„Jej bestseller „365 obiadów za 5 złotych” stoi na półce w każdym domu, tuż obok modlitewnika, ale jest bardziej zaczytany” – zauważa Marta Sztokfisz, autorka biografii „Pani od obiadów”. A, że nie teoretyzowała, ale praktyką uwierzytelniała swoje przepisy „mawiano, że goście zlatują się do niej jak stado wygłodniałego ptactwa”.
Urodzona 17 października 1826 w Warszawie na Długiej w niebiednym kalwińskim domu Bachmanów, w którym każdy miał swoje obowiązki („w domu panował etos rzetelnej pracy i wystrzegania się pustosłowia”) edukację odebrała domową i choć chciała się uczyć – dziewczęta nie były jeszcze wówczas w Królestwie Polskim przyjmowane na wyższe uczelnie. A Ćwierczakiewiczowa, niepokorna od urodzenia, przez całe życie zabiegała o równouprawnienie: „z entuzjazmem reklamuje osiągnięcia wielu kobiet, pilnie śledząc ich działalność”. Orzeszkowa nazywała ją Herod-babą, ale i wielką patriotką. Zofia Kossak-Szczucka pisała o wydarzeniu z 1862 roku, mającym miejsce w kościele, gdy arcybiskup Zygmunt Szczęsny Feliński nakłaniał wiernych, by nie śpiewali w kościołach patriotycznych pieśni. Do ołtarza podeszła wówczas Ćwierczakiewiczowa grzmiąc: „Powolny sługo carski, arcybiskupie Feliński, w imieniu dobrych Polaków, co wyszli z katedry, w imieniu całego narodu polskiego przeklinam ciebie, przeklinam do trzeciego pokolenia!”. Systematycznie działała na rzecz potrzebujących i prześladowanych. W jej kuchni nie wolno było niczego marnować ani wyrzucać. Podawała frykasy i zwykłe tanie potrawy, ale zawsze dbała o elegancję stołu. W jej jadłospisie królowały zupy, a pośród nich rosół rumiany „o którym dzisiaj już mało kto słyszał”.