Jak wiadomo, to, czy czujemy się niebezpiecznie, rozgrywa się głównie w naszych głowach. Nikt nie podrzynał mi gardła i nie celował w głowę. Nie pretenduję do tytułu Rambo. Ale dwa razy czułem strach. W Libii, gdy trafiliśmy pod ostrzał. I w Jemenie, gdzie mogło mi się wydawać, ale nie mam takiej pewności, że uczestniczyłem w próbie porwania.
Kiedy nieznajomość arabskiego zaczyna przeszkadzać?
Gdy nie można już się ograniczać do miejsc, które same wyciągają ręce w kierunku Zachodu. Gdy chce się sięgnąć głębiej. W Tunezji czy Maroku rozmawialiśmy po francusku, w Egipcie po angielsku. W Libii najbardziej brakowało mi znajomości arabskiego i czytania od prawej do lewej. Już przy granicy z Libią były rejony, w których nie dało się rozpoznać nazwy hotelu.
Stąd później wyjazd do Maroka do szkoły i liczenie kobiet na ulicy – osobno tych w hidżabach i tych z odkrytymi włosami...