Trzy lata temu alternatywna płyta "miasto mania" Marii Peszek wywołała sensację. Osobisty i oryginalny projekt aktorki zafascynował słuchaczy, nie tylko tych gustujących w muzyce niezależnej. Peszek dobrze przyjmowano wszędzie – na festiwalu Top Trendy występowała jako autorka jednej z dziesięciu najchętniej kupowanych płyt 2006 roku.
Jej album był wówczas niezbitym dowodem na to, że młoda scena alternatywna jest w Polsce potrzebna i że w ogóle jest. Dziś przykładów mamy więcej. Ożywiły się offowe kluby, ich gwiazdy występują na najważniejszych młodzieżowych festiwalach, okrzepły też niezależne wytwórnie. Właśnie dzięki małym wydawcom na rynek trafiły w kwietniu nietuzinkowe płyty. Nowa alternatywa ma się dobrze – w jazzie, hiphopie, elektronice i brzmieniach, które nie mieszczą się w żadnym nurcie. Przykładem jest formacja Loco Star. Wystarczy spojrzeć na baśniowe rysunki zdobiące okładkę albumu "Herbs", by wiedzieć, że w środku czeka niezwykła muzyka.
Kto lubi poetycką elektronikę łączoną z żywymi instrumentami, będzie zachwycony. Takie nastrojowe, kunsztowne produkcje kojarzymy raczej z wizjonerami sceny brytyjskiej, nie z naszym podwórkiem. Autorami kompozycji są wokalistka Marsija, która subtelnie operuje swą łagodną barwą, ale potrafi też głosem porazić, oraz Tomasz Ziętek, multiinstrumentalista związany też z grupą Pink Freud. Ich najnowsza płyta pomieściła subtelne, ale chwytliwe klubowe utwory i zmysłowe ballady.
Bez poezji doskonale obywa się grupa Dick 4 Dick, która gustuje w dosłowności, a chętniej niż na zmysły stawia na instynkty. Ta męska ekipa lubi dobrą zabawę. Teksty utworów, wyśpiewane seksownie i zadziornie, sensu mają niewiele, ale pomagają budować nastrój. Poza hedonizmem i kiczowato erotycznym wizerunkiem grupa ma jednak do zaoferowania świetną muzykę z pogranicza rock'n'rolla, popu i elektroniki. Wydany właśnie "Grey Album" jest błyskotliwie złożoną mozaiką konwencji, różnorodną i brzmieniowo bo-gatą.
Z garażowej surowości muzycy przesuwają się do soczystego amerykańskiego rocka i dyskotekowych efektów lat 80. Bawią się i dowcipkują z polotem, a nuta nonszalancji to u nich oznaka zdrowia – zagraniczne tendencje można traktować z przymrużeniem oka, zamiast padać przed nimi na kolana.