[b] W postaci ojca widzi się często instancję decydującą dla formowania osobistej, narodowej, kulturowej i religijnej tożsamości. Ojciec staje się wzorem dla pozytywnej identyfikacji albo dystansu. Trzeba z nim rywalizować, podziwiać go, mierzyć się z nim. Na ile taki obraz należy do Twojego życia? [/b]
To w gruncie rzeczy religijnie ukształtowane wyobrażenie umocniła zapewne społeczna rzeczywistość: ojciec miał zazwyczaj jakąś funkcję publiczną, a matka była podporządkowana, najczęściej w domu. Właściwie to nie rozumiem tego mierzenia się i podziwiania. Nie rozumiem też problemów Petera Schneidera. Wszystko to jest mi obce, ale tak jak mówiłam, ja byłam zmuszona wychowywać się sama. W wieku 15 lat wyjechałam do miasta, tam zabłąkałam się w świat książek, moi rodzice w życiu nie mieli książki w ręku. Stałam się obcym dzieckiem, tak wielka była różnica między nami. „Wyskoczyłam“ ze wsi. Nie wiem, czy jako dziecko podziwiałam ojca. Chciałam być kochana, chciałam czuć się bezpiecznie i chciałam przynależeć do kogoś – ale to jest coś innego. Myślę, że nie znałam uczucia podziwu. Nie mogę sobie wyobrazić, jakby było, gdybym podziwiała ojca. Może potem podziwiałam ludzi, których poznałam, których sama sobie wyszukałam. W przypadku których byłam przekonana, że są tacy, że mogę ich podziwiać. Ale to miało realne powody, albo byli mądrzy, albo odważni, albo spójni wewnętrznie. To podziwiałam w ludziach. Uważam też, że w pewnym wieku z różnych stron zbieramy różne rzeczy, od różnych ludzi, których może nie obieramy sobie świadomie za wzorzec, ale na których widok myślimy: chciałabym być taka, jak ten człowiek. Ale podziwiać kogoś, tylko dlatego, że mnie spłodził, tego w ogóle nie jestem w stanie pojąć. Miałam istotne powody, aby zdystansować się od rodziców, i były to powody z zewnątrz. Czytałam, rozmawiałam z przyjaciółmi, to, co dzięki temu zrozumiałam, zastosowałam we własnym życiu. Skutkiem tego był dystans, nie dlatego, że go chciałam, tylko nie było po prostu innej możliwości. Nie wiem, jak by się wszystko potoczyło, gdybym została we wsi, nauczyła się zawodu, została krawcową. Również przestrzenny dystans odegrał rolę. Nie bez powodu dzieci w pewnym wieku odchodzą od rodziców, odczuwają potrzebę usamodzielnienia się, samodzielnego myślenia. To, co mnie łączyło z rodzicami, zużyło się, zamiast związku pozostał nam upór minionego. Urodziłam się tam, tacy a nie inni byli moi rodzice, to wszystko nadal jest prawdą. Nie wypieram się ich, ale wszystko inne jest nie mniej ważne.
[b] Powiedziałaś kiedyś, że po śmierci ojca zaczęłaś pisać: „Nie mogłam zaakceptować tego, że wyszłam ze szpitala z jego okularami i kurtką. Wzburzył mnie ten bezwstyd, z jakim przeżywają przedmioty“. Jaki był związek tej śmierci z Twoim pisaniem? [/b]
Gdy on zniknął, pojawiło się naraz mnóstwo ważnych pytań. Również w stosunku do niego nie chodziło już tylko o rzeczy, które się właśnie wydarzyły. Otwarło się nagle puste miejsce. Zaczęłam zadawać sobie pytanie, kim właściwie jestem, co to było za dzieciństwo, co to była za wieś czy rodzina. Nasunęło się mnóstwo pytań natury ogólnej, ale aby sobie na nie odpowiedzieć, musiałam znowu przyjrzeć się szczegółom, zrekonstruować przebieg wydarzeń. Uczyniłam to, pisząc Niziny, ponieważ wydawało mi się, że jeśli tego nie zapiszę, przestanę się tym zajmować. A może miałam nadzieję, że będę bardziej systematyczna, jeśli wszystko przeleję na papier. Czytałam wtedy bardzo dużo, nie zamierzałam napisać książki, tak po prostu wyszło. Nigdy nie chciałam pisać literatury, chciałam tylko spytać życie, jakie ma wobec mnie zamiary.
