[b]Rz: Czy „24 Hours” to pańska najbardziej osobista płyta?[/b]
Tom Jones: Mówi o mnie więcej niż wszystkie, które dotąd nagrałem. Ale nie powstała z potrzeby szczerości, raczej z konieczności, bo chcę być wiarygodny. Wytwórnia zaproponowała tymczasem utwory, które nie wydały mi się ekscytujące, więc poszedłem do autorów i opowiedziałem im o sobie. Zacząłem od Bono – siedzieliśmy w klubie w Dublinie i poprosiłem, żeby napisał dla mnie piosenkę. Z naszych rozmów powstała „Sugar Daddy”.
[b]A więc podpisuje się pan pod pochodzącym z niej wersem: „Niesie mnie seksualna ambicja, ale kończy się amunicja”.[/b]
Puszczam do siebie oko. Kiedy Bono przysłał mi tekst, zapytałem, czemu tyle w nim sprośności? Usłyszałem: „Bo tylko ty masz dość ikry, żeby to zaśpiewać. I tylko tobie ujdzie to na sucho”.
[b]„I’m Alive” jest manifestem mężczyzny odkrywającego życie na nowo, tuż przed siedemdziesiątką. W refrenie wykrzykuje pan: „Żyję! Jestem mężczyzną!”. Kiedy znów pan to poczuł?[/b]