Wieczór pierwszy zamykający ten najdziwniejszy z sezonów przyniósł bardzo oczekiwane, kilkakrotnie przekładane z powodu pandemii spotkanie z Piotrem Anderszewskim. Pianista też był wyjątkowo stremowany, bo po wielu miesiącach właśnie w Warszawie mógł wreszcie zagrać recital dla publiczności.
Nie tylko z tego powodu koncert miał coś z magii. Fonograficznym wydarzeniem pandemicznych miesięcy stała się nowa płyta Piotra Anderszewskiego wydana przez Warner Classics. Nagrał na niej autorski wybór preludiów i fug z drugiego tomu wielkiego dzieła Jana Sebastiana Bacha „Das Wohltemperierte Klavier”. To zbiór utworów pozornie o charakterze ćwiczeniowym, ale w rzeczywistości składają się one na makrokosmos Bachowskiej muzyki z jej polifonią, różnorodnością ornamentacji, temp, rytmów, tematów.
Dokonując selekcji i zmieniając chronologię Piotr Anderszewski stworzył własny świat. Nagrał dwanaście par preludiów i fug (każda została skomponowana w tej samej, odmiennej od innych tonacji), dziewięć wybrał do programu warszawskiego recitalu. Wykonał je w niemal całkowicie wyciemnionej sali, by nic słuchaczy nie rozpraszało. Liczyć się miała jedynie muzyka.
Bach w ujęciu Anderszewskiego słuchany z płyty fascynuje miękką, aksamitną barwą, zróżnicowaniem dynamicznym, a przede wszystkim spójnością interpretacyjnej koncepcji. Wszystkie te walory ma też wykonanie na żywo, aksamitna miękkość nie zanikła, choć brzmienie było niejednokrotnie mocniejsze niż na płycie. Wyraźniej słyszalne stały się rozmaite detale – w kształtowaniu napięciu czy w eksponowaniu tematów. Ta sama była też linia konstrukcyjna całości zwieńczonej dodatkowo trzema preludiami zagranymi na bis.
Ostatni koncert sezonu w miniony weekend dedykowano natomiast pamięci Kazimierza Korda – wspaniałego dyrygenta i wieloletniego dyrektora Filharmonii Narodowej. Jej obecny szef artystyczny Andrzej Boreyko wybrał do programu kompozytorów szczególnie lubianych przez jego wielkiego poprzednika. Był więc Gustav Mahler i pieśń „Ich bin der Welt abhanden gekommen”, Witold Lutosławski („Muzyka żałobna”) i Piotr Czajkowski z przepełnioną tragizmem Symfonią „Patetyczną”.
To jedna z najbardziej znanych kompozycji Czajkowskiego, a jednak od początkowego, ponurego adagia poprzedzającego burzę konfliktów głównych tematów symfonii aż po finałowe zamierające wyciszenie „Patetyczna” przykuwała uwagę jak dzieło nowe. Andrzej Boreyko przyspieszył tempa, wzmocnił ton dramatyczny. Ta muzyka miała głębię, ponadczasową prawdę i emocjonalną siłę, co nie jest łatwo osiągnąć dyrygentowi, gdy musi opanować tak duży skład muzyków rozmieszczonych ze względów pandemicznych w większym niż zazwyczaj oddaleniu od siebie.