[b]Na ile losy twojego ojca odegrały rolę w twoim politycznym myśleniu? [/b]
Jego historia nie dawała mi spokoju, tak jak potworności narodowego socjalizmu czy ery Ceauşescu, to się dla mnie łączyło. Rozmyślałam nad uwikłaniem niemieckiej mniejszości w Rumunii w nazizm, co wyczuliło mnie na tę inną dyktaturę, pchnęło do zajmowania stanowiska wobec rzeczy, które w niej miały miejsce. Często sobie mówiłam, mam siedemnaście lat, w tym wieku mój ojciec poszedł na wojnę. Teraz zależy tylko ode mnie, czy będę starała się zapewnić sobie wygodne życie i pójdę na współpracę z reżimem, czy też odrzucę ją, ponieważ nie zgadzam się na to wszystko. Historia mojego ojca niosła dla mnie przesłanie: jeśli nie zgadzasz się z tym, nie wolno ci w tym uczestniczyć. Taki wniosek wyciągnęłam rzeczywiście z jego życia. Może tak na to patrząc, miało jednak dla mnie znaczenie.
[b] Chciałam cię jeszcze spytać o symboliczne ojcostwo. Dyktatorzy często są porównywani z ojcem. W twoich tekstach funkcjonariusze partyjni jak dzieci naśladują Ceauşescu, kobieta zapala na jego grobie świeczkę dla ojca. Skąd się to bierze? [/b]
Dyktatury tworzą po części same figurę wodza-ojca. Nicolae i Elena Ceauşescu byli ojcem i matką wszystkich dzieci, on był też „najukochańszym synem“ narodu. Wprawdzie tym razem synem, ale to też rodzinne więzy. Pojęć dotyczących rodziny używa się, żeby usprawiedliwić ucisk, bezwzględne podporządkowanie. Należysz do nich, posiadają ciebie, i mają prawo do wszystkiego, nawet kosztem twojego życia. Jeśli je stracisz, na pewno zasłużyłaś sobie na to. Działają jak Bóg, który nas też karze, a jeśli nas karze, na pewno nie bez powodu. Ponieważ on widzi wszystko. To utożsamienie ojca i dyktatora ma zapobiec kwestionowaniu władzy, doprowadzić do bezwarunkowego posłuszeństwa i akceptacji każdej formy ucisku. To całkiem praktyczne. W religii jest podobnie, tak to funkcjonuje też z Bogiem i księdzem katolickim. Jest to instancja, która stoi nad tobą...
[b]Opisałaś kiedyś scenę, w której mała dziewczynka odwiedza w kościele Marię, przynosi jej prezenty, zabiera ostre przedmioty, żeby się nie skaleczyła. Jest to tak odległe od abstrakcyjnego pojęcia Boga Ojca. [/b]
Tak, to jest scena z sercem Marii, które wygląda jak przekrojony arbuz. Ale dziewczynce nie wolno nikomu o tym opowiedzieć. Widzenie, które zapuszcza się w szczegół, nie mieści się w ramach, wypada z szyku, ponieważ przestaje być abstrakcyjne, kwestionuje ujednolicony obraz świata. Zamienia się w grzech, jest nieakceptowalne. Przedstawiciele religii zaczynają się bać – religia też jest ideologią, nie wolno ci jej przeżywać w szczególe, ponieważ stajesz się wtedy problematyczna dla partii, dla kościoła. Kiedy żyjesz w szczególe, wywalczasz sobie pewien rodzaj wolności. Kiedy religia lub idea indywidualizuje się, kiedy uwewnętrzniasz je i przystosowujesz do siebie, stajesz się nieprzewidywalna, ponieważ przestajesz być we wspólnocie wiary, we wspólnocie narodu. To sławne poczucie wspólnoty jest wtedy zagrożone.
Ratzinger powiedział niedawno: „Kto wierzy, nigdy nie jest sam“. Ja chciałabym jednak czasem być sama. Przepraszam, ale tego ciągłego MY nie zniosłabym, dla mnie to zdanie niesie w sobie zagrożenie. On uważa je za schronienie. Ja chcę sama decydować, kiedy, gdzie i jak będę sama lub nie. O tyle poruszamy się po absolutnie odmiennych szynach. Znam to MY ze wsi: to MY niemieckiej mniejszości, że MY zostaniemy zasymilowani, że MY musimy pozostać Niemcami. To bycie Niemcem, ta etnocentryczność. Taka wspólnota z konieczności. Nie chcę gdzieś przynależeć tyko dlatego, że nie radzę sobie sama. Chciałabym przede wszystkim sama z sobą dojść do ładu, a potem móc zdecydować, kiedy i z kim stworzę jakieś MY. Również wiara buduje wspólnoty z konieczności. Ale związek z konieczności jest zawsze po części również szantażem, napędza ludziom strachu, słynne: „na wypadek, gdyby kiedyś...“ Niechże przyjdzie ten wypadek i może wtedy będą koło mnie ludzie, których sama sobie wyszukałam. To właśnie jest dla mnie wolność. To MY zawsze mnie irytowało. Wspólnota z konieczności jest bardzo ciasna. Związek wybrany dobrowolnie uwzględnia moje potrzeby i potrzeby innego, zmienia się w poszczególnych etapach życia. Nie tracąc na intensywności. Intensywność jest czymś żywym, dokładnie rozumie, że więź rozciąga się bądź kurczy, w zależności od tego, co się dzieje. Religijna więź z Bogiem, więź z systemem politycznym są statycznymi związkami. Należy zastygnąć bezwarunkowo w niezmiennej pozycji.
