Nie tak miał wyglądać w tym roku Wielkanocny Festiwal Beethovenowski. Zamiast życzeń na swoje 25-lecie otrzymał zamknięte dla publiczności sale koncertowe, rygory sanitarne dla artystów oraz konieczność wielokrotnej zmiany programu, z którego wypadały utwory angażujące zbyt dużą liczbę wykonawców. Do tego doszło wspominanie Krzysztofa Pendereckiego (pierwsza rocznica śmierci minęła w poniedziałek) i choroba Elżbiety Pendereckiej, bez aktywności której trudno sobie wyobrazić ten festiwal.
Pozostał internetowy kontakt słuchaczy z artystami oraz wyjątkowa energia tych drugich, spragnionych grania. I okazało się, że festiwal online z ograniczonym zestawem koncertowym nie ma słabych punktów, jak to się zdarza z reguły na wielkich imprezach trwających dwa tygodnie.
Żywioł Maksymiuka
Nie było rozreklamowanych wykonawców artystycznych, są czołowe polskie orkiestry i nasi najwybitniejsi dyrygenci. I jest patron festiwalu, Ludwig van Beethoven, w poprzednich latach często przesunięty na plan dalszy przez inne wydarzenia. Teraz, gdy jest ich mniej, możemy się przekonać, że spośród wielkich symfoników XIX wieku on po dwóch stuleciach przemawia do nas z największą siłą.
Tak było podczas występu orkiestry Sinfonia Varsovia, którą prowadził Jerzy Maksymiuk. Za niespełna dwa tygodnie będzie obchodził 85. urodziny, a zachował fenomenalną młodzieńczą witalność. Znana z tysięcy wykonań III Symfonia „Eroica" Beethovena, której rewolucyjny bunt łączy się z przejmującym marszem żałobnym, zabrzmiała w sposób porywający.
Nie mniej ciekawie wypadła zbanalizowana V Symfonia z motywem losu pukającego do naszych drzwi. Na koncercie inauguracyjnym orkiestra Filharmonii Narodowej zagrała ją ze względów covidowych w nieco pomniejszonym składzie, a Andrzej Boreyko unikał interpretacyjnych eksperymentów. Zrezygnował z szybkich temp kuszących dziś wielu dyrygentów. Skupił się natomiast na tym, by uniknąć patosu, a wydobyć emocjonalną prawdę muzyki.