Polska staje się ósmym krajem europejskim, który udostępnia publiczności spektakle z najsłynniejszego teatru operowego na świecie. Robią to także Kanada i Japonia.

Swe przedstawienia Metropolitan Opera sprzedaje od 2006 r., najpierw tylko w Stanach. Rozpoczęto od „Czarodziejskiego fletu” Mozarta, który obejrzało kilkadziesiąt tysięcy widzów w 150 salach. Sukces frekwencyjny i kasowy spowodował, że w ubiegłym roku pozyskano kolejne amerykańskie kina i teatry, potem zaś kontrahentów w innych krajach.

Ten pomysł to efekt strategii marketingowej, jaką wprowadził nowy dyrektor Metropolitan Peter Gelb. Do opery przyszedł z przemysłu fonograficznego (był m.in. szefem Sony Classical) i od początku zapowiadał, że chce pozyskać inną publiczność, a także zarabiać na deficytowej sztuce operowej.

Za transmisję Metropolitan pobiera połowę wpływów ze sprzedaży biletów (w Łodzi kosztują one 40 i 60 zł). Pokazywane są spektakle popołudniowe, co ze względu na różnicę czasu widzom w krajach europejskich umożliwia ich oglądanie na żywo.

Sobotni spektakl poprowadzi James Levine, w rolach głównych wystąpią gwiazdy Met: Lado Atanelli (Makbet) i Maria Guleghina (Lady Makbet). W lutym będzie można obejrzeć „Manon Lescaut” Pucciniego, a potem „Petera Grimesa” Brittena, „Cyganerię” Pucciniego i „Córkę pułku” Donizettiego.