– Mam wrażenie, że przyjechałam mówić o waszym świętym, którego słabo znacie – mówi pisarka o bohaterze swojej książki „Daniel Stein, tłumacz".
Tytułowy tłumacz naprawdę nazywał się Daniel Rufeisen i jako Żyd podczas II wojny światowej przez rok ukrywał się w żeńskim klasztorze. Potem przedstawiał się jako syn Polki i Niemca, tłumaczył w białoruskim gestapo, pomógł w ocaleniu setek Żydów. Po wojnie przeszedł na chrześcijaństwo i wyjechał do Izraela, by wstąpić do klasztoru w Hajfie.
– Spotkałam go raz. W 1992 roku wracał z Białorusi, gdzie urządzono spotkanie wszystkich osób, które zawdzięczają mu życie. Żyło jeszcze 300. Byłam przygotowana, że zobaczę niezwykłego człowieka, charyzmatycznego duchownego.
A przyszedł ktoś szalenie skromny, w starym powyciąganym swetrze. Jak wszedł, miałam wrażenie, że wszedł jeden z apostołów, nigdy bym się nie ośmieliła napisać o nim książki, gdyby jeszcze żył.