Muzyczna ofensywa niezależnych

Im mniej miejsca dla oryginalnych muzyków jest w naszych stacjach radiowych i na najważniejszych festiwalach piosenki, tym prężniej działa scena niezależna. Ukazuje się coraz więcej autorskich albumów

Aktualizacja: 21.05.2008 05:35 Publikacja: 20.05.2008 20:30

Maria Peszek

Maria Peszek

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Trzy lata temu alternatywna płyta "miasto mania" Marii Peszek wywołała sensację. Osobisty i oryginalny projekt aktorki zafascynował słuchaczy, nie tylko tych gustujących w muzyce niezależnej. Peszek dobrze przyjmowano wszędzie – na festiwalu Top Trendy występowała jako autorka jednej z dziesięciu najchętniej kupowanych płyt 2006 roku.

Jej album był wówczas niezbitym dowodem na to, że młoda scena alternatywna jest w Polsce potrzebna i że w ogóle jest. Dziś przykładów mamy więcej. Ożywiły się offowe kluby, ich gwiazdy występują na najważniejszych młodzieżowych festiwalach, okrzepły też niezależne wytwórnie. Właśnie dzięki małym wydawcom na rynek trafiły w kwietniu nietuzinkowe płyty. Nowa alternatywa ma się dobrze – w jazzie, hiphopie, elektronice i brzmieniach, które nie mieszczą się w żadnym nurcie. Przykładem jest formacja Loco Star. Wystarczy spojrzeć na baśniowe rysunki zdobiące okładkę albumu "Herbs", by wiedzieć, że w środku czeka niezwykła muzyka.

Kto lubi poetycką elektronikę łączoną z żywymi instrumentami, będzie zachwycony. Takie nastrojowe, kunsztowne produkcje kojarzymy raczej z wizjonerami sceny brytyjskiej, nie z naszym podwórkiem. Autorami kompozycji są wokalistka Marsija, która subtelnie operuje swą łagodną barwą, ale potrafi też głosem porazić, oraz Tomasz Ziętek, multiinstrumentalista związany też z grupą Pink Freud. Ich najnowsza płyta pomieściła subtelne, ale chwytliwe klubowe utwory i zmysłowe ballady.

Bez poezji doskonale obywa się grupa Dick 4 Dick, która gustuje w dosłowności, a chętniej niż na zmysły stawia na instynkty. Ta męska ekipa lubi dobrą zabawę. Teksty utworów, wyśpiewane seksownie i zadziornie, sensu mają niewiele, ale pomagają budować nastrój. Poza hedonizmem i kiczowato erotycznym wizerunkiem grupa ma jednak do zaoferowania świetną muzykę z pogranicza rock'n'rolla, popu i elektroniki. Wydany właśnie "Grey Album" jest błyskotliwie złożoną mozaiką konwencji, różnorodną i brzmieniowo bo-gatą.

Z garażowej surowości muzycy przesuwają się do soczystego amerykańskiego rocka i dyskotekowych efektów lat 80. Bawią się i dowcipkują z polotem, a nuta nonszalancji to u nich oznaka zdrowia – zagraniczne tendencje można traktować z przymrużeniem oka, zamiast padać przed nimi na kolana.

O kopiowanie amerykańskich mód wciąż oskarżani są muzycy hiphopowi, ale teraz mamy kontrargumenty. Autorskie albumy nagrali L. U. C. i Rahim oraz Magierski & Tymon. Ci pierwsi stworzyli mistyczną i mroczną "Homoxymoronomaturę" – komentarz do światowego raportu o zmianach klimatycznych. Obok triphopowych podkładów słychać na niej smyczki i dużą sekcję dętą. Znacznie spokojniejsza i kojąca jest płyta "Oddycham smogiem" Magierskiego & Tymona, w większości instrumentalna i zawieszona między hip hopem a jazzem. Te dopieszczone w detalach produkcje można na świecie prezentować nie tyle z ulgą, że coś nam się wreszcie udało, ile z dumą.

Lokalnym fenomenem, przesyconym sielską i magiczną atmosferą polskich peryferii, jest Czesław Śpiewa i jego solowy "Debiut". Wokalista i kompozytor, z pochodzenia Duńczyk, na świat przyszedł w Zabrzu. Nagrał płytę fantazyjną i egzotyczną, bo niemożliwą do zdefiniowania. Jest na niej tyle samo z Toma Waitsa co z polskiego czy bałkańskiego folku. Radość stapia się z melancholią i romantyzmem, a sam autor wydaje się postacią nierealną, jak narysowany na okładce płyty chłopiec. Tyle że Czesław Mozil istnieje naprawdę – zna go i ceni duża grupa polskich muzyków. Tak samo jest z twórcami innych wydanych właśnie płyt – elektroniczną Miloopą, Oszibarackiem czy jazzową Muariolanzą.

Pora, by zauważyli ich także słuchacze i przestali narzekać na smętny polski zaścianek.

Trzy lata temu alternatywna płyta "miasto mania" Marii Peszek wywołała sensację. Osobisty i oryginalny projekt aktorki zafascynował słuchaczy, nie tylko tych gustujących w muzyce niezależnej. Peszek dobrze przyjmowano wszędzie – na festiwalu Top Trendy występowała jako autorka jednej z dziesięciu najchętniej kupowanych płyt 2006 roku.

Jej album był wówczas niezbitym dowodem na to, że młoda scena alternatywna jest w Polsce potrzebna i że w ogóle jest. Dziś przykładów mamy więcej. Ożywiły się offowe kluby, ich gwiazdy występują na najważniejszych młodzieżowych festiwalach, okrzepły też niezależne wytwórnie. Właśnie dzięki małym wydawcom na rynek trafiły w kwietniu nietuzinkowe płyty. Nowa alternatywa ma się dobrze – w jazzie, hiphopie, elektronice i brzmieniach, które nie mieszczą się w żadnym nurcie. Przykładem jest formacja Loco Star. Wystarczy spojrzeć na baśniowe rysunki zdobiące okładkę albumu "Herbs", by wiedzieć, że w środku czeka niezwykła muzyka.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"