Ruiny domów, spalone trupy, nagie i groźne wzgórza, przy których księżycowy krajobraz wydaje się sielski – oto Czeczenia widziana oczyma rosyjskich żołnierzy. Z każdym oddechem rośnie niepokój. "Kto powiedział, że rządzimy w tym mieście? – mówi bohater książki, szeregowy Jegor Taszewski, który razem z kolegami wysłany został do Groznego na 45 dni. – Śpimy gdzieś po kątach, obcy, rano ruszamy w miasto, zabijamy wszystkich napotkanych i znów siedzimy po kątach..."
Żołnierze wykonują nacięcia na kolbach kałasznikowów – każde z nich oznacza śmierć. Na plecakach wypisują: "Do ostatniego Czeczena!". A jednocześnie zdejmuje ich strach, nie opuszcza natrętna myśl, że cały czas są na celowniku, że chwila, a wrogie kule przebiją ich hełmy, przestrzelą kamizelki i wyprują jelita.
[srodtytul]Nad głową stale wisi miecz [/srodtytul]
Podczas konwoju w górach wyobraźnia podsuwa sceny rzezi: transportery wpadają na miny, żołnierze wyskakują z płonących wozów, turlają się, by ugasić mundury. Tymczasem ukryci w górach czeczeńscy bojowni-cy strzelają "w suche, wrzeszczące usta, w szalone, niebieskie, zwierzęce oczy".
Jak żyć, gdy nad głową wisi miecz? Na targu Taszewski podchodzi do rożna, na którym skwierczą szaszłyki. Czuje głód, zapala papierosa i rozważa sytuację: "Z jednej strony drogo. Z drugiej – może za chwilę zabiją mnie na przełęczy i nawet szaszłyków nie zjem. Z trzeciej, skoro mnie zabiją, to po co tracić kasę na szaszłyki? Z czwartej...". Wątpliwości ucina dziewczyna zza straganu. "Co się tak gapisz? – pyta. – Długo te twoje oczy już się nie pogapią".