[b]Czuje się pan bardziej reporterem czy archeologiem odkrywającym zapomniane historie?[/b]
Martin Pollack: Nie potrafię rozróżnić tych ról. Być może jestem reporterem-archeologiem? W każdym razie od dawna się staram, by czyny ludzi, którzy odeszli, nie poszły w zapomnienie. Wierzę, że ze zdarzeń, które na pozór wydają się przebrzmiałe, można dziś wyciągnąć ważne wnioski. Kiedyś jako dziennikarz "Spiegla" pisałem o pogrzebie czaszki, która przez dziesięciolecia była makabrycznym dowodem w sprawie o morderstwo. Potem zacząłem badać dokumenty, przeglądać archiwa...
[b]... i tak powstał "Ojcobójca. Przypadek Filipa Halsmanna" – rzecz o narodzinach nazizmu.[/b]
Teraz zająłem się sprawą dwóch Polaków – Stanisława Grzanki i Stanisława Mędrka – wywiezionych do Rzeszy na roboty przymusowe. Ich grób znajduje się na cmentarzu w Bocksdorfie, wiosce w południowym Burgenlandzie, najdalej na wschód wysuniętej prowincji austriackiej, gdzie mieszkam od lat. Obaj Polacy zostali rozstrzelani jednego dnia, już po wkroczeniu Armii Czerwonej. Mogiłą do dziś opiekuje się córka gospodarzy, u których jeden z nich pracował. To już ostatnia chwila, by napisać taki tekst. Za kilka lat zabraknie świadków wydarzeń z kwietnia 1945 r. Tematem innego reportażu są zdjęcia, które niedawno kupiłem w Wiedniu. Cena była atrakcyjna, bo antykwariusz się nie zorientował, że niektórzy ludzie na fotografiach noszą opaski z gwiazdą Dawida. Patrząc w ich twarze, próbuję odgadnąć, czy komuś udało się przeżyć.
[b]Naprawdę istnieją kolekcjonerzy zdjęć wykonanych w gettach?[/b]