Świat podlaskiego dworku

To zaledwie sto lat temu – ale świat urzędników gubernialnych, kowali, Żydów i oryginałów szlacheckich jawi się jako nierównie bardziej egzotyczny niż również opisywany przez autora „Atlas afrykański".

Aktualizacja: 08.02.2014 00:20 Publikacja: 08.02.2014 00:19

Z chwilą wybuchu powstania styczniowego ojciec pamiętnikarza wyprawił ciężarną żonę z dziećmi z rodzinnego Podlasia do bezpiecznego wówczas Poznania. Tam w czerwcu 1864 urodził się Henryk Ciecierski. Mając trzy lata, Henryk ze swym starszym bratem wrócił na Podlasie. Matka z trzema córkami na zawsze pozostała w Poznańskiem. Ojciec, słuchacz uniwersytetu berlińskiego, podróżnik, erudyta, kolekcjoner dzieł sztuki, numizmatów, książek i okazów przyrodniczych, był właścicielem wielu folwarków, co pozwalało na realizowanie licznych pasji.

Miał też surowe zasady wychowawcze. Chłopcy nosili koszule z wiejskiego płótna, spodnie sięgające zaledwie trochę za kolana. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni – lekkie płócienne ubrania. Trzewiki z grubej, twardej skóry, cokolwiek wyżej kostek, zawsze niewygodne i przyciasne. Latem boso. Żadnych paltotów ani kaloszy, sztywna czapeczka sukienna. Nie znali upiększających dodatków, jak kołnierzyki czy krawaty. Marzli okropnie. Dopiero dorosły Henryk przekonał się osobiście, że w dolinie Sparty w lutym chadza się w letnim ubraniu.

Synowie byli budzeni o świcie. Gdy ociągali się ze wstaniem, ojciec oblewał ich zimną wodą. Czasem, gdy był w dobrym humorze, wpuszczał do pokoju oswojonego wilka, liżącego chłopców po twarzy.

Po wspólnej modlitwie następowało śniadanie. Opis jadalni, mebli z ich historią, portretów przodków na ścianach, poczynając od XVII wieku, zajmuje parę stron.

„Obiady jadaliśmy (o ile nie było większych zjazdów gości) zwyczajnie o pierwszej – skromne, lecz obfite".

Tu trzeba wspomnieć, że dwór składał się z trzech budynków, a kuchnia znajdowała się w oficynie odległej o sto kroków od właściwego dworu z jadalnią. Tak więc nie było wypadku, by ktoś sobie usta gorącą potrawą poparzył.

Pilaw na platerach

Kuchnia była typowa dla zamożnego prowincjonalnego szlachcica podlasko-litewskiego. Jadano „barszcz zabielany z boćwinką, królewski barszcz z wędliną, z rurą lub uszkami, żeberkami, grochówki zawiesiste z ogonkiem, kapuśniaki z wieprzowinką, rosoły esencjonalne z francuskimi kluseczkami lub z jarzynkami, rosoły z kur z podróbkami, zupę rumianą z krągłymi, lekkimi ptysiami, zabielaną zupę z kaczek z grzybkami, z cytryną, perłową kaszą i kawałkami kaczki. Jadaliśmy chłodniki (czegóż w nich nie było!), zupę rakową (Święci Pańscy), zupy grzybowe, pomidorowe, szczawiowe z jajami.

Jedliśmy ryby z naszych stawów, a więc szczupaki (lewiatany dwudziestopięciofuntowe!), karasie w śmietanie, liny na szaro z rodzynkami i migdałami, raki, jajka faszerowane w skorupach, wszelkie jarzyny, grzyby, rydze, sztuka mięs z ćwikłą lub cebulowym sosem, pieczony drób i potrawki z niego znakomite, zawiesiste zrazy z kaszą tatarczaną, kotlety różne, pilawy po tatarsku, opiekane jak babki a soczyste, kołduny litewskie (nie mniej pół kopy na każdego).

Jadało się własne zające, sarny, dziki, czasem łosie, cietrzewie, jarząbki, czasem głuszce i dropie, a z mącznych potraw – łazanki, małdrzynki, oładki, naleśniki z serem lub konfiturami, wreszcie kisiele, kremy, suflety, blamanże".

Z listu, który swego czasu napisał do mnie Jerzy Stempowski komentujący „Ucztę włoską" Stanisława Herakliusza Lubomirskiego, wiem, że „blamanż" była to blanc manger – galaretka z orszady, zwana w Turcji mohalebi i perfumowana tam różą lub kwiatem pomarańczowym.

Te dary boże rodzina spożywała na porcelanowej zastawie z Baranówki. „Srebra stołowego w Pobikrach nie mieliśmy. Bezpośrednio przed wybuchem ostatniego powstania ojciec zastawił całe srebro stołowe oraz ogromną srebrną wazę (kuzynka nasza wspominała jak ją, pewnego razu, ośmioletnią, dla żartu wsadzono od tej wazy i przykryto pokrywą. Potworną tę banię z zupą dwóch lokai z trudem do jadalni wnosiło), w Banku Polskim w Warszawie za trzydzieści tysięcy złotych i uzyskane pieniądze w całości na cele narodowe potajemnie oddał. Gnębiony ciągłymi kontrybucjami, nie był w stanie sreber w porę wykupić i zostały z licytacji sprzedane. Obywaliśmy się potem skromnymi platerami".

Oprócz pańskiego stołu był też drugi stół dla rezydentów i trzeci dla oficjalistów. Kiedyś mały Henryk zauważył, że dla ostatniego stołu piecze się tłusty indyk, podczas gdy rodzina dostała chudą kurę. Szafarka rezolutnie odpowiedziała, że indyk był kulawy. „Przecież nie podam wam kulawego, a oni go i tak zjedzą".

„Wieczorem między siódmą a ósmą podawano kolację składającą się z jednego dania. Zwykle był to drób pieczony na rożnie lub jakieś inne mięso, a w post makaron lub inna mączna potrawa albo jakaś kasza. Potem piliśmy herbatę z sucharkami lub bułeczkami.

Po kolacji odbywało się zwykle głośne czytanie gazet lub jakichś poważnych książek wyświetlających przyczyny upadku Ojczyzny czy poruszających aktualne w Polsce sprawy prześladowań narodowo-religijnych. Ojciec, który wstawał między piątą a szóstą rano, pod koniec czytania nieraz zachrapał".

Spartanin w trzeciej klasie

Ciecierski senior bywał surowy nie tylko dla swoich synów. Podróżując koleją, jeździł zawsze trzecią klasą – bo jak mówił – nie ma czwartej, przez oszczędność i by się stykać z ludem. Rozdawał przy wszystkich okazjach zarówno elementarze, jak i przyzwoity podręcznik historii Polski. Oszczędność mogła być reakcją na postępowanie jego matki, która potrzebując materiału na suknię, kupowała belę tkaniny. Zostało po niej sto kilkadziesiąt sukien jedwabnych. Jeździła zawsze poszóstną karetą z forysiem na przednim lewym koniu i lokajem na koźle, zarówno do odległego o wiorstę kościoła, jak i do Holandii, skąd przywiozła szkarłatne tulipany, które przyjęły się w polskim dworze. Henryk uprawiał je jeszcze w latach trzydziestych.

W dwudziestym czwartym roku życia pamiętnikarza umiera jego ojciec. Henrykowi przypada w spadku folwark Baciki w okolicy Siemiatycz. Spadają na niego obowiązkowe kontakty z przedstawicielami rosyjskiej administracji. Wśród Rosjan znalazł się nawet jeden całkiem życzliwy, który nie brał żadnych łapówek. Porządniejsi zadowalali się tym, co im ofiarowano, cieszyli się, gdy ich dobrze karmiono i pojono. Gardzili donosicielami, zwłaszcza gdy byli nimi Polacy. Bezwzględni, jak grodzieński gubernialny naczelnik żandarmerii pułkownik Małychin, sami wyznaczali wysokość okupu. Ten potrafił pod nieobecność gospodarza wkraczać do polskiego dworu i otwierać wytrychem zamknięte szuflady biurka dla przejrzenia papierów. Kiedyś powiedział Ciecierskiemu, że ten powinien kupić sobie sztucer, a on ma akurat na sprzedaż. Zażądał 300 rubli. Nastąpiła transakcja. Znajomy rusznikarz ocenił broń najwyżej na 25 rubli. Natomiast Małychin odtąd patrzył przez palce na oczywiste naruszenia przepisów. Na przykład takie, jak przemyt zakazanych książek z Galicji lub to, że koniom zakładano zakazane krakowskie chomąta. Jeden z gubernatorów łapówek podobno nie brał. Natomiast przyjmował je jego syn.

Zaimponował Ciecierskiemu pewien esauł kozacki, który potrafił szablą doskonale temperować ołówek.

Większość odziedziczonego przez autora wspomnień majątku stanowiły lasy. Młody dziedzic wezwał wiejskiego kowala specjalizującego się w reperacji strzelb, zażywającego opinii wybitnego kłusownika, proponując, by nauczył go polowania i wszystkich sposobów za całkowite wyżywienie i trunki przez okres nauki, pod warunkiem że wszystko będzie się odbywało we własnych lasach. Nauczyciel miał swoje zasady. Kiedyś podczas polowania zaczętego w sobotę, po wielu godzinach, zadarł głowę do góry, spojrzał na słońce i zawiesił strzelbę na plecach, oznajmiając, że już jedenasta. „Ksiądz wychodzi  ze Mszą świętą. – Nie wolno teraz polować". Strzelał jedynie wtedy, gdy zwierzę miało za sobą drzewo. Kula kończyła swój lot w drzewie. On ją wyciągał, wyklepywał młotkiem, by znowu jej użyć.

W roku 1892 Ciecierski żeni się z panną młodszą o dziewięć lat. Małżeństwo zaczyna odbywać podróże po Afryce francuskiej, Szwajcarii, Włoszech, Grecji, Turcji. Wśród kilkudziesięciu udanych portretów ziemian, furmanów, żydowskich krawców-partaczy, leśników, rosyjskich czynowników szczególnie przejmujący jest autoportret kochającego, lecz w najwyższym stopniu nierozsądnego, lekkomyślnego męża. Oto oboje mają wrócić z Włoch do kraju przez Wiedeń, gdy Henryk znajduje we francuskiej gazecie wiadomość, że w Konstantynopolu wybuchła epidemia cholery. Zataja przed żoną ten fakt, oświadcza jej, że muszą się rozdzielić, bo pewna pilna sprawa wzywa go do Konstantynopola. Płynie tam, by obejrzeć rzecz na miejscu. Po przybyciu ze zdziwieniem spostrzega, że życie toczy się normalnie, nie widać paniki, zwłok na ulicach. Udaje się do konsulatu rosyjskiego po wiadomości. Rzeczywiście przed paru dniami zdarzył się jeden wypadek choroby o podejrzanych symptomach i to wszystko. Natomiast ogłoszono kwarantannę i przed upływem paru tygodni nie ma szans na otrzymanie wizy do Odessy. Gdy po paru dniach znów odwiedza biuro, konsul rosyjski zwraca mu uwagę, że utrzymuje kontakty z osobami podejrzanymi politycznie przez lokalne władze, a w dodatku, poruszając się po mieście w fezie, może łatwo zostać aresztowany i wyciągnięcie go z więzienia będzie trudne. Jeśli wróci do kapelusza, w którym tu przybył, jako reprezentant cywilizacji europejskiej będzie się cieszył bezkarnością.

Z chwilą wybuchu powstania styczniowego ojciec pamiętnikarza wyprawił ciężarną żonę z dziećmi z rodzinnego Podlasia do bezpiecznego wówczas Poznania. Tam w czerwcu 1864 urodził się Henryk Ciecierski. Mając trzy lata, Henryk ze swym starszym bratem wrócił na Podlasie. Matka z trzema córkami na zawsze pozostała w Poznańskiem. Ojciec, słuchacz uniwersytetu berlińskiego, podróżnik, erudyta, kolekcjoner dzieł sztuki, numizmatów, książek i okazów przyrodniczych, był właścicielem wielu folwarków, co pozwalało na realizowanie licznych pasji.

Pozostało 94% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski