Magda Vášáryová znana była u nas kiedyś jako gwiazda czechosłowackiego kina z lat 70. i 80. – najlepiej zapamiętana z „Postrzyżyn" Jirzego Menzla. Po 1989 roku wybrała karierę w dyplomacji. Najpierw była ambasadorem Czechosłowacji w Wiedniu, a w latach 2000 – 2005 ambasadorem Słowacji w Warszawie. Po powrocie do Bratysławy postanowiła opisać swoje przeżycia.

Okres ambasadorowania Vášáryovej przypadł na czas, gdy rząd prozachodniego liberała Mikulasza Dzurindy odrabiał straty po epoce populisty Vladimira Mecziara. Z pomocą Polski Słowacy walczyli o wejście do NATO i Unii Europejskiej. Opisy tych perypetii nieco już się zdezaktualizowały, a opinie o polskiej scenie politycznej autorka zdawała się czerpać wyłącznie z „Gazety Wyborczej". Naiwny salonowy stereotyp goni stereotyp.

Jeśli warto przeczytać książkę Vášáryovej, to dla rozdziałów o skomplikowanych dziejach polsko--słowackich. Ale prawdziwym smakołykiem jest 13 rozdzialików o tajemnicach polszczyzny. Autorka z ogromną intuicją językową opisuje, jak zdradliwe są podobieństwa polskich i słowackich słów. Gdy jeszcze nie podejrzewała takich różnic, pani ambasador zmroziła kiedyś salę wypełnioną polskimi dystyngowanymi gośćmi, życząc wszystkim „dobrú chuť ", czyli po słowacku „smacznego". Autorka zastanawia się też na przykład, dlaczego polskie słowo „mgła" po czesku brzmi „mlha", a po słowacku „hmla". „Cztery głoski, ale każdy naród ułożył je sobie inaczej, po swojemu" – zauważa.

Rozdziały o niebezpiecznych słowach lub obserwacje pani ambasador na temat tytułów z polskich gazet rozbawiły mnie do łez. Obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy chcą wiedzieć, jak widzą nas sąsiedzi. Tym razem spostrzegawcza sąsiadka zza Tatr.