Siódmy pokład świadomości Wincentego Różańskiego

„Poezja jest strasznie zabójcza dla wrażliwych ludzi“

Publikacja: 06.02.2009 15:09

Wincenty Róźański, jedno z ostatnich zdjęć (2008 r.)

Wincenty Róźański, jedno z ostatnich zdjęć (2008 r.)

Foto: Rzeczpospolita

Red

W wieku 70 lat 3 stycznia zmarł Wincenty Różański. Poeta, który nie ulegał literackim modom i którego pisanie – jak sam mawiał – zespolone było z oddychaniem. W październiku ubiegłego roku w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu odbył się niezwykły wieczór pod hasłem: „70 wierszy na 70-lecie”. Ludzie, którzy przyszli na spotkanie, przeczytali

70 wierszy Różańskiego: sobie i jemu. Porażony wylewem sam nie mógł tego zrobić.

„Różański pisze mało i jakby od niechcenia i nigdy usilnie nie zabiega o druk. Działo się przeważnie tak, że wiersze jego trzeba było mu, że tak się wyrażę, delikatnie wydzierać z rąk i zanosić do redakcji czasopism” – tak Edward Stachura w tekście „Syn bogini” relacjonował zabiegi poznańskiego poety o druk. Poeta przez całe życie miał szczęście do osób mu życzliwych. Porażała ich zapewne autentyczna bezradność Różańskiego, jego brak umiejętności komunikowania się i funkcjonowania w świecie pozapoetyckim. Dlatego też rękami tych życzliwych załatwiane były różne przyziemne sprawy. Jedną z takich postaci był Stanisław Barańczak, który wytrwale przepisywał na maszynie wiersze Różańskiego. Weszły one później do debiutanckiego tomu „Dziecko idące jak włócznia śpiewało”. Warto zasygnalizować, że odczytywanie rękopisów poety to nie lada wyzwanie. Wie to każdy, kto choć raz się z nimi zetknął.

[srodtytul]Talent do poezjowania[/srodtytul]

Wincenty Różański urodził się w Mosinie, gdzie – jak mawiał – zawsze żyli ludzie poczciwi. Okres jego dziecięcej niesforności przypadł na czas niemieckiej okupacji. Miał cztery lata, gdy brat nauczył go liter. Wtedy jeszcze nie wiedział, że to doświadczenie wyznaczy szlak, którego będzie się trzymał przez całe życie. Jednak już za młodych lat uznawał pisarzy za ludzi z innej planety. Uważał, że swoje zainteresowania, które zawsze ciążyły w stronę szeroko pojętej sztuki, odziedziczył po wujku rzeźbiarzu. Natomiast „talent do poezjowania” – jak to nazywał – miał po matce. Mając 23 lata, przeprowadził się z Mosiny do Poznania i tu też skończył Technikum Księgarskie. Marzył o występach w kabarecie. Jednym z popularniejszych, które w tym czasie działały w mieście, był Żółtodziób. Planów tych nie udało się zrealizować, jednak po etapie statystowania (razem z Edwardem Balcerzanem) w operze założył kabaret Wiatraki. Inicjatywa ta zaowocowała później grupą poetycką o tej samej nazwie. To w niej właśnie starał się realizować swoje marzenia, zaistnieć. Poza tym brał udział w spotkaniach autorskich, festiwalach poezji. Być może zaangażowanie i pasja, z jaką oddawał się aktywności w sferze słowa, były przyczyną jego niepowodzeń związanych z kształceniem. Różański dwukrotnie podejmował studia polonistyczne na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – bez powodzenia. W tym czasie pisał, czasem udawało mu się wydrukować jeden wiersz czy drugi, najczęściej w „Nurcie”, „Witrynie Poetyckiej”, później także w „Za i przeciw” czy „Twórczości”, która swego czasu była dla wielu poetów Olimpem. Pisanie nie szło lekko, ale powoli zaczął się kształtować materiał, który później wszedł do debiutanckiego tomu. W rozmowie z Piotrem Kępińskim i Andrzejem Sikorskim („Któż to opisze, któż to uciszy”) poznański poeta nie bez żalu wspominał:

„Mój pierwszy tomik rodził się w bólach. Pisałem go przez parę lat. Nie został zauważony przez krytykę, a był rewelacyjny. Niektórzy porównywali go z dokonaniami Gałczyńskiego, inni z awangardą [...]. Potem chwyciłem swój styl – enigmatyczny, ludyczny, prozatorski, i tak się ciągnęło”.

Dla tych, którzy nie zetknęli się z poezją Różańskiego, zacytujmy jeden z wierszy z tomu „Dziecko idące jak włócznia śpiewało”:

[i]oto tu jestem jak przedwczesna noc

słońce wkoło zarosło drutami

ktoś dostawił mi inne krzesło jak dostawia się los

może zatrzymam czas nad zatoką

posłucham ciszy po człowieku

i znów rozjaśni się sad bielony

ktoś się urodzi pod stopami

może jak inni zejdę do Europy

gdzie kwitną jeszcze słońca i zegary

zejdą się jeszcze słowa pochylone

jak bruki[/i]

[srodtytul]Z wersu na wers[/srodtytul]

Dekadę po ukazaniu się pierwszej książki Różańskiego jeden z życzliwych i wiernych komentatorów jego twórczości Tadeusz Żukowski znikomej percepcji utworów dopatrywał się w „oryginalnej, trudnej i niepoddającej się szybkiej deszyfracji składni lirycznej”. Autor tych słów poprzez wnikliwą lekturę szukał klucza do tej poezji. Wskazywał na rodzaj gry, którą Różański rozpisał w swoich wierszach, między innymi za pomocą zabiegów językowych. Nie wyczerpuje to rzecz jasna palety narzędzi, za pomocą których poeta rekonstruował dla czytelnika stworzone w wyobraźni światy. Gotowe do odbioru projekcje charakteryzowały się zwięzłością, zaskakiwały nieoczekiwanymi zestawieniami znaczeń. Oddani lekturze, z wersu na wers uczestniczyliśmy w procesie chwilowych rozświetleń. Odkrywały one przed nami nieznaną rzeczywistość zbudowaną ze znanych elementów. Wszystkie zbędne słowa zostały wypreparowane i odrzucone. Precyzyjna lapidarność implikowała celowe wieloznaczności. Coś odsłaniała, jednocześnie coś innego ukrywając:

[i]każda noc jest nie do opisania

księżyc się łamie

waleczni poszukują kamieni na strychach

pole odwraca plecy coś przypomina

gabinety wyschły

opuszczeni zabrali ze sobą płaszcze

jest jeszcze niedziela[/i]

[srodtytul]Całe wielkie płótno[/srodtytul]

Wiersze Różańskiego przysłaniał kir tajemnicy, która elektryzowała, niepokoiła i jednocześnie kusiła czytelników. Po debiutanckiej książce wydawał co kilka lat nowy tom. Razem nazbierało się ich 16. Słowa, które powołał, stworzyły jego własny język poetyckiej komunikacji. Zdarzało się, że poeta dzielił się tajemnicami swojego warsztatu. Twierdził, że pisze pod wpływem chwili, a wszystko zależy od pierwszego zdania:

„Zawsze chcę być wiarygodny. Czasami jednak piszę wiersz, który mi siedzi w siódmym pokładzie świadomości, i piszę od niechcenia, i potem okazuje się, że ten wiersz jest bardzo dobry. To rzadko się zdarza, ale się zdarza [...]. Muszę być czysty, kiedy piszę [...]. Muszę być czysty wewnętrznie. Rzadko to się zdarzało, moja sytuacja życiowa była powikłana, trudna, rozwichrzona i tragikomiczna”.

Skomplikowana sytuacja życiowa nie pozostawała bez wpływu na poezję i odwrotnie, może nawet przede wszystkim odwrotnie. Różański poddał się poetyckiej fali i pozwolił jej się unieść. Światy uległy przemieszaniu, zrównaniu, granice się zatarły. Powstał jeden świat: literatury, zbudowany z elementów rzeczywistych i wyobrażonych. Świat fascynujący i niebezpieczny:

„W jednej linijce – mówił Różański – potrafię przywołać krajobraz, sytuację, którą malarz rozłożyłby na całe wielkie płótno. Intensywnie przeżywam moje pisanie. Poezja jest jedną z najszlachetniejszych gałęzi sztuki [...]. Tylko jest okropnie zabójcza: strasznie zabójcza dla wrażliwych ludzi. Są poeci, którzy żyją podwójnym życiem, nawet potrójnym. Ja zawsze oddawałem się cały sprawom”.

[srodtytul]Gzygzakowaty życia sznur[/srodtytul]

Na końcu drogi, w którą wyruszył, czekał na niego kompan ziemskich wędrówek – Edward Stachura. Niech słowa z jego „Piosenki dla Potęgowej” będą ostatnim akcentem tego tekstu:

[i]Gdzie nas powiedzie skrajem dróg

Gzygzakowaty życia sznur...

[...]

Tam nas powiedzie, gdy nadejdzie czas,

Gdzie Potęgowa teraz jest – to raj

Tam urządzimy wtedy wielki bal;

Hej, Potęgowa; hej, Witek i ja.

I inni co pomarli i co zginą z nami:

Bracia – włóczędzy z drogi pod chmurami,

Spotka tam w raju nas się kupa luda!

Hej, od tupania zadudni niebieska tancbuda! [/i]

W wieku 70 lat 3 stycznia zmarł Wincenty Różański. Poeta, który nie ulegał literackim modom i którego pisanie – jak sam mawiał – zespolone było z oddychaniem. W październiku ubiegłego roku w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu odbył się niezwykły wieczór pod hasłem: „70 wierszy na 70-lecie”. Ludzie, którzy przyszli na spotkanie, przeczytali

70 wierszy Różańskiego: sobie i jemu. Porażony wylewem sam nie mógł tego zrobić.

Pozostało 94% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski