Poeta z etykietą faszysty

Czy rockowe interpretacje wierszy Tadeusza Gajcego zawarte na płycie „Gajcy” oraz srebrna dziesięciozłotówka z jego wizerunkiem, wybita przez NBP, zapewnią poecie miejsce w panteonie literatury polskiej?

Publikacja: 14.08.2009 02:00

Poeta z etykietą faszysty

Foto: Rzeczpospolita

Wychowywał się na granicy dwóch światów. Mieszkał w kamienicy przy ulicy Muranowskiej, pomiędzy dzisiejszym gmachem Intraco a stadionem Polonii. Właśnie tam inteligencki Żoliborz łączył się z dzielnicą żydowską. Tam też znajdował się jej najbiedniejszy fragment, zamieszkiwany przeważnie przez Żydów ortodoksyjnych.

– Pamiętam, jak chodziłem z bratem po zakupy. Szliśmy ulicą Dziką na plac Parysowski (nie zachował się po nim najmniejszy ślad, dziś w tym miejscu znajduje się hotel Maria i technikum samochodowe – przyp. T.Z.Z.). Stało tam pełno kramów z owocami, jarzynami, rybami, pieczywem, mięsem, nabiałem... Krążyliśmy po targu długo, by kupić jak najtaniej zlecone przez mamę, akuszerkę, produkty. Reszta stanowiła bowiem nasze kieszonkowe – opowiada Mieczysław Gajcy, o sześć lat młodszy brat Tadeusza. W 1937 roku rodzina przeprowadziła się na Bielany do skromnego domku z ogródkiem, który został doszczętnie spalony w czasie powstania warszawskiego. Wyraźną poprawę stopy życiowej zawdzięczali ojcu, który awansował w hierarchii kolejarskiej. Nie bez podstaw mawiano w tamtej epoce: kto ma w głowie olej, ten idzie na kolej!

[srodtytul]Mól książkowy[/srodtytul]

Już jako nastolatek miał Gajcy łatwość pisania. Być może wpłynęły na to liczne lektury. Podczas gdy rówieśnicy kopali piłkę lub flirtowali z dziewczynami, on ślęczał nad książkami. I to bynajmniej nie młodzieżowymi. Wcześniej od innych przebrnął przez dzieła Conrada, Kafki, Hamsuna, Czechowa, Celine’a, Haszka, Dostojewskiego. To byli jego ulubieni autorzy.

Przede wszystkim jednak interesowała go poezja współczesna, tworzona przez żagarystów oraz Jerzego Lieberta, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Władysława Sebyłę, Wojciecha Bąka oraz Józefów: Czechowicza i Łobodowskiego. Czterech ostatnich poznał osobiście. Pokazał im swe poetyckie wprawki z prośbą o opinię. Łobodowski krzepił młodzieńca słowami: „Widać, że ma pan wrażliwą duszę i wyobraźnię nie lada. Te pana strofki chwytają za serce i dają do myślenia. Ale żeby nie było tak słodko, radzę popracować nad słowem. Oszlifować wersy, pobawić się rymami, pomyśleć nad oryginalnością metaforyki”. Sebyła też komplementował żółtodzioba: „Łaskawy Panie! Muszę przyznać, że przyjemnie mnie zaskoczyły pańskie wiersze. Emanuje z nich jakaś enigmatyczna siła...”. Bąk radził: „Poezja jak każde rzemiosło wymaga terminowania. Niechaj więc Pan dalej cyzeluje wyrazy, wytęża słuch i postrzega wszystko wokół szeroko otwartymi oczyma, a wtedy z pewnością będę mógł zrecenzować (jestem przekonany, że pochwalnie) pański debiutancki tomik”.

Ciekawość świata determinowała wyniesione z domu endeckie sympatie, wyrażane m.in. prenumeratą „Prosto z mostu”. Latem 1939 roku Gajcy zaniósł do redakcji tego najpoczytniejszego tygodnika społeczno-kulturalnego schyłku międzywojnia kilka wierszy. Redaktor Stanisław Piasecki obiecał, że opublikuje je jesienią w specjalnej wkładce zawierającej debiutanckie strofy nastoletnich wierszokletów.

W gimnazjum księży marianów na Bielanach szkolnym kolegą Gajcego był Wojciech Jaruzelski. Jednak kiedy klasa zdawała w 1940 r. na tajnych kompletach maturę, późniejszy wojskowy i polityczny szwarccharakter rąbał drzewa w tajdze syberyjskiej.

– Tadzik nie miał kłopotów z nauką. Tyle że wolał przedmioty humanistyczne od ścisłych. No i kochał sport. Chętnie grywał w siatkówkę i piłkę nożną. Lubił kino. Szczególnie zwariowane komedie z braćmi Marx. Kieszonkowe wydawał również na pączki, po które jeździł do cukierni Zagoździńskiego na Wolską róg Syreny – opowiadał Bogdan Turkiewicz, szkolny kolega poety.

