Szacunek czytelników przyniósł mu już literacki debiut „Trainspotting" (1993), w którym opisał codzienność uzależnionych od heroiny narkomanów i robotnicze przedmieścia Edynburga. Autor znał ten światek – miał za sobą lata heroinowego nałogu. Film na podstawie książki uczynił go celebrytą. Historia narkomanów przypominających hedonistyczne gwiazdy rocka stała się symbolem dekady.
Doświadczenia z heroiną nie zniechęciły Welsha do eksperymentów. W latach 90. wraz z całą Wielką Brytanią przeżywał fascynację muzyką rave i nową substancją MDMA zwaną ecstasy. To była idealna używka dla pokolenia, które, cytując piosenkę modnej wówczas grupy Happy Mondays, imprezowało na pełen etat. Wokół tego narkotyku obracają się opowiadania w zbiorze „Ecstasy" (1996).
To historie o brukowym rodowodzie, które mogą zbulwersować niejednego czytelnika. Epatują niesmakiem i wszystkim tym, co eleganccy pisarze omijają. Szkot jednak na nieelegancji zbudował reputację. Nawet w sferze językowej oddaje niechlujność przedmieść i blokowisk wielkich miast. Wielokrotnie stosował niemal fonetyczny zapis szkockiego dialektu i ulicznego slangu.
Pierwsze opowiadanie zderza historię otyłej autorki popularnych powieści melodramatycznych z podwójnym życiem jej uzależnionego od pornografii męża. Drugie przedstawia losy kalekich ofiar niebezpiecznego leku, które w okrutny sposób mszczą się na farmaceutach odpowiedzialnych za swoją niepełnosprawność.