Transatlantycki translator

Tłumacz Lema, Michael Kandel, miał utorować polskiemu pisarzowi drogę do literackiego Nobla.

Publikacja: 06.12.2013 18:32

Stanisław Lem „Sława i Fortuna. Listy do Michaela Kandla 1972–1987” Wydawnictwo Literackie, Kraków 2

Stanisław Lem „Sława i Fortuna. Listy do Michaela Kandla 1972–1987” Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013

Foto: Plus Minus

Listy Lema traktują o sprawach biznesowych, nowych projektach, jakie rozważa bądź pisze, jego poglądach na science fiction i fantastykę w ogóle (...) sprawach osobistych, takich jak planowane wyjazdy do Austrii czy Niemiec, zaszczytach i zaproszeniach, jakie otrzymywał, kontaktach z innymi, polityce, prośbach o książki. W późniejszych latach pisze coraz więcej o każdej nowej książce i innych sprawach biznesowych. Rzeczywiście o wszystkim". Wypowiedź Franza Rottensteinera, długoletniego agenta literackiego Lema, dotyczy wprawdzie listów, jakie sam od niego otrzymywał, ale równie dobrze pasuje do korespondencji Lema z jego najlepszym tłumaczem na angielski Michaelem Kandlem. Obszerny tom obejmuje bodaj komplet listów, jakie Lem wysłał do Kandla, jest tu więc rzeczywiście o wszystkim.

Wymiana listów pomiędzy pisarzem a tłumaczem obejmuje okres od 1972 do 1987 roku, ale właściwie kończy się wcześniej z powodu niesnasek między korespondentami. Ich przyczyną nie była jednak surowa ocena nadesłanej Lemowi do oceny powieści Kandela „A Sleeping Beauty", jak uważa we wstępie Jerzy Jarzębski, ale raczej nieporozumienia natury finansowej. Tłumaczenia książek Lema nie przynosiły w Stanach wielkich pieniędzy z powodu słabej sprzedaży oraz nierzetelności wydawcy, toteż Kandel miał pretensje, że otrzymuje zbyt niskie honoraria. Lem jednak był przeciwnego zdania: w listach z 26 maja i 8 czerwca 1977 r. porzuca przymilny ton i surowo napomina swego tłumacza, żeby znał miarę. Ton ten znacznie kontrastuje z wydźwiękiem wszystkich poprzednich listów, chociaż więc potem nastąpiło pojednanie i Kandel przetłumaczył jeszcze kilka książek autora „Solaris", do odbudowania dawnych serdecznych relacji nie doszło. Po roku 1980 korespondencja urwała się na dwa lata, a po jej wznowieniu tłumacz z pisarzem wymienili już tylko nieliczne listy.

Korespondencyjny squash

Jak było naprawdę, trudno rozstrzygnąć, gdyż tom zawiera tylko listy Lema, korespondencja ze strony Kandla zaś została całkowicie usunięta. Decyzję taką łatwo uzasadnić rozmiarami tomu: ponad 700 stron bitego druku musiałoby się rozrosnąć o drugie tyle. „Starszy o pokolenie pisarz poucza, instruuje, wartościuje – odbiorca jego listów jest nieporównanie mniej aktywny, dlatego wydawcy listów pominęli w publikacji jego głos" –  uzasadnia Jarzębski. W wielu miejscach brakuje jednak głosu Kandla, a co pisał, dowiadujemy się ze wzmianek u Lema. Wyeliminowanie jednego z korespondentów w całości dziwi tym bardziej, że pisarz co i raz wynosi pod niebiosa predyspozycje intelektualne i kompetencje swego tłumacza. Jeśli nie czynił tego z powodów koniunkturalnych (by mu się np. przypodobać i w ten sposób zachęcić do dalszych wysiłków translatorskich), to mamy prawo sądzić, że Kandel był pełnowymiarowym partnerem dla Lema i dobrze byłoby poznać jego zdanie, choć oczywiście różnica wieku, doświadczenie, pozycja na rynku literackim, dorobek itp. powodowały, że głos dominujący w dyskursie należał do Lema.

Lata 70. XX wieku były dla Lema dobrym okresem: stał się wtedy pisarzem o znaczeniu światowym, zaczął na swych książkach dobrze zarabiać, szczególnie w Niemczech (ma na koncie 1 460 000 dolarów!). Kandel dosłownie spadł mu z nieba, gdyż wcześniej Lema przekładano na angielski bardzo marnie. Kandel natomiast potrafił oddać Lemowe gry językowe w tak morderczych do tłumaczenia utworach jak „Cyberiada", „Dzienniki gwiazdowe", „Kongres futurologiczny" czy „Doskonała próżnia". Listy dają dobry wgląd w strategię pisarza, mającą na celu zdobycie światowego centrum SF: pokazać przede wszystkim utwory kontrastujące z produkcją autorów amerykańskich. W tym celu Lem forsował swoje „ambitne" książki, wychodzące poza kanon SF, nalegał też na tłumaczenia opasłych traktatów swego autorstwa, jak „Summa technologiae" czy „Filozofia przypadku". Było to marzenie ściętej głowy, bo nie zainteresowały one wydawców, natomiast blokowanie powieści takich jak „Eden", „Powrót z gwiazd" czy „Opowieści o pilocie Pirxie" spowodowało, że nie zyskał popularności wśród fanów gatunku.

Proza wysoka

Z listów wynika, że Lemowi przyświecały nadzieje na Nobla, o czym pisze wprost i do Kandla, i we wcześniej wydanej korespondencji ze Sławomirem Mrożkiem. Może więc z uwagi na te rachuby usiłował zbudować wizerunek siebie jako autora literatury wysokiej, mylnie kojarzonego z SF. Gdy tłumaczenia były już na rynku obecne, jął namawiać Kandla, by ten zabrał się do książki o nim, obiecując spieniężyć ją w Europie. Listy ukazują, jak próbował sterować człowiekiem, co do którego pod jednym względem miał rację: Kandel wśród wielu talentów dysponował i zmysłem krytyka, i predyspozycjami do bycia pisarzem.

Są w tych listach sprawy wielkie i małe: narzekania na brak benzyny, budowa nowego domu, uwagi o dzieciach i rodzinie, jest, jak to u Lema, sporo chełpliwości, ale pojawiają się też zdania, które warto zapamiętać. „Przestrzeń między piszącym i papierem wypełniona jest otchłaniami fałszu, pokrętności, cały freudyzm nieraz siedzi w niej schowany, i listy, jakie sobie piszemy nawzajem, są zacnym wysiłkiem sprasowania tej przestrzeni do zera". Lem wielokrotnie rozdziela literaturę na pisaną dla sławy i dla pieniędzy, ale w końcu przyznaje, że sam tak produkować nie potrafi. „Pisze się, jeśli się ma i może coś powiedzieć, a wtedy pisze się w nocy, rano, wieczorem, co trzeci dzień, na brudnych świstkach, połamanym ołówkiem, a kiedy się wejdzie w pisanie, nie może go zahamować ani śmierć najbliższych osób, ani osobiste nieszczęścia i klęski, nic, z wyjątkiem może apopleksji i nagłej śmierci. Wszystko, co poza tym się na ten temat mówi, jest zawracaniem głowy".

Listy Lema traktują o sprawach biznesowych, nowych projektach, jakie rozważa bądź pisze, jego poglądach na science fiction i fantastykę w ogóle (...) sprawach osobistych, takich jak planowane wyjazdy do Austrii czy Niemiec, zaszczytach i zaproszeniach, jakie otrzymywał, kontaktach z innymi, polityce, prośbach o książki. W późniejszych latach pisze coraz więcej o każdej nowej książce i innych sprawach biznesowych. Rzeczywiście o wszystkim". Wypowiedź Franza Rottensteinera, długoletniego agenta literackiego Lema, dotyczy wprawdzie listów, jakie sam od niego otrzymywał, ale równie dobrze pasuje do korespondencji Lema z jego najlepszym tłumaczem na angielski Michaelem Kandlem. Obszerny tom obejmuje bodaj komplet listów, jakie Lem wysłał do Kandla, jest tu więc rzeczywiście o wszystkim.

Pozostało 87% artykułu
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki