śmiercią” splatają się z sofizmatami w stylu „to właśnie wola życia sprawia, że trzymamy się go kurczowo, nawet jeżeli popełniliśmy już intelektualne samobójstwo, bo to ona pozostaje tą niewzruszoną zasadą, którą nam dano i dzięki której moglibyśmy przejść samych siebie”.

Nieszkodliwi nihiliści? Do czasu. W pewnym momencie narkotyczny odlot zderza się z rzeczywistością. Dosłownie. Pod kołami prowadzonego z nadmierną szybkością samochodu ginie człowiek. Nieznajomy, zapewne biedak, samotnie przemierzający pustynne tereny. Nie ma więc świadków. Grupa, jak jeden mąż, chroni kierowcę. Uciekają z miejsca wypadku.

Jednak nastrój dziwnie się psuje. Filozofowie zaniżają loty dysputy. Trzeźwieją. Wyłazi z nich prawdziwa natura, konformizm i brak zasad moralnych. Jedyną oponentkę przekonują podstępnym argumentem: „Czy naprawdę chcesz poświęcić nasze szczęście i naszą reputację, powiem nawet: także twoje szczęście i twoją reputację, ot, tak, za nic?”.Tym „nic” było ludzkie życie.

Literatura
Bunt muzułmanki z Indii doceniony międzynarodowym Bookerem
Literatura
„Kandydat" Żulczyka, czyli polski kościół Szatana
Literatura
Kto wygra drugą turę wyborów: „Kandydat” Jakuba Żulczyka
Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło