– Nie pamiętacie Fryderyka Wielkiego? Pod Rossbach i Leuten pokonał dwa razy silniejszego wroga. A jakim sposobem? Przez śmiały atak". Był październik 1944 r., a Führer obmyślał plan ofensywy, która w ostatniej chwili miała odmienić losy drugiej wojny światowej. Tak zaczyna się kolejna opowieść brytyjskiego autora Aleksa Kershawa, biografa Roberta Capy i Jacka Londona.
Hitler wierzył, że powtórzy sukces Fryderyka – doprowadzi do rozbicia wrogiej koalicji. Uważał, że nieprzyjaciel zgrzeszył pewnością siebie. Nadmiernie rozciągnął linie zaopatrzenia i odsłonił się w rejonie Ardenów. Jeżeli na ten odcinek frontu runą trzy niemieckie armie, aliantom zadany zostanie poważny cios. Opinia publiczna w państwach sojuszniczych zacznie się domagać podpisania rozejmu, a III Rzesza będzie się mogła skoncentrować na walce z Sowietami.
Na rozkaz Hitlera z frontu wschodniego ściągnięto pięć dywizji pancernych. Plan był tajny, brawurowy, a pod względem stopnia złożoności dało się go porównać z D Day, czyli lądowaniem w Normandii. Operacja „Christrose" zakładała, że w ciągu 48 godzin wojska niemieckie przekroczą Mozę, a po tygodniu zajmą Antwerpię. O powodzeniu miały zadecydować dwa czynniki: zaskoczenie i zła pogoda, która w znacznym stopniu ograniczy działanie alianckiego lotnictwa. Uruchomiono również kampanię dezinformacyjną o kryptonimie „Straż nad Renem". Alianci dali się nabrać, a wywiad Armii Stanów Zjednoczonych popełnił jeden z największych błędów w historii. W efekcie w przeddzień natarcia w Ardenach nikt nie zdawał sobie sprawy z zamiarów niemieckiego sztabu.
Bohaterami „Plutonu" jest 18 żołnierzy 99. Dywizji Piechoty Armii Stanów Zjednoczonych. W rejon belgijskiego miasteczka Lanzerath trafili bezpośrednio po ukończeniu przeszkolenia. Rozkaz, który otrzymali, brzmiał: „Okopać się i czekać". Czekali więc wsłuchani w płynące z radia słowa Marleny Dietrich: „Lecz gdy w otchłań runę/ mocno wierzę, że/ jeden pocałunek/ twój ocali mnie/ Znów będziesz ze mną w wieczór ten/ I noc po świt, Lili Marlene/ Po świt, Lili Marlene".
O godzinie 5.30 16 grudnia 1944 r. rozpoczął się ciężki ostrzał artyleryjski. Trwał 90 minut. Jeden z niemieckich majorów wspominał, że było tak, jakby otworzyła się ziemia.