Jest dziś legendą. Jego pieśni – manifesty wolności i życie przecięte przedwczesną śmiercią sprawiły, że stał się ucieleśnieniem współczesnego buntownika. Książka „Zostały jeszcze pieśni…” wraca do źródeł twórczości Kaczmarskiego. Choć jest plonem naukowej sesji, czyta się ją jednym tchem. Autorzy tekstów z pasją analizują znane utwory, odkrywając rozległe konteksty: historyczny, piosenki poetyckiej, literacki, tradycji romantycznej, sztuki…
Filip Łobodziński opowiada, jak narodziła się najsłynniejsza pieśń „Mury”, która stała się nieoficjalnym hymnem „Solidarności”. Wspomina towarzyskie spotkanie w Warszawie w grudniu 1978 roku, na które grupa młodych iberystów zaprosiła śpiewającego poetę polonistę. Słuchali jak zahipnotyzowani jego „Obławy”. A potem w rewanżu puścili mu płytę przyniesioną przez znakomitego tłumacza Carlosa Marrodana. Było na niej nagranie pieśni „L’estaca”, skomponowanej przez katalońskiego lewicującego pieśniarza Lluisa Llacha w 1968 roku. Przykuła uwagę Jacka rewolucyjną melodią i spontaniczną reakcją publiczności. Kaczmarski błyskawicznie napisał nowy tekst i zmienił tonację melodii z a-moll na e-moll. Tak powstały „Mury”, do których w stanie wojennym internowani nieraz dodawali własne wersy.
Krzysztof Gajda porównuje różne wersje tekstów Kaczmarskiego, śledzi ich ewolucję i źródła inspiracji, pokazując, że np. „Samosierrę” zainspirował zarówno obraz Piotra Michałowskiego, jak i powieść „Koniec świata szwoleżerów” Mariana Brandysa.
Marta Margiel przywołuje malarskie inspiracje Kaczmarskiego. Odwołania m.in. do Boscha, Breughla, Rembrandta, Goi, Dalego, Malczewskiego, Vermeera, gdyż jego ideałem było połączenie refleksji, emocji, muzyki i obrazu. Imponująco rozległe zainteresowania Jacek Kaczmarski potrafił przekuć na własny, oryginalny styl.
[ramka][b]Zostały jeszcze pieśni…[/b]