Trzy kroki w manię

Lektury z "psychiatryka"

Publikacja: 02.01.2009 06:31

Trzy kroki w manię

Foto: Rzeczpospolita

To nie jest stosowny temat na początek roku: szaleństwo. Ale właśnie ten motyw narzucił mi się z maniacką namolnością. Jak diabeł wychynął z lektur na pozór niemających ze sobą nic wspólnego.

„Kronika szaleństwa” Michaela Greenberga, „Przed zstąpieniem do piekieł” Doris Lessing, „Protokół” Le Clézio. Oto książki, po które sięgnęłam. Powstały w różnym czasie, choć wszystkie w ostatnim półwieczu. Wygląda na to, że ich autorzy (i nie tylko oni) przewidzieli epidemię obłędu nadciągającą wraz z technocywilizacją, kultem pieniądza i żądzą sukcesu. Bo choroba duszy i umysłu stała się plagą współczesności.

[srodtytul]Natchnieni czy szaleni[/srodtytul]

Doktor Freud pierwszy sprecyzował problem: „Pod naciskiem naszych wewnętrznych stłumień stwarzamy w głębi nas samych całe fantastyczne życie, które realizuje nasze pragnienia, kompensując braki egzystencji prawdziwej. (…) Kiedy się taka przemiana nie udaje z powodu nieprzyjaznych okoliczności albo słabości jednostki, ta się odwraca od życia realnego: zamyka w szczęśliwym świecie swojego marzenia; w razie choroby przekształca treść marzenia w symptomy”.

I nieco dalej: „… jeżeli ta jednostka ma dar artystyczny, dar tajemniczy pod względem psychologicznym, to potrafi, zamiast w symptomy, przekształcić swoje marzenia w dzieła artystyczne. W ten sposób unika neurozy…”.

Inaczej mówiąc, psychiczne ułomności bywają twórczym dopingiem. Zwłaszcza w fazie kompulsywnej aktywności. Gdyby nie wściekłe ataki psychozy, van Gogh nie dałby rady zostawić po sobie kilku setek obrazów. Nie bez powodu surrealistów fascynowała sztuka umysłowo chorych: usiłowali podejrzeć, co się dzieje, gdy rozum traci kontrolę nad wizjami. Zresztą czyż to, co nazywamy natchnieniem, nie jest łagodną formą psychicznej dewiacji?

Artysta w kreacyjnej euforii zapomina o jedzeniu i odpoczynku; zatraca instynkt samozachowawczy. I dotyczy to wszystkich twórczych dyscyplin.Najefektowniej wariowano na dużym ekranie. W różnych konwencjach. Był m.in. ekspresjonistyczny „Gabinet doktora Caligari”, fantastyczne „Trzy kroki w szaleństwo”, horror „Psychoza”, thriller „Nie oglądaj się teraz”, diaboliczne „Dziecko Rosemary”, wizjonerskie „Miasto kobiet”, metaforyczny „Lot nad kukułczym gniazdem”. Najwięksi mistrzowie kina, babrząc się w obłędzie, jednocześnie stawiali diagnozy społeczeństwu. Uniwersalizowali dewiacje.

W sztukach pięknych neurozy i psychozy ukazały swą twarz stosunkowo niedawno – gdy przestały obowiązywać kryteria piękna i doskonałości, a wzrosły notowania dziwności, ekspresji, niesamowitości.

Zaburzenia umysłowe wcześniej objawiły się w literaturze. Lista pisarzy dotkniętych manią prześladowczą jest imponująca, zwłaszcza w ostatnich dwóch stuleciach. Jakby za talent i odwagę wyłamywania się z konwencji musieli zapłacić psychicznymi katuszami.

Aż mnie korci: a gdyby sporządzić ranking opętanych geniuszy – kto znalazłyby się na topie? Byron, Strindberg, Poe, Baudelaire, Jarry, Woolf, Celan, Plath? Proszę brać, wybierać.

[srodtytul]Z perspektywy ojca[/srodtytul]

Czy Michael Greenberg zdobędzie przepustkę na Parnas za sprawą „Kroniki szaleństwa”? Wątpię, choć w kategorii literatury faktu to praca mistrzowska. Autor, amerykański publicysta, zrelacjonował przebieg choroby córki. Wszystkie postaci – dla Greenberga sami swoi – występują pod prawdziwymi imionami. Sally, główna bohaterka, osobiście prosiła o nieutajnianie tożsamości.

Po raz pierwszy dziewczynę dopadło nerwowe załamanie latem w 1996 roku. Miała wtedy piętnaście lat. Jej ojciec dopiero po dwunastu latach zdobył się na opisanie wydarzeń. I zrobił to świetnie. Stworzył porywająco szczerą opowieść. Co ważne, „Kronika…” wolna jest od taniej sensacji. Nie ma też śladu sentymentalizmu, za to odznacza się odwagą wyznania tego, co najbardziej bolesne w rodzinnych relacjach.