[srodtytul]Zaszufladkowani[/srodtytul]

We wrześniu 1939 roku Gajcy usiłował zaciągnąć się do wojska. Zapamiętał to jego kolega Filip Miarczyński: – Nie przyjęto nas, bo nie byliśmy pełnoletni. Pozostały więc Robotnicze Bataliony Obrony Warszawy, gdzie nie patrzono na metrykę. I tam zapewne trafilibyśmy, gdyby nie apel wygłoszony na falach eteru przez pułkownika Romana Umiastowskiego. Nawoływał on wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni, by udali się za Bug, gdzie miano formować nowe jednostki wojskowe.

Wyruszyli na wschód. Wędrówka zakończyła się fiaskiem. Oglądali grozę wojny totalnej, kolumny uciekinierów narażone na częste ataki Luftwaffe. Po kilku dniach ich grupa zdecydowała się na powrót do Warszawy. W dalszą drogę udali się niemal wyłącznie Żydzi.

W okupowanej Warszawie Gajcy związał się z kręgiem pisarzy skupionych – bardziej przypadkowo niż w wyniku świadomego wyboru – wokół Konfederacji Narodu, organizacji konspiracyjnej założonej z inicjatywy działaczy demonizowanego zarówno w PRL, jak i III RP, Obozu Narodowo-Radykalnego Falanga.

Niewykluczone, że młodych poetów skłonił ku temu propagowany przez konfederatów wizerunek Polski „imperium panslawiańskiego, rozciągającego się od Bałtyku aż po Morze Czarne”. Marzył o nim w owym czasie mentor tego środowiska Bolesław Piasecki. Stefan Kisielewski na łamach „Abecadła” poświecił mu następującą notę: „Polityk wielkiego kalibru, wytrawny gracz, który jednak trafił na złe rozdanie kart”. Tak czy inaczej pewnie z racji tego wyboru pisarze skupieni w Sztuce i Narodzie, grupie literackiej bliskiej Konfederacji, stanowili po wojnie tarczę strzelniczą dla PRL-owskiej krytyki.

Marksistowski dogmatyk odkomenderowany na front literatury, profesor Stefan Żółkiewski, już w 1946 roku nazwał ich faszystami. Później ten epitet powtórzyli Wiktor Woroszylski i Jan Józef Lipski. Niewiele łagodniej potraktował Gajcego i kolegów Kazimierz Koźniewski – kondotier władzy wspartej na sowieckich bagnetach, a jak ostatnio ujawnił IPN, wieloletni tajny współpracownik bezpieki o kryptonimie „33” – oraz Ryszard Matuszewski, dyspozycyjny wobec władzy ludowej autor podręczników polskiej literatury współczesnej. Ta wykładnia jest zresztą tu i ówdzie wciąż aktualna.

[srodtytul]Pióro i oręż[/srodtytul]

Tymczasem Gajcy wraz z Onufrym Kopczyńskim, Andrzejem Trzebińskim, Wacławem Bojarskim i Zdzisławem Stroińskim sprzeciwiali się dworującym z patriotycznych tradycji skamandrytom – zwłaszcza Julianowi Tuwimowi i Antoniemu Słonimskiemu. Na łamach podziemnych pism toczyli zaciekłe spory z rówieśnikami o lewicowych przekonaniach, przede wszystkim z Tadeuszem Borowskim i Krzysztofem Kamilem Baczyńskim. W tym też czasie Gajcy przeżył pierwszą miłość. Wybranką serca była Wanda Suchecka, koleżanka z tajnej polonistyki, po wojnie matka Andrzeja Strzeleckiego, obecnego rektora warszawskiej Akademii Teatralnej.

Walczyli jednak nie tylko piórem. Aresztowany Kopczyński zginął na Majdanku. Przypadkowo aresztowany Trzebiński został rozstrzelany z zagipsowanymi ustami w egzekucji na Nowym Świecie przy Ordynackiej. Bojarski umarł, postrzelony przez żandarma podczas składania wieńca z napisem „Wielkiemu Polakowi – Rodacy” pod pomnikiem Kopernika, którego hitlerowcy bardzo chcieli zgermanizować. Gajcemu i Stroińskiemu udało się doczekać wybuchu powstania warszawskiego.

Korzystając ze wspaniałej, letniej aury, w połowie lipca 1944 r. pojechali ciuchcią pod Otwock. Tam uczestniczyli w sławnym meczu futbolowym młodych pisarzy skupionych w rozmaitych ugrupowaniach konspiracyjnych. Na boisku różnice światopoglądowe nie odgrywały najmniejszej roli. Z jednakowym zapałem kopali piłkę: Gajcy, Stroiński, Roman Bratny i jego brat Andrzej Mularczyk, Lesław Bartelski, Wojciech Mencel, Witold Zalewski. Nikt nie zapamiętał rezultatu.

