"Strachy i Lachy" profesora UJ Andrzeja Nowaka – szkice z lat 1982–2012 ukazały się w przeciwieństwie do poprzednich książek autora nie w Arkanach, lecz w wydawnictwie Biały Kruk.
Andrzeja Nowaka, jego prace z historii Rosji i stosunków polsko-rosyjskich bardzo cenił Jerzy Giedroyc, często przez niego odwiedzany. Nazwisko Giedroycia pojawia się i w tym tomie w związku z przypomnieniem tak ważnej w myśli redaktora „Kultury" idei jagiellońskiej, której rdzeń stanowiły trzy postulaty: 1. Stabilizacja stosunków z Niemcami; 2. Wsparcie dla niepodległości bezpośrednich wschodnich sąsiadów Polski: Ukrainy, Litwy, Białorusi; 3. Dążenie do dobrych stosunków z Rosją, jeśli ta będzie w stanie pogodzić się z niezależnością krajów ULB. Mimo głosów, choćby Stanisława Stommy, że nie stać nas ekonomicznie i mentalnie na niezależność od silniejszych Rosji, Niemiec czy Unii, kolejne rządy polskie od 1989 do 2007 roku były tej idei wierne i rola Polski w Europie Wschodniej rosła. Odnowioną strategię jagiellońską szczególnie akcentował prezydent Lech Kaczyński.
Dopiero Donald Tusk wybrał wizję Polski „niebohaterskiej", zrywającą z „głupią tradycją przeciwstawiania się najmocniejszym sąsiadom". W roku 2008 premier zdecydował się wybrać w pierwszą podróż nie do Kijowa, lecz Moskwy i to w momencie, gdy Putin straszył Kijów gazowym szantażem. Wkrótce minister Sikorski mówił publicznie o „jagiellońskich mrzonkach". Oddanie 10 kwietnia 2010 r. śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej w ręce komitetu z rosyjskim premierem i jego prokuratorem generalnym było konsekwencją dokonanego wyboru.
Andrzej Nowak czyta niesłychanie wiele: XIX-wieczne i starsze archiwa, wszelkie możliwe prace na temat Rosji Zygmunta Krasińskiego, Henryka Kamieńskiego, Jana Kucharzewskiego, Astolphe'a de Custine'a, prasę Wielkiej Emigracji, ale także współczesne dzienniki, z których można dowiedzieć się, że „Prawda może leżeć gdzieś pośrodku, między tymi, którzy mówią, że pakt Ribbentrop–Mołotow był złem, a tymi, którzy widzą jego geopolityczną słuszność". Taki tekst napisany przez pewnego dziennikarza znalazł się w „Gazecie Wyborczej" 27 sierpnia 2009. Ktoś inny, nie wspomnę kto, by nie być zmuszonym odwoływać się do pomocy adwokata, oświadczył 11 kwietnia 2011 r. w wywiadzie dla odznaczonej orderami Lenina, Czerwonego Sztandaru (dwukrotnie) i Rewolucji Październikowej „Komsomolskiej Prawdy", że „zna wszystkie detale katastrofy" (smoleńskiej) i orzeka, że kto nie wierzy Putinowi w tej sprawie, ulega „manipulacji strachem (...) są u nas ludzie z zooparku z głupim antyrosyjskim kompleksem".
Czytając liczące 907 stron dzieło polsko-rosyjskiej Grupy do spraw Trudnych: „Białe plamy, czarne plamy" pod redakcją Adama D. Rotfelda i Anatolija W. Torkunowa Andrzej Nowak rozważa kwestię zmarłych na choroby zakaźne w roku 1920 w polskich obozach rosyjskich jeńców wojennych. Los taki spotkał według rosyjskich ustaleń 12–15 procent tych, którzy dostali się do niewoli, czyli nawet 28 tysięcy ludzi. Ma to stanowić jakby ekwiwalent, a nawet uzasadnienie mordu katyńskiego. Tyle że Rosjanie zostali wzięci do niewoli jako napastnicy na polskim terytorium, ofiary Katynia zaś zostały napadnięte u siebie. Najważniejsze jednak, przypomina Andrzej Nowak, że według oficjalnej, ogłoszonej w roku 1993 historii strat osobowych Armii Czerwonej „w roku 1920 na choroby zakaźne (tyfus, czerwonkę, dur brzuszny) zmarło 207 tysięcy żołnierzy: ponad dwa razy więcej, niż zginęło w walce z Polską! To nie był czas ludobójstwa – to był czas zarazy, z którą ani sowieckie władze wojskowe, ani polskie, odpowiedzialne za los jeńców, nie umiały sobie niestety poradzić".