To nie jest stosowny temat na początek roku: szaleństwo. Ale właśnie ten motyw narzucił mi się z maniacką namolnością. Jak diabeł wychynął z lektur na pozór niemających ze sobą nic wspólnego.
„Kronika szaleństwa” Michaela Greenberga, „Przed zstąpieniem do piekieł” Doris Lessing, „Protokół” Le Clézio. Oto książki, po które sięgnęłam. Powstały w różnym czasie, choć wszystkie w ostatnim półwieczu. Wygląda na to, że ich autorzy (i nie tylko oni) przewidzieli epidemię obłędu nadciągającą wraz z technocywilizacją, kultem pieniądza i żądzą sukcesu. Bo choroba duszy i umysłu stała się plagą współczesności.
[srodtytul]Natchnieni czy szaleni[/srodtytul]
Doktor Freud pierwszy sprecyzował problem: „Pod naciskiem naszych wewnętrznych stłumień stwarzamy w głębi nas samych całe fantastyczne życie, które realizuje nasze pragnienia, kompensując braki egzystencji prawdziwej. (…) Kiedy się taka przemiana nie udaje z powodu nieprzyjaznych okoliczności albo słabości jednostki, ta się odwraca od życia realnego: zamyka w szczęśliwym świecie swojego marzenia; w razie choroby przekształca treść marzenia w symptomy”.
I nieco dalej: „… jeżeli ta jednostka ma dar artystyczny, dar tajemniczy pod względem psychologicznym, to potrafi, zamiast w symptomy, przekształcić swoje marzenia w dzieła artystyczne. W ten sposób unika neurozy…”.