Rankiem 1 sierpnia 22-letni Tadeusz Gajcy, żegnając się z rodziną, złożył na jej ręce bruliony ze swoimi manuskryptami, dzięki czemu znamy chyba cały jego dorobek.

[srodtytul]Długa ulica śmierci[/srodtytul]

Szlak powstańczy Gajcego i Stroińskiego ustalił historyk Stanisław Padlewski: „O godzinie W zameldowali się na rozkaz w punkcie zbornym swego oddziału – Dywizjonu Motorowego – przy Długiej 27. Początkowo nie zostali przyjęci, gdyż dysponowali jedynie pistoletem bez nabojów i filipinką – granatem chałupniczej produkcji.

W pierwszych dniach walk udało im się zdobyć esesmańskie mundury oraz hełmy i buty żołnierzy Wehrmachtu. Dywizjon poniósł ciężkie straty, więc Gajcy i Stroiński – legitymujący się fałszywymi dokumentami na nazwiska Karol Topornicki i Marek Chmura – szybko trafiają w jego szeregi. Strzegą od zachodu wylotu ulicy Długiej, skąd nacierają Niemcy”.

W przededniu śmierci Gajcy pisze na papierowej torebce swój ostatni wiersz – szyderczy nekrolog poświęcony ofiarom wybuchu czołgu-pułapki na Starówce.

[i]Święty kucharz od Hipciego

Wszyscy święci, hej, do stołu!

W niebie uczta: polskie flaczki

Wprost z rynsztoków Kilińskiego!

Salcesonów misa pełna,

Świeże, chrupkie

Pachną trupkiem

Do godów Święci, do godów.

Przegryźcie Chrystusem Narodów![/i]

Zapewne mocno sarkastyczna wymowa utworu sprawia, iż do dziś bywa pomijany w kolejnych antologiach poety – w przeciwieństwie do sztandarowych wierszy Gajcego, takich jak: „Miłość bez jutra”, „Pieśń nostalgiczna”, „Do potomnego” czy dramatu „Homer i orchidea”. Te figurują już w kanonie.

15 sierpnia wieczorem Chmura i Topornicki udali się na wysuniętą placówkę w przechodniej kamienicy przy ulicy Przejazd 1/3 (obecnie w tym miejscu biegnie ulica Andersa). Nocą niemieccy saperzy dotarli piwnicami pod masywny gmach i założyli ładunki wybuchowe. W południe następnego dnia nastąpiła eksplozja. Strzelca Topornickiego odznaczono pośmiertnie Krzyżem Walecznych, plutonowego Chmurę Krzyżem Kawalerskim Virtuti Militari.

Ciało poety zostało ekshumowane przez rodzinę wiosną roku 1946. Dopiero wtedy ustalono, gdzie Tadeusz poległ – opowiada brat poety, Mieczysław. Sądząc z obrażeń, zginął na skutek uduszenia pod zwałami gruzu. Leżący nieopodal szkielet Stroińskiego był poważnie zdeformowany. Na zwłokach Gajcego brakło śladów krwi. Pochowano ich w kwaterze powstańczej na wojskowych Powązkach. Niebawem usunięto rumowisko pomiędzy Arsenałem a zgliszczami getta.

Z okolicznych zabudowań najmniej ucierpiał Pałac Mostowskich. Wydaje się wysoce prawdopodobne, że gdyby Gajcy – poeta największych nadziei, jak go nazywał Staff – ocalał, wcześniej czy później by tam trafił, podobnie jak inni żołnierze AK. Naturalnie w charakterze aresztanta.

Wychowywał się na granicy dwóch światów. Mieszkał w kamienicy przy ulicy Muranowskiej, pomiędzy dzisiejszym gmachem Intraco a stadionem Polonii. Właśnie tam inteligencki Żoliborz łączył się z dzielnicą żydowską. Tam też znajdował się jej najbiedniejszy fragment, zamieszkiwany przeważnie przez Żydów ortodoksyjnych.

– Pamiętam, jak chodziłem z bratem po zakupy. Szliśmy ulicą Dziką na plac Parysowski (nie zachował się po nim najmniejszy ślad, dziś w tym miejscu znajduje się hotel Maria i technikum samochodowe – przyp. T.Z.Z.). Stało tam pełno kramów z owocami, jarzynami, rybami, pieczywem, mięsem, nabiałem... Krążyliśmy po targu długo, by kupić jak najtaniej zlecone przez mamę, akuszerkę, produkty. Reszta stanowiła bowiem nasze kieszonkowe – opowiada Mieczysław Gajcy, o sześć lat młodszy brat Tadeusza. W 1937 roku rodzina przeprowadziła się na Bielany do skromnego domku z ogródkiem, który został doszczętnie spalony w czasie powstania warszawskiego. Wyraźną poprawę stopy życiowej zawdzięczali ojcu, który awansował w hierarchii kolejarskiej. Nie bez podstaw mawiano w tamtej epoce: kto ma w głowie olej, ten idzie na kolej!

Pozostało 88% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski