Monika Małkowska
Jason Lutes, amerykański twórca komiksów historycznych, obecnie 54-latek, sięgnął do faktów czasów wielkiego kryzysu poprzedniego stulecia, hiperinflacji, nędzy. Przekopanie się przez materiały z epoki, następnie przełożenie ich na tysiące obrazków i jeszcze więcej słów zajęło autorowi dziesięć lat. Tak powstała trylogia berlińska, monumentalne dzieło o ambicjach historyczno-literacko-plastycznych. Pierwszy tom "Berlin. Miasto kamieni" ukazał się u nas trzy lata temu. Teraz doszedł drugi – "Berlin. Miasto dymu".
Rok 1929, w Niemczech kipi. Republika Weimarska chyli się ku upadkowi, krzyżują różne "ratunkowe" koncepcje, głównie komunizm i narodowy socjalizm, narasta niechęć wobec Żydów, Kościoła, burżuazji. W Berlinie jedyną odtrutką na stresy stają się uciechy nocnego życia. Boska dekadencja oraz seks bez obyczajowych uprzedzeń.
Podobnie jak w genialnym filmie Boba Fosse'a "Kabaret" mamy tu parę zainteresowanych sobą protagonistów: uzdolnioną plastycznie Marthe Müller i Kurta Severinga, dziennikarza zaangażowanego w politykę. Początkowo łączy ich seks i uczucie, które z czasem zamienia się w przyjaźń, bowiem dziewczyna odkrywa inne podniety... Tu rysuje się kolejny wątek – lesbijskie kluby, zjawisko ekskluzywne, lecz już modne. Jeszcze bardziej trendy jest bywanie w nocnych lokalach i kabaretach, gdzie przy dźwiękach jazzu tańczy się do upadłego. I pojawia się następny problem – czarni muzycy i chude białe szansonistki, wykorzystywani przez pazernych właścicieli klubów.