[b] Książka, nad którą teraz pracujesz, wiąże się z historią twojej matki, która była w sowieckim obozie pracy. W styczniu 1945, po czterech dniach ukrywania się w norze w ogrodzie sąsiadów, została wywieziona do obozu w zaplombowanym bydlęcym wagonie. Przebywała tam do roku 1949. Piszesz, że niewiele opowiadała, że zostały ci w pamięci pojedyncze zdania: „Zimno jest gorsze niż głód“, „Wiatr jest zimniejszy od śniegu“ lub „Ciepły ziemniak jest ciepłym łóżkiem“. Te zdania zastępowały opowiadanie o obozie: „Chciałam w końcu dowiedzieć się, co kryje się za tymi zdaniami. Wiedziałam wprawdzie, że we wsi wszystkie kobiety w wieku mojej matki zostały wywiezione do Rosji, i wszyscy mężczyźni, którzy wtedy byli za młodzi lub za starzy na wojnę. Ale o obozie mówiono jedynie aluzjami“. Czy ta książka będzie książką o twojej matce? [/b]
Moja nowa książka to fikcja literacka. Zaczęła się wprawdzie od historii mojej matki, ale nie jest opowieścią o niej. Matka spowodowała, że zaczęłam badać ten temat, ale potem przeżyłam moją przygodę z Oskarem Pastiorem, który też był deportowany. Oskar był cudownym realistą, którego surrealistyczne teksty rozmawiały ze mną w dyktaturze, kiedy potrzebowałam wewnętrznego oparcia. Jakiś czas temu byłam z nim w Tyrolu i powiedziałam któregoś dnia, że choinki to takie nudne drzewa, wiecznie zielone i niezmienne. Oskar natychmiast zaprzeczył i zaczął naraz mówić o obozie. Opowiedział, że na Boże Narodzenie robił sobie gałązki choinek z zielonych rękawiczek – druty owinięte zieloną wełną. Przez choinki dotarliśmy do tego tematu, a potem pojechałam z nim do „jego“ obozu pracy. Moja matka nie odgrywa żadnej roli w tej całej historii, poza tym, co wiem od niej ogólnie na ten temat. I poza tym, że początkowo to z jej powodu chciałam napisać tę książkę, ponieważ zdania, które wciąż powtarzała, nie dawały mi spokoju. Ale ta książka będzie książką Oskara Pastiora. Spotykaliśmy się regularnie. Dużo opowiadał, inaczej niż moja matka. Opowiadał o szczegółach, o których ona nie chciała lub nie umiała opowiedzieć, wiele rekonstruowaliśmy razem. Wymyślanie stało się motorem całości, ponieważ trzeba było odejść o krok od rzeczywistości, żeby pojąć obóz. Rzeczywistość głodu można oddać jedynie z pomocą surrealizmu, ponieważ chroniczny głód wprawia w rausz i wszystko widzi się inaczej niż z pełnym żołądkiem. Byłam z Oskarem Pastiorem na Ukrainie, widziałam okolice Donbassu w zagłębiu węglowym i to daje mi pewność, ponieważ opowieść musi być wypełniona szczegółami. Jeśli mam teraz opisać wieczór lub drogę z obozu na pole kartofli, mogę to zrobić, ponieważ mam to przed oczyma, w przeciwnym wypadku nie odważyłabym się o tym pisać. To bardzo bolesne, że Oskar Pastior umarł – teraz muszę sama dokończyć tę książkę tak, aby on mógł z tym żyć. Albowiem zmarli też żyją, jeśli mieszkają u nas w głowie.
[ramka] [b]Herta Müller[/b] – (ur. 1953) jedna z najwybitniejszych postaci współczesnej literatury niemieckiej. Urodziła się w środowisku mniejszości niemieckiej w rumuńskim Banacie. Dzieciństwo i młodość spędziła w kraju komunistycznej dyktatury. Tam rozpoczęła się jej kariera literacka, szybko przerwana zakazem publikacji. Prześladowana przez władze, wyemigrowała do Niemiec. [/ramka]