Osiemdziesiąte urodziny Janusza Krasińskiego są otoczone innymi, ważnymi z punktu widzenia biografii twórczej jubilata, rocznicami. Oto dwa lata temu minęło pół wieku od chwili, gdy ten znakomity później dramaturg i prozaik debiutował na łamach tygodnika „Po prostu”... wierszem. I to jakim! „Karuzelą” ułożoną przez politycznego więźnia stalinizmu w trakcie dziesięcioletniej, z wyroku piętnastoletniego, odsiadki. Za rok natomiast upłynie półwiecze od książkowego debiutu Krasińskiego: powieści „Haracz szarego dnia”, którą jeden z recenzentów określił mianem „debiutu z epoki heroicznej”.
Około roku 1956 spóźnionych debiutów literackich było dużo więcej; choćby Herbert, Białoszewski i jeszcze inni. Metryka debiutu spokrewniała Krasińskiego, jak zresztą wymienionych poetów, z tak zwanym pokoleniem „Współczesności” (roczniki 1930). Natomiast ankieta personalna i bagaż doświadczeń, gdzie znalazłaby się i przynależność do Szarych Szeregów, i wypędzenie z Warszawy po upadku powstania 1944, obozy w Oświęcimiu czy Dachau, dwuletni pobyt w amerykańskiej strefie okupacyjnej w Niemczech, i wreszcie, niedługo po powrocie do kraju, uwięzienie pod zarzutem działalności szpiegowskiej, a więc Mokotów, Wronki, Rawicz – cały ten dramatyczny ciąg epizodów biograficznych, genealogia i życiorys zdawały się jednoznacznie wiązać Krasińskiego z modelem losu pokolenia młodzieży akowskiej.
[srodtytul]Wiarygodny głos prześladowanych[/srodtytul]
Właściwie jednak jego osobowość, ludzka i artystyczna, uformowała się na styku pokoleń. Dokładniej: na styku dwóch bardzo odmiennych przeżyć pokoleniowych. Pierwsze z nich było przeżyciem wojenno-okupacyjnym. Osiągnęło swe najwyższe nasilenie w powstaniu warszawskim jako symbolicznej bitwie o odzyskanie niepodległego państwa polskiego i miało swe słabnące przedłużenie w konspiracji i partyzantce antykomunistycznej. Przeżycie to, choć napełnione goryczą przegranej, choć połączone ze świadomością osobistej i zbiorowej katastrofy, choć odzierane z wartości, dyskredytowane przez oszczerców, umiało się osłonić bronią ostatnią – blaskiem niepokornej legendy domowej.
Drugie zaś pokoleniowe przeżycie, nazwijmy je „współczesnościowym”, które zagarnie Krasińskiego, gdy po wyjściu na wolność i debiucie stowarzyszy się siłą rzeczy z ówczesną młodzieżą literacką, będzie miało – w jaskrawym przeciwieństwie do pierwszego, akowskiego – charakter deheroizacyjny. Będzie na sobie nosiło piętno buntu zaduszonego w powijakach, piętno popaździernikowego rozczarowania, samoograniczenia i minimalizmu, piętno gomułkowskiej epoki rozsądku.