Rz: Czy w XXI wieku taki charakterystyczny balet z akcją, jakim jest „Pan Twardowski”, ma w ogóle rację bytu na scenie?
Gustaw Klauzner: – W swojej pracy z zespołem Opery Narodowej odszedłem daleko od konwencji baletu charakterystycznego. „Pana Twardowskiego” w ten sposób zrealizowałem kilkanaście lat temu w Gdańsku. Taki balet – bardzo nasycony ludowością oraz tradycją – rzeczywiście mógłby nie trafić w gust dzisiejszej publiczności. Dlatego teraz rezygnuję z tych wszystkich narodowych i ludowych tańców, owych – jak to nazywam – tanuszków polskich czy węgierskich: czardaszy, obertasów i krakowiaków. Skupiłem się przede wszystkim na muzyce, która jest bardziej strawna w tym kształcie, jaki wybraliśmy do realizacji. W tradycyjnych wersjach partytura „Pana Twardowskiego” była bardzo poszatkowana, składała się z licznych oddzielnych numerów tanecznych, dziś taka konstrukcja nie ma racji bytu.
Muzyka Ludomira Różyckiego jest taneczna, ale i bardzo przesycona „cepelią”. Jak pan sobie radzi z dopasowaniem swojej wizji do tego, co kompozytor zawarł w nutach?
Staram się na nowo odkryć muzykę Różyckiego, która bardzo narzuca sposób poruszania się po scenie. Czasami jest tak zagęszczona nutami polskiego folkloru, tak swojska, że aż trudno wymyślić do niej inne taneczne pas. Jest to dla mnie tym trudniejsze, że wcześniej realizowałem wiele baletów współczesnych do muzyki symfonicznej, a tu muszę się dostosować do tego, co można zrobić z muzyką Różyckiego. Kiedy dyskutowałem o „Panu Twardowskim” ze scenografem Andrzejem Majewskim, padła nawet sugestia, że najlepiej byłoby tę partyturę przearanżować i dopiero wtedy, korzystając z niej, stworzyć polską, ale i nowoczesną historię. Wiele fragmentów jest bardzo pięknych i tanecznych, ale tam, gdzie wkrada się dużo ludowości, folkloru, cepeliady, wydaje mi się, że muzyka przestaje być strawna dla współczesnego odbiorcy.
Ostatecznie jednak do współpracy z Andrzejem Majewskim nie doszło i przy „Panu Twardowskim” pracuje pan z dwojgiem młodych scenografów: Milanem Davidem i Janą Hauskrechtovą.