To właściwie dokument, z którego dowiadujemy się o przebiegu terapii i poznajemy nazwy farmaceutyków. Powie ktoś – rzecz tylko dla fachowców. Tymczasem nie mogłam się oderwać od tej kroniki. Zrozumiałam, jaką kipiel w umyśle funduje choroba. Oto pierwsza noc spędzona przez Sally w „psychiatryku”, gdzie trafiła na ostry dyżur: „Złamawszy długopis, wypadła na korytarz w nagłej potrzebie przekazywania siebie, oświecania innych, wprawiania się w ruch w każdym możliwym kierunku. Budziła śpiących pacjentów, chwytała ich za ramiona i prowadziła chwiejnym krokiem do holu”. Gdyby nie leki, dziewczyna mogłaby… umrzeć z wyczerpania.

Oczywiście, to nie są budujące sceny. Jednak jest w tej książce ładunek optymizmu, jak w mało której. Nie tylko dlatego, że Sally od lat zupełnie dobrze funkcjonuje, potrafi przeczuć nawroty choroby (bo z psychozy nigdy się nie wychodzi zupełnie). Budujące jest wsparcie, jakiego udziela jej rodzina, gotowa w jednej minucie zmienić plany, porzucić obowiązki i spieszyć na wezwanie. To dziś wcale nie takie częste – pracoholizm zniszczył familijne relacje. Zanik uczuć i skoncentrowanie na karierze zawodowej – to może gorszy rodzaj stuknięcia niż psychoza?

[srodtytul]Nobliści o obłędzie[/srodtytul]

Czym właściwie jest choroba psychiczna? Na to pytanie usiłowali dać odpowiedź Le Clézio w swym debiutanckim „Protokole” (1963) i Doris Lessing w „Przed zstąpieniem do piekieł” (1971). Obydwoje autorów stawia tezę, że psychoza jest swego rodzaju nadświadomością. Darem, który staje się przekleństwem.

Francuski prozaik opisał poczynania Adama Pollo stopniowo zrywającego wszelkie więzi ze światem. Aż do samounicestwienia. Młody człowiek – ni to wariat, ni dezerter – w kulminacyjnym momencie wybucha krasomówczą inwencją. Przez ponad godzinę przemawia do spacerowiczów promenady nadmorskiej pewnego francuskiego kurortu. Początkowo chce uświadomić bliźnim ich fatalne położenie i niszczycielskie zapędy: „Ziemia była krągła, niewielka. A ludzie ją skazili. Nie ma na tej ziemi ani jednego miejsca, słyszycie mnie, jednego miejsca, gdzie by nie było drogi, domu, samolotu, słupa telegraficznego. Czy można nie oszaleć na myśl, że należy się do takiego gatunku?”.

Potem mówcy rwie się wątek, słowa tracą sens. W efekcie trafia na oddział zamknięty. I odpływa w nieświadomość, w śmierć za życia. W asyście sztabu lekarzy.

Przeciwnie profesor Charles Watkins, protagonista powieści Lessing. Na pozór – ofiara rabunku i zaniku pamięci, w istocie – wysłaniec kosmosu, wypełniający misję, która ma ocalić aroganckich mieszkańców Ziemi przed samozagładą.

Angielska noblistka snuje wielopiętrową historię, brawurowo lawirując między gatunkami. W jej dziele znalazło się miejsce dla quasi-profesjonalnej medycznej korespondencji, fantasy i społecznej groteski. W finale, po elektrowstrząsach, Watkins opuszcza psychiatryk, wraca na łono rodziny i do dawnych zajęć, czyli wykładów z filologii klasycznej. Ale czy na pewno powrót do normalności wychodzi mu na dobre? Traci kontakt z wszechświatem i przestaje dostrzegać światło w ludziach.

Zachowuje jednak wyższą świadomość. „… to, co muszę pamiętać, wiąże się z uciekającym czasem. I na tym właśnie polega niepokój u wielu ludzi. Wiedzą, że muszą coś zrobić, że powinni się zajmować czymś całkiem innym, nie tylko żyć z dnia na dzień, malować twarze, zdobić jaskinie i robić paskudne sztuczki swoim rywalom. Mają do zrobienia coś jeszcze i dlatego szpitale dla umysłowo chorych są przepełnione, a aptekarze zbijają majątek”.

[i][b]Doris Lessing[/b] „Przed zstąpieniem do piekieł”. Przeł. Anna Przedpełska-Trzeciakowska. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008

[b]J.M.G. Le Clézio [/b]„Protokół”. Przeł. Anna Tatarkiewicz. PIW, Warszawa 2008

[b]Michael Greenberg[/b] „Kronika szaleństwa”. Przeł. Irena Stąpor. Wydawnictwo Twój Styl, Warszawa 2008[/i]

To nie jest stosowny temat na początek roku: szaleństwo. Ale właśnie ten motyw narzucił mi się z maniacką namolnością. Jak diabeł wychynął z lektur na pozór niemających ze sobą nic wspólnego.

„Kronika szaleństwa” Michaela Greenberga, „Przed zstąpieniem do piekieł” Doris Lessing, „Protokół” Le Clézio. Oto książki, po które sięgnęłam. Powstały w różnym czasie, choć wszystkie w ostatnim półwieczu. Wygląda na to, że ich autorzy (i nie tylko oni) przewidzieli epidemię obłędu nadciągającą wraz z technocywilizacją, kultem pieniądza i żądzą sukcesu. Bo choroba duszy i umysłu stała się plagą współczesności.

Pozostało 91% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski