„Rzeczpospolita”: „Chcesz żeby twoje życie wyglądało inaczej? Musisz sam je zmienić” – pisała Katy Regnery. Czy taka właśnie myśl zakiełkowała w pańskiej głowie, gdy wysłał pan thriller na konkurs organizowany przez Porsche Italia?
Maurizio de Giovanni: Moje życie nie jest posłuszne tej maksymie pani Regnery, którą skądinąd podzielam. Po prostu wziąłem udział w konkursie literackim ogłoszonym przez Porsche, do którego zapisali mnie inni.
Był to konkurs dla debiutujących autorów kryminałów, w różnych miastach Włoch odbyły się eliminacje, a finał we Florencji w historycznej kawiarni Giubbe Rosse. Mój udział to sprawka paru moich kolegów (jeszcze trzy lata temu pracowałem w banku) – stroili sobie ze mnie żarty z powodu mojej nieokiełznanej pasji do literatury kryminalnej i do książek w ogóle, które pożerałem w wielkiej ilości, i w pewnej chwili dla żartu zgłosili moją kandydaturę. Konkurs polegał na tym, że w kawiarni Gambrinus trzeba było napisać opowiadanie inspirowane jakimś wydarzeniem z kroniki kryminalnej.
Ku własnemu niedowierzaniu przeszedłem eliminacje, a potem wygrałem finał. Nagrodą nie był luksusowy samochód, lecz publikacja zwycięskiego opowiadania w prestiżowym czasopiśmie „L'Europeo”.
Karierę pisarską rozpoczął pan w 2005 roku. Co zadecydowało o wejściu w świat literatury?
Także i w tym przypadku zostałem, że tak powiem, zmotywowany. Pewna agentka literacka po przeczytaniu mojego opowiadania zadzwoniła do mnie, prosząc bym jej przysłał najlepszą powieść, jaką mam z Luigim Alfredem Ricciardim jako głównym bohaterem. Oczywiście nie miałem w szufladzie żadnej powieści. Tę postać wymyśliłem tydzień wcześniej. Wziąłem urlop i napisałem „Łzy pajaca”. Od wtedy nie zatrzymałem się już ani na chwilę.