Trudno się spierać, czy to pojawienie się telefonu komórkowego upowszechniło wysyłanie krótkich wiadomości, którymi szybko dzielimy się z innymi czy raczej współczesne tempo ogranicza nasz sposób porozumiewania się. Żyjemy od zdarzenia do zdarzenia, nie mając czasu ani ochoty na głębszą refleksję i analizę tego, co przytrafia się nam oraz światu. Zostawiamy jedynie wiadomość – tu byłem, to widziałem – i pędzimy dalej.
Tak zaginęła szlachetna sztuka pisania listów z opisami naszych przeżyć, uczuć i zdarzeń. A teraz ten pęd zaczyna zmieniać literaturę, bo pisarzom też już się nie chce spojrzeć na świat całościowo.
Autorzy poprzestają na marginaliach, spostrzeżeniach, o których i oni, i czytelnicy będą pamiętać przez chwilę. Są rozleniwieni, ale też coraz mniej zmusza ich do wysiłku czytelnik. Niestety, coraz mniej osób czeka na książki o ponadczasowej wartości, gdyż w każdej dziedzinie liczą się tylko rzeczy nowe.
„Poza światłem" Wojciecha Kuczoka też spotka zapewne krótki żywot, bo w dużej części ta książka składa się z krótkich, kilkuzdaniowych zapisków z podróży do różnych miejsc świata: błyskotliwych, inteligentnych, często zaskakująco trafnych. Jest tu również spora dawka autoironii („Piszę na czczo, ale po kawie, bo bez kawy myślę tak, jak widzę bez okularów"), ale trudno oprzeć się wrażeniu, że autor poprzestaje na wrażeniach naskórkowych.
Nawet dłuższy czas spędzony w Berlinie nie zachęcił go, by spojrzał na to miasto inaczej, głębiej, z większą rozwagą. Tego zaś można by oczekiwać od Wojciecha Kuczoka. To przecież autor, który z okruchów własnych przeżyć i drobiazgów podpatrzonych w realnym świecie potrafił zbudować intrygujący świat w „Pręgach" (Nagroda Nike 2003). Potem udowodnił umiejętność literackiej kreacji w „Senności", więc zaostrzył apetyty czytelników.