Adam Widmański o pieniądzach dla kultury

Rozmowa z Adamem Widmańskim, wydawcą, byłym prezesem i głównym udziałowcem wydawnictwa W.A.B.

Publikacja: 05.11.2011 01:00

Adam Widmański

Adam Widmański

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak Michał Walczak

Czy jest pan Obywatelem Kultury?



Jestem obywatelem polskim. Mam polskie obywatelstwo.



A co pan sądzi o pakcie dla kultury, zawartym między rządem a grupą ludzi, która nazwała się właśnie Obywatelami Kultury?



Na początku miałem wrażenie, że są to entuzjaści, którym przyświecają szczytne cele, ale mam problem z nazwą, bo gdy słyszę o „obywatelach kultury", to rozumiem, że są też „nie obywatele kultury" bądź „obywatele nie kultury", a to napawa mnie lekkim niepokojem, gdyż mamy tu do czynienia z podziałem powstałym na zasadzie: „Kto nie z nami, ten gorszy". Uważam też, że jeden procent z budżetu państwa na kulturę, którym to postulatem Obywatele Kultury szermowali od początku, jest hasłem chybionym...



Dlaczego?



Nie jestem zwolennikiem domagania się tego, by państwo coś nam dawało. Wolałbym, żeby państwo dało mnie i innym obywatelom większą swobodę w dysponowaniu naszymi pieniędzmi. Bo na to, jak państwo wydaje środki na kulturę, jako zwykły szary obywatel, wszystko jedno Polski czy kultury, mam wpływ bardzo mizerny. Co ciekawe, do pewnego momentu w projekcie paktu dla kultury był zapis o możliwości przekazania na kulturę 1 procentu podatku z formularza CIT, czyli od firm. Zapis ten ostatecznie zniknął, a wyjaśnienie tego faktu, które pojawiło się w mediach, mocno mnie ubawiło. Dowiedziałem się bowiem, że w przeciwnym razie pieniądze te na pewno zostałyby wydane niewłaściwie, np. na nikomu niepotrzebne widowiska i festiwale, a nie na kulturę pożądaną...



Przez kogo?



Przez kogo źle wydane? Oczywiście przez zwykłych obywateli. Jest to skądinąd zabawne, że Obywatele Kultury promujący ideę państwa obywatelskiego, stwierdzają, że nikt lepiej nie spożytkuje pieniędzy niż rząd, oczywiście z ich, Obywateli Kultury, pomocą.



W deklaracjach sygnatariuszy paktu pojawiło się zdanie, że chodzi im o to, by nie dofinansowywać instytucji kultury, ale odbiorców kultury. Brzmi to rozsądnie. Nie wierzy pan w skuteczność takiego rozwiązania?



Pozwolę sobie odbić piłeczkę: a w jaki sposób to osiągnąć? Poza tym pakt dla kultury nie ma mocy prawnej, a na dodatek mówi się w nim, że rząd dopiero zobowiązuje się do podjęcia starań, by w roku 2015 dojść do tego 1 procentu z budżetu na kulturę. Jak rząd chce to zrobić? Może dokonać tego wyłącznie poprzez ustawę budżetową, głosowanie w Sejmie, w Senacie, zatwierdzenie bądź nie przez prezydenta. W mojej opinii te rządowe zapewnienia są wysoce wątpliwe i trudne do zrealizowania, tym bardziej w kryzysowej sytuacji. Krótko mówiąc, w ten 1 procent dla kultury nie wierzę. Zabraknie na to pieniędzy.



Rząd ma jednak w ręku narzędzia, które mogą zwiększyć dopływ pieniędzy, kierowanych właśnie choćby i na kulturę.



Sugeruje pan, że możemy usłyszeć, że decyzja o przeznaczeniu 1 procentu z budżetu państwa na kulturę pociąga za sobą wzrost podatków albo zmniejsza możliwości odpisów podatkowych. Na coś takiego jako obywatel, choćby i niekulturalny, stanowczo się nie godzę.

Jak na pakt mający w swojej nazwie kulturę, strasznie dużo mówi się w nim o pieniądzach. I to dzielonych inaczej, w myśl bardzo niejasnych kryteriów.

Wie pan, duża część tego, co zapisane jest w pakcie dla kultury, istnieje; można tylko pogratulować stronie rządowej, że uzgodniła zapisy mówiące o tym, że państwo zrobi to, co już robi albo zrobiło. Niepokojące jest co innego. Obywatele Kultury to ludzie, którzy wybrali samych siebie. Zgodnie z paktem wyłaniają, w dużej mierze spomiędzy siebie, „ciała, które mają opiniować rozdział pieniędzy", a następnie zarządzać czy współzarządzać ich dystrybucją. Jak wiem, przy panu Michale Bonim w Kancelarii Premiera, a nie przy ministrze kultury, ukonstytuował się zespół ds. paktu, który takie działania już podejmuje.

Natomiast, z tego co wiem, przy ministrze kultury nie powstał komitet społeczny, który miał zająć się opiniowaniem „projektowania wydatkowania środków publicznych wynikających ze wzrostu nakładów na kulturę". Komitet, dodam, miał być wyłoniony przez wyżej wymieniony zespól do 31 sierpnia 2011 roku.

Co do mnie, zastanawiam się nad intencjami Obywateli Kultury. Bo po co rząd podpisał pakt dla kultury, to jasne...

... było to bardzo dobre zagranie medialne, powiązane z zapewnieniem sobie życzliwości sporej grupy tzw. autorytetów...

... ale do czego był on potrzebny stronie, powiedzmy, obywatelskiej. Dla honoru domu?

Nie lubię oceniać czyichkolwiek intencji i powiem tylko tak: jeśli ktoś uznaje się za autorytet, to może stwierdzić, że jest w stanie zrobić coś lepiej niż wszyscy inni. Ja wyrażam tylko swoje zdziwienie tym, że ta grupa zabezpieczyła sobie tak szerokie kompetencje, a państwo się z tym zgodziło.

A co z zapisami bardziej szczegółowymi? Co pan sądzi, na przykład, o tym, że Obywatele Kultury będą domagać się utworzenia programu pomocy dla małych i średnich bibliotek i księgarni, w tym prywatnych, poprzez obniżkę płaconych przez nie czynszów.

Odłóżmy na bok biblioteki, z których większość mieści się w budynkach miejskich czy samorządowych i w ich wypadku coś zapewne można by zrobić. Natomiast zupełnie nie rozumiem przy całej sympatii dla branży księgarskiej pomysłu na obniżenie czynszu księgarniom. Mamy zapisaną równość wszystkich podmiotów gospodarczych w świetle prawa, a księgarnia jest, zgódźmy się, podmiotem gospodarczym.

Inne zapisy dotyczące czytelnictwa też mogą budzić zdumienie.

Nie wspomina się, na przykład, o działaniach już podjętych, jak choćby program dotyczący bibliotek realizowany przez Instytut Książki. Od kilku lat istnieją też w Polsce dyskusyjne kluby książki i są to inicjatywy społeczne. Nie znajdziemy o nich ani słowa. Nie ma też wzmianki o e-bookach, audiobookach czy choćby sprzedaży internetowej książki. Niestety, mam wrażenie, że punktem wyjścia, przynajmniej w tej, bliskiej mi, dziedzinie było skonstatowanie: jest bardzo źle, nic się nie dzieje, trzeba robić wszystko po naszemu. Dla mnie takie myślenie zawiera ogromną dozę pogardy i przekonania o własnej wiedzy i mądrości. Przy czym doszło do sprzężenia myślenia, powiedziałbym, życzeniowego i cholernie socjalistycznego, połączonego z brakiem elementarnej wiedzy na temat stanu faktycznego.

Przecierałem oczy ze zdumienia, dowiadując się, że oto środowisko kultury chętnie, podkreślam: chętnie, partycypować będzie w kosztach niezbędnych ponoć zmian w instytucjach kultury.

Chodzić może chyba jedynie o zwalnianych pracowników tych instytucji, bo to oni poniosą rzeczony koszt reform. Obawiam się jednak, że nie będzie to „chętne partycypowanie". A już zupełnie nie rozumiem sformułowania o nadrabianiu braków w nowoczesnej infrastrukturze kulturalnej dzięki dotacjom unijnym, za które powstaną nowe budynki i to one sprawią, że z czasem zwiększy się udział odbiorców w kulturze. Budynki to sprawią?!

Przypadkiem nie pastwi się pan zanadto nad paktem dla kultury? Usłyszy pan zarzut krytykanctwa.

Nie krytykuję działań Obywateli Kultury, bo tych działań właściwie nie widać, krytykuję założenia, które przyjęli. Pakt w obecnej postaci nie wnosi niczego rzeczywiście dobrego, a jego treść wywołuje mnóstwo wątpliwości.

Czytając listę sygnatariuszy paktu dla kultury, nie bardzo wiem, jak chcą oni pogodzić swoje interesy? Przecież Tomasz Makowski będzie dbał o Bibliotekę Narodową, którą kieruje, a w miarę możliwości i o inne książnice, a Agnieszka Holland mieć będzie na uwadze kino, telewizję i nie sądzę, by jeszcze cokolwiek innego.

Nie wiem, może ci ludzie gotowi są wznieść się ponad partykularne interesy.

Daj Boże, na razie raczej obserwuję zachowania ludzi kultury chętnie powtarzających za pewnym władcą: „Państwo to ja".

Coś jest na rzeczy. Idę do kina na polski film i widzę w czołówce imienne podziękowanie dla pani Agnieszki Odorowicz, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, skądinąd urzędnika państwowego.

Oczywiście też Obywatelki Kultury. W powstanie paktu zaangażowała się mocno pana była już wspólniczka z W.A.B., pani Beata Stasińska. Rozstanie państwa szeroko komentowała prasa; w końcowym efekcie okazało się, że pan i pan Wojciech Kuhn wyzbyliście się swoich udziałów, a Stasińska, wcześniej usunięta z zarządu wydawnictwa, teraz nim kieruje, ale właścicielem oficyny jest już NFI Empik Media and Fashion. Zamierza pan nadal wydawać książki?

W ciągu najbliższych trzech lat nawet nie mógłbym, bo takiej działalności, konkurencyjnej w stosunku do W.A.B., zabrania mi stosowny zapis w umowie, z którym zresztą się godzę. Co będzie po trzech latach, zobaczymy.

Czy zanim doszło do konfliktu między panami a panią Stasińską, myślał pan o sprzedaży wydawnictwa?

Odpowiednie kroki były czynione już pięć lat temu i to nie tylko przeze mnie, ale przez wszystkich wspólników. Mieliśmy świadomość, że W.A.B. doszło do ściany, pewnego poziomu rozwoju, którego już nie przekroczy. W przeciwieństwie do wielu moich kolegów wydawców uważam, że z upływem czasu szanse na istnienie na rynku będą miały jedynie duże grupy wydawnicze, mogące stanowić przeciwwagę w negocjacjach z dystrybutorami czy drukarniami lub małe wydawnictwa niszowe. W 2007 roku podpisaliśmy umowę z niemieckim koncernem Forum, deklarującym chęć wejścia na polski rynek, w celu stworzenia grupy wydawniczej. Jednak niemiecki kontrahent się wycofał, jak sądzę, ze względu na kryzys lat 2008 – 2009. Koncern Forum nie wszedł ostatecznie na nasz rynek, a my prowadziliśmy dalej działalność wydawniczą. Nigdy jednak nie twierdziłem, że chcę być wydawcą do końca życia. Zajmowałem się tym od 1984 roku, na początku w podziemnej oficynie NOWA, i właściwie przez całe swoje dorosłe życie nie robiłem niczego innego. Gdy człowiek widzi, że otwiera się przed nim szansa, by zobaczyć i poznać coś nowego, to żal z takiej szansy nie skorzystać. Koleżankom i kolegom z W.A.B., którzy pozostali w wydawnictwie przy nowym właścicielu, życzę wszystkiego dobrego i dalszych sukcesów, a wszystkim autorom i współpracownikom, z którymi miałem okazję zetknąć się przez 20 lat prowadzenia W.A.B., serdecznie dziękuję za możliwość wspólnego tworzenia dobrych rzeczy.

Etap życia zatytułowany „W.A.B." ma pan za sobą. Czy w związku z tym, że finał ten miał tak burzliwy przebieg, nie ma pan sobie nic do wyrzucenia?

Na pewno nie żałuję odwołania pani Beaty Stasińskiej z zarządu firmy. Myślę jedynie, że gdybyśmy to uczynili kilka lat wcześniej, z zespołu firmy nie odeszłyby koleżanki, które obecnie zajmują kluczowe stanowiska w innych wydawnictwach, a ja nie musiałbym w ubiegłym roku tracić tyle czasu na sprostowania nieprawdziwych informacji publikowanych w „Gazecie Wyborczej". Ale to już historia.

Adam Widmański

Urodzony w 1964 r. Z wykształcenia lekarz, w latach 80. członek kolegium Niezależnej Oficyny Wydawniczej Nowa, odpowiedzialny za porządek finansowy i produkcję. Więzień komuny. Od 1991 r. współwłaściciel wydawnictwa W.A.B., którym kierował wraz z Beatą Stasińską i Wojciechem Kuhnem. Odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski i przez ministra Andrzeja Zakrzewskiego odznaką Zasłużony Działacz Kultury.

Czy jest pan Obywatelem Kultury?

Jestem obywatelem polskim. Mam polskie obywatelstwo.

Pozostało 99% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski