Jako spadkobierca soulowego dziedzictwa zachował się bardzo elegancko – żadnych przykrych przeinaczeń, wymuszonych zmian, strzałów kulą w płot.Mimo ostrożności nadał piosenkom własny ton. Gdybym nie znała ich historii, myślałabym, że należały do niego zawsze. Pewnie dlatego, że zachrypnięty i trwale skażony smutkiem głos Seala tak dobrze pasuje do tradycyjnego rhythm and bluesa. Muzyk śpiewa skromnie, skupiony na budowaniu nastroju. Zajmuje się uczuciami i nie zawraca głowy atrakcyjnym opakowaniem. Aranżacje są delikatne, naturalne, na właściwym miejscu: wzbogacają melodie, niczego nie przesłaniając.
W subtelny sposób Seal zarysował współczesny kontekst płyty. Otwiera ją pełna napięcia piosenka Sama Cooka „A Change Is Gonna Come”, zapowiadająca zmiany. To od pochodzącego z niej wersu Barack Obama rozpoczął przemówienie w dniu wyborczego triumfu: „It’s been a long time coming”, czyli „długo na to czekaliśmy”. Bolesną opowieść o życiu u kresu wytrzymałości Seal zaśpiewał łagodnie – blednie cierpienie, na pierwszy plan wychodzi pewność, że będzie lepiej. Zamknięciem albumu jest natomiast wezwanie Curtisa Mayfielda „People Get Ready”. „Ludzie, szykujcie się, pociąg nadjeżdża. Nie trzeba wam bagażu. Wystarczy wierzyć i dziękować Bogu”. Inspirowana muzyką gospel zapowiedź zbawienia ma też inne znaczenie. W latach 60. i 70. Mayfield śpiewał, konsolidując Afroamerykanów i dodając im otuchy. Seal nieprzypadkowo ten wątek przypomina.
Do najpiękniejszych na płycie należą: „I Can’t Stand The Rain”, którą Lennon uważał za najlepszą piosenkę r&b. Razem z Sealem przewracamy się w łóżku, słuchamy deszczu i zwijamy z żalu na wspomnienie utraconej miłości. Podoba mi się też „Here I Am” Ala Greena – wyznanie faceta, który nie uwodzi, ale prosi: „Oto jestem, weź mnie”. Nietypowych tekstów jest tu więcej, a kto posłucha uważnie, nigdy już nie będzie twierdził, że mężczyźni nie potrafią mówić o uczuciach.
[i]Seal, Seal Soul, Warner, 2008[/i]