Rz: „Słowa, jak węże do ucha” to tytuł przeboju z pani najnowszego albumu. Chciała pani zaśpiewać o tym, że kłamstwo otacza nas w życiu publicznym, czy chodziło raczej o relacje międzyludzkie?
Małgorzata Ostrowska
: Nie chcę uderzać w wielki dzwon i poruszać spraw społecznych, nie jestem socjologiem. Płyta jest bardzo osobista i oczywiście chodzi o relacje damsko-męskie.
Śpiewa pani o trójkącie?
Raczej jestem tą trzecią, która obserwuje sytuację z dystansu, nie do końca poważną, chodzi przecież o zabawę kłamstewkami i jeśli obie strony dobrze się bawią, nie ma w tym nic złego. Źle jest, jeśli ktoś kogoś wpuszcza w maliny. Pracuję w męskim gronie, zespół tworzą sami mężczyźni, dlatego obserwacje mam dość bogate.To pani muzycy wpuszczają kobietom węże do ucha?Przebywanie z kolegami w trasie koncertowej to sytuacja niełatwa, ale zawsze sobie z tym dawałam radę. Jeszcze w początkach Lombardu przyjęłyśmy z Wandą Kwietniewską zasadę, że w naszym zespole... nie ma kobiet.